środa, 19 stycznia 2011

MUZYKA - Podsumowanie roku 2010 w oczach Bartka: część 2/4


To druga część bartkowego podsumowania, które zaczyna się w tym miejscu - dop. Adam


20. The Black Noodle Project – Ready To Go

Pierwszą „dwudziestkę” otwiera nam francuska formacja The Black Noodle Project. Muszę szczerze przyznać, że wobec tego albumu miałem bardzo duże oczekiwania i pomimo faktu, iż „Ready To Go” jest albumem dobrym, to liczyłem na nieco więcej ze strony Jeremie’go Grimy. Trzeba jednak wspomnieć, że na nowym albumie „Czarnej Kluski” wciąż mamy oryginalne połączenia muzyki w klimatach Pink Floyd z cięższymi rockowymi czy nawet metalowymi elementami, choć nie jest to już tak odważna „wariacja”, jak w przypadku najlepszego w dorobku francuzów albumu „Eleonore”.







 19. Strachy Na Lachy – Dodekafonia

 Tego albumu w moim zestawieniu raczej się nie spodziewałem, a mimo to dość nieoczekiwanie się pojawił. Nie można powiedzieć, że znikąd, gdyż głos Grabaża dawniej znanego z Pidżamy Porno od dawna dobrze znam i lubię, co też jest sprawą oczywistą. Strachy Na Lachy jednak są mi nieco bardziej obce od wspomnianego bandu, co jednak po zapoznaniu się z najnowszym ich dziełem, zmienić się musi jak najszybciej, gdyż „Dodekafonii” słucha się naprawdę bardzo przyjemnie.










18. Lao Che – Prąd Stały/Prąd Zmienny 

Jedną pozycję wyżej kolejny zespół pochodzący z kraju nad Wisłą, rzecz jasna z Polski. Lao Che klasyfikuje się mianem muzyki „crossover”, co dość dobrze oddaje charakterystykę zespołu, który łatwy do zdefiniowania na pewno nie jest. Mimo wszystko trzyma się to gdzieś w konwencji szeroko pojętej muzyki rockowej, raczej tej lżejszej, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, iż „AC/DC” słucha się dobrze od początku do końca. Najlepszy album jaki do tej pory nagrało Lao Che.








17. Silent Civilian – Ghost Stories

Drugi po „Rebirth Of The Temple” album amerykańskiej grupy Silent Civilian, jest płytą, na którą fani zespołu musieli czekać aż cztery lata. Fakt, po debiucie raczej im się nie spieszyło, ale można być usatysfakcjonowanym słuchając „Ghost Stories”, bo jest to dawka naprawdę dobrego metalcore’u pochodzącego prosto z miasta aniołów.










16. Korn – Korn III:Remember Who You Are 

Już sam tytuł nowego Korna pokazuje, że  w końcu mamy pewnego rodzaju powrót do korzeni zespołu. Nie ma tutaj żadnego „dziwaczenia”, jak na ostatnich albumach, co zdecydowanie jest plusem dla Korna i ich najnowszej płyty. Do tego są panowie w znakomitej formie koncertowej o czym miałem okazję się przekonać w Katowicach na Metal Hammer festiwal, gdzie Korn był główną gwiazdą wieczoru. Szkoda tylko, że nie zagrali wielu kawałków z nowego, naprawdę dobrego albumu.









15. Rage – Strings To A Web

Pisałem wcześniej o zespole Motorhead, który wydał w minionym roku swój dwudziesty album studyjny. Niemiecki Rage jest jednak niewiele gorszy, gdyż „Strings To A Web” jest już dziewiętnastym studyjnym dokonaniem tego bandu. To naprawdę duże osiągnięcie wydawnicze, co idzie w parze z jakością ich nowego krążka. Duża dawka bardzo melodyjnego heavy metalu na czele z kapitalnym „Empty Hollow” – najlepszy niemiecki album roku 2010.








14. Soulfly – Omen

Temu zespołowi od czasów albumu „Prophecy” żadna wpadka się nie przytrafiła. Tym razem również nie ma o tym mowy, gdyż „Omen” to świetny, bardzo metalowy album. Jest na nim bowiem wszystko, co na Soulfly’owym longplay’u być powinno. Zaczyna się, jak zwykle zresztą „z kopyta” za sprawą „Bloodbath & Beyond” – kończy tradycyjnie lekkim, instrumentalnym utworem „Soulfly VII”, gdzie „VII” oznacza oczywiście siódmy z kolei album pochodzącej z Belo Horizonte formacji.









13. Massive Attack – Heligoland

Pierwszy po siedmiu latach album prekursorów muzyki zwanej trip-hopem. Szczerze powiedziawszy dotąd nie słuchałem tego typu muzyki, przynajmniej nie siedem lat temu, lecz pod wpływem fascynacji zespołem Archive w celu poszerzenia swojego spektrum nadszedł czas, aby zapoznać się z twórczością zespołu Massive Attack. No i trzeba oddać im, że wiedzą, co robią, gdyż „Heligoland” urzeka klimatem i świetnymi nagraniami. „Szczęśliwa trzynastka” dla Massive Attack.









12. Therion –  Sitra Ahra 

Najlepszy szwedzki album roku 2010, co jest dla mnie nie lada zaskoczeniem, gdyż dotychczas moja znajomość zespołu Therion była niewielka. „Walczyłem” niegdyś z „Lepaca Kliffoth” oraz „Theli”, ale nigdy do końca nie przypadły mi do gustu. Teraz muszę powiedzieć, że po albumie „Sitra Ahra” patrzę na gatunek symfonicznego metalu zupełnie inaczej – bardzo dobry album i przepiękna okładka.










11. Demians – Mute

Kolejne niewielkie zaskoczenie, gdyż podejrzewałem, iż najlepszym albumem z Francji będzie w tym roku The Black Noodle Project. Okazało się jednak inaczej. O sensacji nie ma tutaj jednak mowy, bowiem Demians - multiinstrumentalista Nicolas Chapel, już debiutanckim albumem „Building An Empire” udowodnił, że ma ogromne pojęcie, jak tworzy się klimatycznego progresywnego rocka. Wielkie brawa.

 Ostatnią dziesiątkę podsumowania można poznać klikając o, tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.