niedziela, 6 marca 2011

MUZYKA - mjut: Akcja Ratowania Ślimaków (2011)


1. Białe łóżko (1:54)
2. Robert naszym mistrzem (5:39)
3. Najlepsza piosenka na płycie (3:17)
4. Prawdziwi młodzi rebelianci (3:24)
5. Do końca wszystkiego (4:16)
6. Zorientowani na sukces (2:03)
7. Koni (3:30)
8. Akcja ratowania ślimaków (3:04)
9. Szofeo (5:59)
10. Miss świata piękności (2:53)
11. Robert naszym mistrzem 2 (6:27)

Całkowity czas: 42:26


  We wrześniu roku 2004 w Działdowie powstała grupa mjut. Początki zespołu nie były łatwe, ale wiara i nieustępliwość doprowadziła chłopaków do tego, iż w końcu możemy usłyszeć ich debiutancką płytę. Ukazała się ona 28 lutego nakładem Mystic Production. No i cóż… Panowie mięli siedem lat na stworzenie tego materiału, więc teoretycznie powinien być to naprawdę dobry album.

  Skoro już nazwa zespołu jest niecodzienna, to i tytuł ich debiutu też być taki powinien – i jest. „Akcja Ratowania Ślimaków”. Te trzy słowa szybko rzuciły mi się w oczy i wiedziałem, że kiedy tylko album się ukaże, będę się z nim musiał zapoznać. 

  Zespół gra bardzo łagodną i delikatną muzykę. Możemy tu dostrzec brzmienia post rockowe, ale również elektroniczno – psychodeliczne. Sam Patryk Kienast – wokalista mjut – przyznaje się do inspiracji formacją Radiohead. 

   „Akcja Ratowania Ślimaków” to jedenaście utworów trwających łącznie nieco ponad czterdzieści dwie minuty. Muzyka smutna i bardzo melancholijna, a także zagadkowa i eksperymentalna. Warto wysłuchać tego albumu przynajmniej kilka razy i wsłuchać się w bogactwo dźwięków będących tłem dla poszczególnych kompozycji, gdyż można odnaleźć w nich ciekawe i intrygujące motywy. Osobiście znalazłem w dwóch kawałkach dwa dźwięki, które już dawniej gdzieś słyszałem. Pierwszy trwa dosłownie sekundkę. Kojarzy mi się z kawałkiem „Port Rubicon” Stevena Wilsona. Drugi przewija się przez elektroniczny „Szofeo”. Słyszałem to już nie raz podczas grania w „Medievila”. W owej grze sterujemy postacią, której życie bardzo szybko się wyczerpuje jednak w każdej planszy znajdujemy zielone źródełko dodające nam energii. Źródełko wydaje identyczny dźwięk, jak ten z utworu „Szofeo”. Wątpię, aby sami panowie z zespołu mięli o tym pojęcie i zrobili to celowo – to moje czyste skojarzenia. Świadczą one jednak o tym, że na płycie znajdziemy mnóstwo ciekawych wstawek instrumentalnych. Musimy ich tylko dobrze poszukać, czyli po prostu skupić się, i dobrze poznać ten album.

  Bardzo dobrze wypadają na „ARŚ” zabiegi mające za zadanie stworzyć nam psychodeliczny nastrój. Typowe, lecz zawsze sprawdzające się puszczanie motywu od końca brzmi kapitalnie, choćby w kompozycji tytułowej. We wspomnianym wcześniej „Szofeo” usłyszymy natomiast, bardzo rozbudowaną elektroniczną wstawkę, w której głos wokalisty zostanie niezwykle „przemeblowany”.

  Czym w ogóle jest „Akcja Ratowania Ślimaków”? Takie pytanie nasuwało mi się od pierwszego odsłuchania tej płyty. Na początku nie wiedziałem, ale wraz z czasem wyrobiłem sobie własną opinię. Teksty na debiutanckim krążku mjut są dość dziwne, i czasem potrzeba czasu, aby się przez nie przebić. Dla mnie tytułowymi „ślimakami” będą tutaj ludzie, którzy zostają w pewien sposób „spowolnieni”  i ograniczeni przez los, czy też przytłaczający ich, gnający do przodu świat.  Ludzie, którzy mają własne obawy i lęki: „Nie szukam, bo boję się, że nie znajdę/Nie biegnę, bo boję się, że nie zdążę…/Boję się tak, że aż strach, tak, że aż lęk…”

  Mamy tutaj wiele intrygujących rozwiązań lirycznych, na pewno trudnych do rozszyfrowania. W „Najlepszej Piosence Na Płycie” Patryk przeprasza, że zgubił książkę… No i myśl człowieku, jak to rozumiesz? 

  Wokal w muzyce mjut jest lekki i manieryczny, co sprawia, że nie każdemu przypadnie on do gustu. Niewątpliwie Patryk nie jest wokalnym geniuszem potrafiącym zrobić ze swoim głosem, co tylko zechce. Jest za to wokalistą, którego głos bardzo dobrze pasuje do mjutowych instrumentów – osobiście, słucha mi się go bardzo dobrze. 

  Longplay ten posiada dużą liczbę motywów, które po prostu muszą chodzić człowiekowi po głowie przez wiele godzin („A ten prezent nazwać można substytutem dla substytuta/Duże oczy, mały nos i akcja ratowania ślimaków… Jestem już Twój…”).Większość tekstów znam już na pamięć (swoją drogą nie są zbyt długie) i każdego dnia przypominają mi się znienacka. Przyznam, że bardzo lubię sobie śpiewać pod nosem „Koni”, utwór tytułowy, czy „Do końca wszystkiego” z bardzo ładnym, choć prostym tekstem. Tak naprawdę każdy numer z wokalem przeleciałem już wzdłuż i wszerz. No i właśnie. Szkoda trochę, że wokalu jest na „Akcji…” tak mało. Dwie części utworu „Robert Jest Naszym Mistrzem” trwają łącznie około dwunastu minut, i uważam, że to ciut za dużo, jak na tego typu instrumentalki.

  „Kolejny worek piór ze skrzydeł anioła. Niedługo anioł mój unieść się nie zdoła”. To ostatnie słowa jakie padają na tym albumie. Panowie mieli siedem lat na stworzenie bardzo dobrego debiutu i… zrobili to. „Akcja Ratowania Ślimaków” to rzecz, która wymaga od słuchacza poświęcenia pewnej ilości czasu i niezbędnej do dokładnego poznania albumu chęci. Na pewno pod koniec roku pisząc muzyczne podsumowanie 2011, nie zapomnę o tym wydawnictwie.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.