piątek, 7 stycznia 2011

KOMIKS - Ultimate Spider-Man Volume 1: Power and Responsibility (2001)


#1 Powerless
#2 Growing Pains
#3 Wannabe
#4 With Great Power
#5 Life Lessons
#6 Big Time Super Hero
#7 Secret Identity

  Spider-Man to ikona nie tylko mojego dzieciństwa. To postać pod wieloma względami wyjątkowa, ponieważ - nieważne, czy opowieści o superbohaterach lubisz, czy też uśmiechasz się teraz ironicznie - nikt nie odmówi mu tak rzadkiej w tego typu historiach realności i namacalności. Peter Parker to kafkowy everyman - zwykły człowiek, któremu wyłącznie przez ironię losu, przyjdzie wydzielać sprawiedliwość. W naszych czasach, równie "ludzki" wsród bohaterów komiksów był jedynie Batman i Tytus ;) Przygody Człowieka-Pająka co prawda ciągnęły się nieprzerwanie przez trzy dekady, ale w końcu ktoś zrozumiał, że młodsi nie potrafią wkroczyć do tak ogromnego uniwersum, którego początki historii pamiętają jeszcze ich rodzice i należy coś z tym zrobić. Tym kimś był Brian Michael Bendis, który poprzez "coś" rozumiał zrestarowanie całej historii i podanie jej na tacy w unowocześnionej wersji. Skumał się z Markiem Bagley'em, przekonał grubsze szychy w Marvel i tak powstał "Ultimate Spider-Man" - pierwsza seria nowych - starych superbohaterów tego wydawnictwa.

  Komiks znam, jak większość polskich czytelników, głównie dzięki pierwszym sześciu zeszytom, które wydało na naszym rynku na przełomie 2002 i 2003 roku ambitne wydawnictwo Dobry Komiks. Jak każde ambitne wydawnictwo, zderzyło się ono z zimnym murem rzeczywistości i zmarło dosyć szybko. Komiks jednak utkwił mi w pamięci i na własną rękę, gdzieś pod koniec 2007 roku, rozpocząłem poznawanie "Ultimate Spider-Man". Niedawno postanowiłem zrobić to ponownie (zwłaszcza że seria dobiegła końca) i dzielić się na bieżąco swoimi odczuciami. "Kogo to interesuje?" - zapytasz i będziesz miał rację, drogi Czytelniku - mało kogo, a może nawet nikogo. W takim razie, po co dalej czytasz? :)


  Historia przedstawiona w pierwszym tomie pajęczej serii spod znaku Ultimate to najbardziej klasyczna i wszystkim znana historia Piotrusia. Narodziny jego mocy. Wiemy o co chodzi, prawda? Chłopak jest łamagą, zamkniętym w sobie kujonkiem, wychowywanym przez wujka i ciotkę, jego kujonowe mięsko na cel wybiera sobie genetycznie zmodyfikowany pająk, chapie go z rozkoszą, co daje Peterowi niesamowite moce - ogromną siłę fizyczną i prędkość, umiejętność "przyklejania się" do ściany i "pajęczy zmysł", który ostrzega go przed niebezpieczeństwami. Chłopak jednak wykorzystuje te dary jedynie dla własnego dobra i rzezimieszek, którego mógł wcześniej powstrzymać, morduje jego wuja, Bena. W "już-nie-kujonowej" głowie na zawsze zapisuje się ostatnia rozmowa z Benem, podczas której wujek mówi chłopakowi, że "z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność". Od tej pory używa swoich mocy do obrony innych i wymierzania sprawiedliwości na własną rekę. Po raz pierwszy też przychodzi mu skrzyżować szabelki z Zielonym Goblinem, czyli Normanem Osbornem, dotkniętym tą samą modyfikacją genetyczną, co Peter. Wszystko to widzieliśmy przecież także w pierwszym kinowym Spider-Manie, który, "jakby co", pojawia się na Polsacie co pół roku. 


  Ale porównując pierwsze siedem zeszytów do niemal 50-letniego "Amazing Spider-Man", jesteśmy w niemałym szoku. Historia jest opowiedziana bardzo starannie i młodzieżowo, nie raz przyłapiemy się na uśmiechu podczas czytania rozmów Bena z ciotką May, czy uprzykrzyczania życia Peterowi przez Flasha Thompsona i nowego w uniwersum Kenny'ego Mcfarlane'a. Same postaci zostały "stworzone" od nowa bardzo dobrze - Peter to teraz piętnastolatek, jest prześladowany i wyśmiewany, ale to naprawdę "swój" facet, Harry Osborn po nagłej stracie rodziców budzi współczucie (chociaż wszyscy wiemy, co z tego wyniknie!), wujek Ben to wzór wujka, którego nikt z nas tak naprawdę nie ma, łatwo więc zdobywa sympatię czytelnika. Mógłbym się przyczepić jedynie do Mary Jane, miłości bohatera, która wygląda zbyt "seksbombastycznie". Nie ma szans, żeby taka dziewczyna, w takiej szkole, podkochiwała się w największym kujonie. Zielony Goblin mruczy jedynie nazwisko Piotrusia i wygląda groźnie, a walka z nim przebiega szybko i nie zachwyca. Na szczęście potencjał postaci w przyszłości jeszcze zostanie wyeksploatowany. 

  Podsumowując, Bendis wraz z Bagley'em odwalili kawał wspaniałej roboty, wkładając nowe życie w postać Spider-Mana. Seria z czasem zacznie coraz bardziej oddalać się od swojej oryginalnej wersji, na razie jednak przekonuje do siebie bardzo solidnym scenariuszem i fenomenalną kreską. Niestety, jeżeli jesteś zainteresowany zagłębieniem się w "Ultimate Spider-Man", musisz znać język angielski na poziomie co najmniej dobrym. O ile bowiem załapanie "co z czym" nie jest zbytnio ciężkie, tak zwykłe dialogi mogą stanowić problem. Na szczęście, szekspirowski świergot staje się niemalże drugim narodowym językiem Polski. Nie zamierzam bawić się w ocenianie poszczególnych woluminów, ale ten polecić mogę każdemu, kto w przeszłości śledził z dziecięcą pasją przygody Pajęczaka w TV. Świetnie "odświeżona" porcja klasyki amerykańskiej kultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.