poniedziałek, 7 marca 2011

MUZYKA - Darkest Hour - The Human Romance (2011)


1. Terra Nocturnus (1:16)
2. The World Engulfed In Flames (3:52)
3. Savor The Kill (3:48)
4. Man And Swine (3:44)
5. Love As A Weapon (4:00)
6. Your Every Day Disaster (2:46)
7. Violent By Nature (2:21)
8. Purgatory (3:46)
9. Severed Separates (3:27)
10. Wound (3:42)
11. Terra Solaris (8:41)
12. Beyond The Life You Know (4:12)

Całkowity czas: 45:41


  Amerykańską grupę Darkest Hour poznałem jakieś cztery lata temu przy okazji wydania płyty „Deliver Us” (chyba ich najsłynniejszej), która po pierwszym tygodniu od momentu wydania rozeszła się w ilości 6600 kopii, co sprawiło, że album ten znalazł się na 110 miejscu w rankingu Billboard 200. Dwa lata temu ukazał się ich kolejny longplay – „The Eternal Return”, który również  oceniany był nie gorzej (do tego 104 pozycja w tym samym zestawieniu). Po kolejnych dwóch latach nadszedł czas na siódmego długograja w historii zespołu – „The Human Romance”.

  Jakie miałem oczekiwania przed premierą nowego Darkest Hour? Już po samym tytule i okładce ukazującej w pewnym sensie „miłość po grób”, liczyłem na dużą dawkę emocjonalnych i romantycznych melodii. Takie rzeczy są dość typowe dla gatunku jakim jest metalcore, choć w przypadku „The Human Romance” mamy raczej do czynienia z rasowym melodic death. Sam zespół zresztą wypiera się w wywiadach, co do kwestii grania przez nich wcześniej wspomnianego metalcore’u na rzecz melodeath, gdzie od zawsze inspiracjami dla nich były takie formacje, jak In Flames, czy też At The Gates.

  „The Human Romance” to opowieść o nas, o ludziach. Dotyczy to naszych zachowań i uleganiu instynktom, które powodują,  że zachowujemy się, jak zwierzęta i sprawiają, że tak naprawdę niewiele się różnimy od innych ssaków. Warto dodać, że jest to pierwszy krążek zespołu w E1 ( dotychczas płyty Darkest Hour wydawało Victory Records).

  Najnowsze dokonanie DH (nie mylić z bandem Demon Hunter, dla którego zawsze był zarezerwowany ten skrót) to dawka bardzo melodyjnego grania, ciekawych solówek oraz dobrej – choć czasami może zbyt oszczędnej – gry perkusisty Ryana Parrisha. Już instrumentalny wstęp w postaci „Terra Nocturnus” wprowadza nas w bardzo ładny, nastrojowy klimat. Potem robi się już mocniej za sprawą „The World Engulfed In Flames”. Już w tym momencie staje się faktem kwestia jakości albumu. Mamy tutaj melodyjne granie na naprawdę dobrym poziomie. I tak jest mniej więcej przez całą płytę. To zaleta, a zarazem maleńka wada tego LP. „THR” jest bowiem wydawnictwem bardzo równym i choć obok smutnych, melancholijnych melodii pojawią się też takie uczucia jak gniew, czy strach ( a może odpowiedniejszym określeniem będzie tutaj słowo „mrok”), to nie znajdziemy kompozycji, które wyraźnie będą odstawały od reszty. Dla niektórych to nie wada, ale ja lubię kiedy na płycie znajdzie się jakiś jeden, dwa szlagiery na tle bardzo wyrównanego albumu. Są oczywiście numery nieco lepsze, ale nie ma mowy o tym, aby odskakiwały od reszty. Gdybym miał coś wyróżnić to na pewno byłby to kawałek „Savor The Kill”, bądź „Love As A Weapon”. Dlaczego? Pod względem refrenów na pewno się wyróżniają, są lepsze od reszty krążka. To tracki numer „3” i „5”. Do końca albumu żaden inny się już w sumie niczym nie wyróżnia (może poza instrumentalnym „Terra Solaris”), ale mimo to, do ostatniego „Beyond The Life You Know”, płyty słucha się naprawdę dobrze.

  Jeżeli ktoś się zastanawiał, czy Darkest Hour jest formacją wykonującą metalcore, czy też melodic death, to już ma odpowiedź. „The Human Romance” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Tym muzykom bliżej do chłodnej Skandynawii (głównie Szwecji) niż do USA. Ta płyta to naprawdę dobry melodyjno - metalowy krążek… ale ja i tak czekam na In Flames.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.