poniedziałek, 21 marca 2011

ANIME - Death Note (2006-2007)


Liczba odcinków: 37
Czas trwania: 23 minuty (jeden epizod)
Polski tytuł: Notatnik śmierci

  Czy Fiodor Dostojewski, pisząc w XIX wieku szalenie inteligentną "Zbrodnię i karę", mógł spodziewać się, że ponad setkę lat później ktoś jego ideę zaadaptuje ponownie? Mało tego! Czy przez jego nietknięty jeszcze działalnością globalizacyjną umysł mogła przepłynąć myśl, iż ktoś tę historię rozbuduje do rozmiarów małego uniwersum? Na pewno nie. Jednak my obserwujemy spełnienie tych dziwnych, szalonych wręcz pomysłów w niezwykle popularnym anime; rosyjski humanista zaś w grobie pewnie wywija orła. Takie czasy, panie Fiodorze.

  Z "Death Note" (daruję sobie polskie tłumaczenie, gdyż brzmi wieśniacko niczym trzask suchego siana pod tyłkiem grubego farmera) po raz pierwszy zetknąłem się na początku swojej licealnej kariery. Oglądnąłem kilka odcinków i następnego ranka posunąłem się do haniebnego czynu - spowodowałem stan podgorączkowy kilkoma uderzeniami nadgarstka w termometr, czym zapewniłem sobie komfort umysłowy i możliwość "wciągania" kolejnych epizodów jak spaghetti. Takim sposobem otworzyłem się na anime, które wcześniej kojarzyłem wyłącznie ze "Smoczymi kulkami". I całkiem niedawno, gdy zastanawiałem się z lokatorami, jaką by to serię można oglądnąć w domowym zaciszu, na myśl przyjść mógł tylko "Death Note". Chciałem bowiem zmierzyć sentymentalny hit z dzisiejszym gustem. Wyciągnąć świeże wnioski lub po prostu przypomnieć sobie "stare, prostsze czasy".

Irytuje Cię młodsza siostra? Mama nie daje spokoju?
Lokator zostawia brudne naczynia? Dzwoń! Pozwól sobie pomóc!
  Light Yagami wiedzie idealne życie - dziewczyny go uwielbiają, jest najzdolniejszym uczniem w całej Japonii, ma seksowną grzywkę i kochającą rodzinę. Pewnego dnia, wracając z zajęć do domu, natyka się na czarny notatnik. Instrukcja umieszczona na wewnętrznej stronie okładki zdaje się kpić z czytelnika - głosi, że każda osoba, której nazwisko wpisze się na stronice notesu, zginie po upływie czterdziestu sekund. Któż by w to uwierzył? Na pewno nie Light. Jednak, siedząc przed telewizorem i obserwując zmagania policji z porywaczem barykadującym się w budynku szkoły, niejako dla zabawy, wpisuje jego nazwisko. Opryszek pada na zawał serca, gdy mija wspomniane cztery dziesiątki sekund. Okazuje się, że to "żadna ściema", notatnik - o czym Raito dowiaduję się dosyć prędko - należy do Ryuka, boga śmierci. Upuścił go na naszym świecie, ciekaw losów człowieka, który zdecyduje się notatnika użyć. W ten sposób wiąże się z młodym bohaterem, a jego poszukiwania czegoś do "zabicia nudy" owocują największym dramatem w historii ludzkości. Który oglądać będzie z nieustannym chichotem.

 
  Light wyprzedza swój ponad stuletni odpowiednik z powieści Dostojewskiego wyjątkowo odpornym kręgosłupem moralnym i... pewną dozą szaleństwa, które kiełkuje powoli w jego głowie. Nie poprzestaje bowiem na jednym morderstwie. Na całym świecie zaczynają ginąć "wszy", czyli przestępcy, którzy nie zasługują na prawo do życia. Sam bohater ma się nie tylko za jednostkę wybitną, postanawia zostać bogiem nowego świata. Stać się prawem samym w sobie. Wielkim okiem, które ocenia wszystkich ludzi i decyduje o wartości ich żywota.

