poniedziałek, 21 marca 2011

MUZYKA - Piotr Rogucki - Loki-Wizja Dźwięku (2011)


1. Wizja Dźwięku (3:23)
2. Nie Bielsko (4:27)
3. Argonauci (3:50)
4. Sopot (4:22)
5. Plaster Miodu 1 (2:28)
6. Szatany (4:22)
7. Witaminki (4:03)
8. Wielkie K (4:02)
9. Mała (3:06)
10. Plaster Miodu 2 (2:24)
11. Piegi W Locie (5:01)
12. Szwajcarski Nóż (4:35)
13. Plaster Miodu 3 (1:43)
14. Ruda Wstążka (4:29)
15. I’m Not Afraid Of Your Soul (3:15)

Całkowity czas: 55:29


  Od roku 2008, kiedy to zespół Coma wydał swoją trzecią płytę („Hipertrofię”) zaczęła się „zabawa” w wydawanie najróżniejszych rzeczy, które z nową studyjną płytą nie miały nic wspólnego. I w ten sposób rok 2010 był pierwszym w historii zespołu (biorąc pod uwagę tradycyjne dwuletnie przerwy), podczas którego nie usłyszeliśmy nowego longplay’a. Mieliśmy oczywiście „Live” w trzech wersjach, „Symfonicznie”, a nawet niepełne przerobienie na angielski język „Hipertrofii” – „Excess”. Rok 2011 miał nam przynieść ( i mam nadzieję, że tak się stanie) nową dawkę świeżej muzyki, w której usłyszymy na wokalu Piotra Roguckiego. Choć mam tutaj na myśli przede wszystkim główny projekt Petera, to wcześniej doczekaliśmy się jednak debiutu Roguca w postaci jego solowego albumu… „Loki – Wizja Dźwięku”.

  Debiut Piotrka to -  jak sam autor przyznaje – "zapis ścieżki dźwiękowej do filmu, który nigdy nie powstał”. Już w tym momencie oczywisty jest fakt, iż mamy do czynienia z albumem koncepcyjnym, a ten opowiada nam historię niesfornego muzyka rockowego. Bohater to postać lubiąca łamać zasady, nie trzymająca się ustalonych zasad i stereotypów. Ten kontrowersyjny pan nosi w dodatku pseudonim Loki (w mitologii nordyckiej bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa – pierwszy raz słyszałem o nim cztery lata temu, gdyż na płycie formacji Manowar znalazł się kawałek „Loki God of Fire”…wygląda na to, że jest również bogiem ognia). „Loki – Wizja Dźwięku”  to porzucenie przez głównego bohatera kariery rockmana i rozpoczęcie wędrówki przez kolejne etapy jego życia. W niektórych kawałkach usłyszymy opowiadanie prezentowane przez samego Lokiego, w innych zaś możemy doświadczyć narracji jego bliskich przyjaciół. Muszę przyznać, że pomysłowość na tym albumie stoi na wysokim poziomie, choć nie do końca wszystko mnie na nim przekonuje.

  Solowy Roguc to muzyka, która raczej z Comą kojarzyć się nam nie będzie. Zapewne znajdą się tacy miłośnicy zespołu, którzy na nowy projekt Piotrka będą narzekali. Będą również słuchacze, którzy nowym krążkiem wokalisty się zachwycą. Nie ma jednak wątpliwości, że płyta będzie porównywana do twórczości zespołu, który renomę w naszym kraju ma już bardzo dobrze wyrobioną.

  Muzycznie to bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły, po prostu rock. Lirycznie… no właśnie. Lirycznie powstanie nam jeszcze większy kontrast w porównaniu do Comy. Teksty są napisane niezwykle „luźnym” językiem i przyznam szczerze, że mnie osobiście to trochę przeszkadza. Uwielbiam teksty Piotrka z płyt zespołu, a na jego solowym projekcie czasami padają słowa zbyt… codzienne? Wyszukanej poezji mamy tutaj jak na lekarstwo. Rogucki atakuje nas za to "smażonymi ziemniakami", "kotletami mielonymi", "dupami", "kiszoną kapustą", "szczającymi kotami" i innymi ciekawostkami. Dla niektórych będzie to minus albumu, dla innych plus. Ja jestem pomiędzy, ze wskazaniem na to pierwsze. Mimo wszystko przyznaję, że są też mocniejsze motywy liryczne, które zwłaszcza w dalszych fragmentach płyty robią lepsze wrażenie. W ogóle druga część krążka robi się poważniejsza, co jest analogiczne w porównaniu do „Hipertrofii”. Świetnie wypada mój faworyt (a w zasadzie to faworytka) - „Mała” z bardzo ładnym tekstem („Jesteś różowy krem na cieście, i byłbym Ciebie jadł o wiele częściej, o ile zechcesz…”/„Jesteś o wiele lepszym wierszem niż każdy, która ja rzetelnie sklecę, chcąc Cię uchwycić w tekście”). I jak ta mała ma się oprzeć? W przypadku tak pięknych i szczerych słów, tylko bezduszna go odtrąci… . Uroczy utworek.

