01. Little Smoke (12:06)
02. Glass Realms (6:52)
02. Glass Realms (6:52)
03. Communal Blood (8:14)
04. Reprise (8:18)
05. Killed The Lord, Left For The New World (6:34)
06. Osario (2:40)
07. Black Dunes (8:17)
08. Powdered Hand (7:45)
04. Reprise (8:18)
05. Killed The Lord, Left For The New World (6:34)
06. Osario (2:40)
07. Black Dunes (8:17)
08. Powdered Hand (7:45)
Całkowity czas: 60:42
Otworzył oczy, po czym z miejsca padł na kolana. Został przytłoczony wszechogarniającą pustką. Wiedział, że to ponad jego siły. Odtąd każda sekunda stała się koszmarem. Łzy bezkarnie zaczęły opuszczać jego szklane oczy, wyrzucając wszystkie emocje i uczucia na zewnątrz. Wszystko, co pojawiło się wokół stało się szare, choć i szary kolor byłby tutaj zbyt kolorowym określeniem. Bezbarwna rozpacz, kompletny brak nadziei na odwrócenie losu i bezradność w dążeniu do szczęścia. Doznania nie do zniesienia. Żaden człowiek nigdy nie powinien poznać tak apokaliptycznego bólu i cierpienia. Gdzieś w oddali można usłyszeć ludzki głos. Krzyk. Krzyk jakby z prosto rozdartego serca, krzyk z prosto wylanej duszy. Głos końca świata. Ale to nie jest koniec ludzkości. To coś znacznie bardziej osobistego. To personalny koniec świata, pękająca rzeczywistość, personalna apokalipsa. Brak siły na pogodzenie się z beznadziejnością sytuacyjnego okrucieństwa, a zarazem brak siły na powstanie. Brak wiary, nadziei, szans na walkę. W końcu zabrakło sił by krzyczeć, klęczeć i konać. Nikt mu nie pomógł. Padł z kolan na twarz i zasnął.
To moje odczucia przy słuchaniu kawałka zatytułowanego „Little Smoke”. No cóż. Fantastyczny otwieracz, ale to, że potrafią cudownie otworzyć album, udowodnili już na debiucie. W końcu tam za opener posłużył „A Three Legged Workhorse”, po przesłuchaniu którego zawsze miałem nieodpartą chęć rzucenia się pod pociąg . Tym razem jest podobnie.
Każda kompozycja jest na swój sposób strzałem w serce, czy raczej niczym podcinanie sobie samemu żył, więc nie powinno się takiej muzyki chyba nadużywać. A muzyka to jest przez duże „M”, i nie chodzi mi tutaj wcale o poziom artystyczny, ale o sam fakt, że słów żadnych przecież w tym przypadku nie usłyszymy. This Will Destroy You jest bowiem formacją instrumentalistów.
"Tunnel Blanket" to tytuł, który znany już był w zeszłym roku, ale poczekać nam troszkę na niego przyszło, gdyż wydany został dopiero w maju roku bieżącego. Warto było jednak czekać, a po drodze otrzymaliśmy również zeszłoroczną EPkę „Moving on the Edges of Things”. Najnowsze dokonanie This Will Destroy You jest jednak rzeczą drastycznie przygnębiającą, wciągającą w jakąś dziwną obojętność, na swój sposób mroczną i ambientową. Bardzo mocny album, jeden z lepszych jakie w tym roku słyszałem.
Po wysłuchaniu płyty „Tunnel Blanket” przez jakiś czas kompletnie odechciewa się żyć. Wielki plus dla panów z This Will Destroy You za odbieranie chęci do życia i nadziei z ludzkiego bytu, w którego jestestwie istnieje już i tak wystarczająco wiele cierpienia i niechęci płynącej z codzienności oraz rozmaitych niedoskonałości na wielu płaszczyznach życiowych. TWDY to jeden z takich zespołów, które chyba jednak powinny działać na człowieka jak katharsis.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.