poniedziałek, 13 czerwca 2011

KOMIKS - Ultimate Spider-Man Vol. 2: Learning Curve (2001)

Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mark Bagley

Lista epizodów:
#8 Working Stiff
#9 Meet the Enforcers
#10 The Worst Thing
#11 Discovery
#12 Battle Royal
#13 Confessions

  Minął ogrom czasu od ostatniego tekstu o serii komiksów z Pajęczarzem, wiem. Przekonałem się o tym na własnej, o wiele zdolniejszej skórze, widząc masę błędów interpunkcyjnych. Ale nie znaczyło to, że o swoim postanowieniu poznania uniwersum Ultimate zapomniałem, dlatego od teraz mam nadzieję chociaż trzykrotnie zwiększyć częstotliwość. A przyznać trzeba, że reszta ekipy daje nam wystarczająco dużo tekstów o muzyce; brakuje z kolei innych elementów, które od wielu miesięcy widnieją w podpunkcie  "O nas ". Dlaczego by zatem nie skorzystać z okazji i przywrócić najbardziej zakurzony tag  "komiks " ? :)

  Pomysł tchnięcia nowego ducha w ikonę amerykańskiej popkultury okazał się więcej niż trafiony. Słupki sprzedaży wywindowały w górę, ktoś w zarządzie wydawnictwa Marvel poczuł woń zielonych papierków wartościowych i krzyknął głośno: "Więcej!". Duet Bendis i Bagley tylko na to czekali. W efekcie już pół roku później gotowy był następny tom "Ultimate Spider-Man", na który złożyło się sześć zeszytów. Mało, owszem, ale zawartą w nich historię cechuje wystarczająca spójność, aby móc nazwać tę "sagę" (w języku polskim brakuje nam odpowiednika angielskiego story arc, więc posługiwać się będę w przyszłości tym, nie do końca trafnym, niestety, określeniem) pozycją godną uwagi.

  Peter Parker wciąż uczy się fachu superbohatera. Jednocześnie usiłuje pomścić śmierć wuja, nawet pomimo faktu, że zabójcę oddał w ręce sprawiedliwości. Dostęp do archiwum "Daily Bugle", w którym nasz Piotruś, klasycznie, zaczyna pracować (na razie jeszcze jako moderator strony internetowej), umożliwia mu dojście "po nitce do kłębka" od ulicznego rzezimieszka do bossa mafii - Wilsona Fiska, znanego także pod pseudonimem Kingpin. Postanawia włamać się do jego wieżowca i... No właśnie, i co? Młodzieńcza porywczość wplata go w spore tarapaty, podczas których pozna drugiego już (po Goblinie) kanonicznego antagonistę. Dodatkowo ujawni nową tożsamość, zupełnie jak wiele lat temu w "Amazing Spider-Man" i blisko dekadę wstecz w kinowej ekranizacji, wybrance swego serca, Mary Jane. Dzieje się zatem sporo, szybko, z dobrym balansem między humorem a powagą. Do pierwszych sytuacji zaliczyć możemy zupełnie marginesowe potraktowanie postaci Shockera, który kończy swój gościnny występ szybciej niż wymówisz słowo "zindywidualizowanie" i taką rolę - epizodycznej mordki do obicia - przyjmuje w serii już na stałe.

"Łysy jak żarówka" nabiera nowego znaczenia
  Electro, który z przytupem rozpoczyna dziesiąty zeszyt, wypada bardzo dobrze. Ubrany w skórę, ogolony "na baniak", z twarzą przeoraną bliznami, pyskujący na lewo i prawo, nabiera złowieszczego uroku i nowoczesnego charakteru, co świetnie spełnia formułę "odświeżania" ponad pięćdziesięcioletniej historii Pajęczaka. Wciąż posiada umiejętność kontroli elektryczności, której geneza - na razie - pozostaje owiana mgiełką tajemnicy. Shocker wygląda jak - nie przebierając w słowach - kozia cipka, a Kingpin nie zmienia swojego małpiego wizerunku; to wciąż trzysta kilo chodzącego egocentryzmu. Zestaw badguy'ów lśni zatem niczym pupcia niemowlęcia i jest głównym czynnikiem motywującym do czytania znanym wszystkim schemacie "jeszcze tylko jeden zeszyt".

   Drugi wolumin "Ultimate Spider-Man" uważam za równie udany, co poprzedni i, nie przeciągając za bardzo, wracam do codziennej lektury. Póki co, amerykański duet Marvela zasługuje na wielki kufel polskiego, bogatszego w procenty browaru :)

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.