  Numerem cztery na płycie jest „Sopot”. Kawałek raczej prześmiewczy, lecz z głębokim i dobrym refrenem. Potem mamy „Plaster miodu 1” (to pierwsza z trzech części), a następnie singlowy numer „Szatany” – to jeden z mocniejszych momentów na płycie. Co do wspomnianych „Plastrów miodu”… Są to krótkie instrumentalki, które dzielą przygodę naszego bohatera, kończącą się śmiercią tuż po ostatniej „plastrowej” kompozycji. 

  Celowo nie zagłębiam się w opisywanie „track po tracku”, gdyż nie widzę w tym większego sensu. Płyty dobrze słucha się jako całość i choć na początku moje uczucia były raczej negatywne, to zdecydowanie krążek ten zyskuje z każdym przesłuchaniem. Ma liczne plusy, jak i minusy (choć ogólnie tych raczej jest znacznie mniej). Prócz niektórych tekstów „minusikami” będą dla mnie „Argonauci” oraz „Wielkie K”. W każdej innej kompozycji znajduje coś intrygującego. Nawet w nieco irytującym lirycznie numerze „Witaminki”, instrumentalnie jest pozytywnie. W kompozycji „Szwajcarski nóż” zaś, przeszkadzał mi początkowo specyficzny klimat, lecz pod koniec robi się świetnie… Dziwny to album.

  Bardzo ciężko mi solową płytę Roguca ocenić. Cenie go jako muzyka, ale chcę wystawić ocenę, która nie będzie mi się później śniła po nocach. Nie jest to płyta rewelacyjna, jak ostatnie dokonanie formacji Coma, lecz rzecz, która zyskuje z czasem na wartości, co też przyczynia się do faktu, iż debiut Piotrka Roguckiego uznaję jako, po prostu…dobry.

Ocena: 7/10

RECENZJA ADAMA

8 komentarzy:

  1. Loki definitywnie nie jest bogiem ognia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie wiem...powiedz to formacji Manowar :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znaczy Loki z ogniem ma wspólnego to,że jest bogiem zniszczenia,a swoistym bogiem ognia był Surtr czy jak wolisz Surtur :)

    OdpowiedzUsuń
  4. coś do nowego Amon Amarth, którego reckę niebawem napiszę;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem za bardzo skupiłeś się na stronie lirycznej albumu (która swoją drogą, wg. mnie, jest dobrze wyważona). "Muzycznie (...) po prostu rock" - i tu się nie zgodzę. Ok, to jest rock, ale mający wiele twarzy i czerpiący z najróżniejszych stylistyk. Można by się było tutaj rozpisać, że ho ho! Z komentarzem co do utworów, które wymieniłeś też się do końca nie zgodzę. Jak dla mnie, to "Szwajcarski nóż" jest od początku do końca taki jaki powinien być, "Witaminki" są jednym ze słabszych momentów, a za to "Wielkie K" muzycznie rozwala i ma w sobie niesamowitego powera (i w sumie zaliczenie tego kawałka do "minusików" poruszyło mnie do napisania tego komentarza). Osobiście (w tak szerokiej skali) dałbym 8 z dużym plusem.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgodzę się z przedmówcą, gdyż to właśnie muzycznie "Wizja dźwięku" bywa szalenie intrygująca. Ale recenzja wciąż przede mną, więc krótko tylko, że "Szwajcarski nóż" porusza dogłębnie, a "Wielkie K" daje solidnego kopa w dupago. Dobrze, że Piotrek miał na tyle jaj, by zupełnie odciąć się od muzyki Comy

    OdpowiedzUsuń
  7. panie Bartku-czekam na recenzję do Amon Amarth :D
    na pewno panowie słyszeli o zespole "Arthemis" i bardzo chciałabym ujrzeć tu takową recenzję, bo wg mnie ten zespół na to zasługuje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha. Na pewno zgodzę się, że nagranie solowego albumu, tak innego od brzmienia COMY, było odważnym( i w sumie udanym) działaniem.
    Jednak sądzę, że "Wielkie K" jest muzycznie bardzo ciekawe, lirecznie również intryguje- w tej opinii różnię się z panem recenzentem . Do każdego utworu z tej płyty trzeba się przekonać, każdy jest fragmentem całości płyty, jak i osobną częścią. Czy lirycznie płyta odbiega od tego, do czego przyzwyczaił nas Roguc ? Jest trochę inna, ale czy tak bardzo... ? Niech kazdy sam zdecyduje :) postawiłbym mocne 8.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.