  Ale na głębokie refleksje podczas oglądania "Death Note" nie ma czasu. Szybko bowiem tropem Yagami zaczyna podążać najwybitniejszy detektyw na świecie, tajemniczy L. Niekonwencjonalne metody i nierealna wręcz dedukcja naprowadzają go do osoby Lighta. Z odcinka na odcinek, jesteśmy świadkami coraz bardziej skomplikowanego pojedynku dwóch wybitnych inteligentów. I w tym elemencie animacji leży jej ogromny sukces. Pierwsze odcinki wciągają niczym dopiero zakupiony odkurzacz, aby później...

  Wystawić widza na akt wiary. I to dwukrotnie: drugą dziesiątką odcinków, pozbawioną większego napięcia, wlekącą się niczym na oślep w nieznanym kierunku oraz bardzo głośne "zakończenie" pierwszego sezonu (odcinek dwudziesty piąty), które - choć rewelacyjne - zapowiada pewne naciągnięcia w pozostałych dwunastu odcinkach. Bolączką "Death Note" jest zatem wystawienie niemal wszystkich kart na początku; atakowanie widza ogromną mieszanką napięcia, innowacji i świetnego klimatu, która na jakiś czas odlatuje do ciepłych krajów. A biedny, wtulony w fotel, oglądający człeczek, mając w pamięci to, co "było", zagryza wargi i przez lekko rzadkie "jest" zmuszony zostaje przejść. Całe szczęście, zostaje wynagrodzony jeszcze kilkoma wzlotami i naprawdę zachęcającym do refleksji zakończeniem.

  Pochwalić należy oprawę tego anime. Być może nie jestem wielkim znawcą, ale kreska robi spore wrażenie, odzwierciedlając otaczającą nas rzeczywistość i postacie ludzkie na poziomie pozwalającym zapomnieć, że to tylko animacja. Stroni też od groteskowych "zwyczajów", jak gęby na pół ekranu i dwudziestocentymetrowe kropelki potu na twarzy. Muzyka zaś to istny raj dla audiofili - pełne napięcia motywy przewodnie, chóralne kompozycje o rozmachu wielkości Godzilli i kilka przesmutnych perełek, które pojawiają się na tyle rzadko, aby każdy moment okraszony ich obecnością zapisać na stałe w naszych głowach. Piątka z plusem!

"Facet pisze straszne oszustwa... Light, wpiszże go, z łaski swojej, do notesu"
  Nie przeżyłem takiego oświecenia, jak we wspomnianych na początku czasach, jednak bawiłem się dobrze, oglądając "Death Note" po raz drugi. Nie jest to pozycja dla pragnących głębokich wstrząsów emocjonalnych filozofów, ale osoby, które z anime chcą wyciągać przede wszystkim sporą rozrywkę, do seansu są niejako zmuszone. Panie Fiodorze, takie czasy, że preferuje się wciągające sensacje niż ciężkie powieści. Ale jest szansa, że ktoś po "skonsumowaniu" "Death Note" sięgnie także po "Zbrodnię i karę". Niech Pan śpi spokojnie.

Ocena: 7,5/10

6 komentarzy:

  1. Świetna recenzja. Krótko, dowcipnie i na temat. Wszystkie sądy uzasadnione, okraszone argumentami - ech, kurczę, nie mam się czego czepić :D

    Pozdrawiam,
    Emilka P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje tylko zdjęcia Mello ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. OKI jutro zaczynam oglądanie:)Przekonam się na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas coś mi przerywa oglądanie Death Note'a, jednak wiem dobrze na czym opiera się akcja.
    Jestem poniekąd znawcą anime, trochę ich w życiu widziałam. Kreska jest wypracowana, ilustrator anime podpasowuje się pod kreskę Tsugumiego, lecz nie jest to to samo. Oba ma w sobie coś niepowtarzalnego, ale np. oglądając Bakumana i Death Note;a nie zorientowałam się, że Tsugumi jest autorem obu anime.
    Nie lubię postaci Raito. Nie wiem czemu, ale coś mi się w nim nie podoba. Jest szalenie inteligentny, to mi imponuje.
    Podziwiam Tsugamiego Obę za pomysł i przemyślenie tego wszystkiego w każdym calu. Gorąco polecam anime

    OdpowiedzUsuń
  5. Fiodor Dostojewski napisał "Zbrodnie i kare" w XIX w

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, bardzo fajny blog :)
    Zapraszam na www.urusai.pl , tworzony jest tam dział z recenzjami!
    Właśnie poszukują osób, które piszą recenzje anime, zachęcam ;)
    Recenzja anime które lubisz napewno się tam znajdzie :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.