czwartek, 20 stycznia 2011

SERIAL - Czysta krew, sezon 1

Liczba odcinków: 12

  Do niedawna jeszcze wymiękałem niczym ściśnięta gąbka. Krzywiłem się, prychałem, mlaskałem, unosiłem brwi, śmiałem ironicznie, zbywałem rozmówcę tekstami Bogusia Lindy, odwracałem głowę, uciekałem, albo zwyczajnie udawałem, że nie słyszę. Nie miałem najmniejszej ochoty wdawać się w trwającą fascynację wampirami filmowego światka. Obronne nastawienie powodowały najpewniej rozchylone wary Kristen Stewart i ścianopodobne lico Roberta Pattinsona, czyhające na mnie w każdym zakątku mieszkania, nawet "za sałatą", od których, jak na razie, sukcesywnie uciekam. W głębi duszy wiedziałem jednak, że - prędzej czy później - moment konfrontacji nadejdzie i że nadejdzie właśnie wraz z pierwszym sezonem "Czystej krwi". W dzwony bije bowiem Alan Ball, a jeżeli ktoś stworzył arcydzieło, jak  on w roku 2005, zakańczając "Sześć stóp pod ziemią" i wciąż ma coś do powiedzenia, to jakim cudem, pytam się, miałbym wytrzymać i "Czystej krwi" nie zobaczyć? Nie ma bata, panie. A studenckie mieszkanko, z równie wielkimi kinomanami, co ja, tylko cały ten proces przyśpieszyło. Obecnie wgryzamy się w serię drugą, zatem grzechem byłoby nie skrobnąć kilku zdań o pierwszych dwunastu odcinkach i wymierzyć im odpowiednią ocenę swoim recenzenckim ostrzem.

Sookie kokietuje i zwiewa.
A Bill nie lubi pozostawiać spraw "niedokończonych"
  Louisiana. Dwa lata po tym, jak wampiry ujawniły się człowiekowi, wybrały swoich reprezentantów medialnych i zaczęły walczyć o własne prawa. Japończycy szybko wyczuli interes i stworzyli syntetyczną krew, którą stwory ciemności mogą kupić w każdym szanującym się sklepie. Seks z przedstawicielem "nowego" gatunku stał się najbardziej pożądaną przyjemnością, a wampirza krew najmocniejszym narkotykiem na rynku. Małe miasteczko Bon Temps do tej pory nie miało problemów związanych z anty-fanami czosnku, ale wszystko się zmieni, gdy do lokalnego baru wkroczy wampir Bill. Pozna Sookie Stackhouse, protagonistkę "Czystej krwi", a w powietrzu zapachnie miętą. Od tego momentu, życia wielu osób przewrócą się do góry nogami, poleją się litry krwi. A widz, schowany głęboko w swoim fotelu, chrupiąc chipsy, czy też musli, które i tak zapije schłodzonym piwem, krok po kroku, zaprzeda swoją duszę louisiańskiemu diabłu.

  Ball balansuje "Czystą krwią" na pograniczach horroru dla nastolatków, dramatu obyczajowego, ostrej satyry na amerykańskie społeczeństwo i wybornego pastiszu. Kiedy myślisz, że sprawy przybierają poważny bieg, demontuje Twoje skupienie zagraniem pełnym kiczu, innym zaś razem salwę śmiechu przerywa czymś bezgranicznie brutalnym i bezczelnym. I jeżeli "Sześć stóp pod ziemią" mogliśmy nazwać serialem, który idealnie uchwycił obraz ludzkiego życia, czymś pięknym i przyziemnym zarazem, tak tym razem, do czynienia mamy z kinem "ultrawspółczesnym", gdzie wiele gatunków koegzystuje ze sobą, tworząc unikalny i uzależniający świat. To takie kino, drogi Czytelniku, w którym nie można się spodziewać niczego, a największą przyjemność daje zwyczajne jego chłonięcie. W "Zmierzchu" były wilkołaki? Tutaj też są, ale jakoś nikt się nimi nie przejmuje, więc - na razie - żadnego nie zobaczymy. Kolejne elementy fantastyczne powoli sączą się z magicznego kapelusza, są telepaci, egzorcyzmy, zmiennokształtni, a nawet dziwna, diabelska niemal persona, która porządnie namiesza dopiero w przyszłości. Kino bez granic. Przyszłość dziesiątej muzy, która zaczynała zjadać własny ogon.

"Tick tock"
  Cudowny przede wszystkim jest małomiejski klimat Louisiany. Z ekranu telewizora niemal czuć palące słońce, piach na drogach i szum lasów na bagnach. Ten charakterystyczny stan jest tak rzadko wykorzystywany w filmach, a potencjał ma niezmierzony. Nie mniej namacalne są postaci. Poznamy Sama Merlotte'a, który prowadzi jedyny w okolicy bar - główne miejsce wielu istotnych wydarzeń. Niektóre jego zachowania wydadzą się nam dosyć dziwne, zwłaszcza że wiedzieć będziemy, iż na kobiety "spółkujące" (nago) z wampirami poluje morderca. Samych krwiopijców poznamy kilku, ale w kobiecych głowach zamiesza głównie szlachetny, choć gotowy do niemałej ofiary Bill, podczas gdy męską część widowni bawić najwięcej będzie wiekowy Eric, tutejszy szeryf potomków Nosferatu, którego chłodny dystans i wieczna ironia zachwycają. Zupełnie jak wszystkie dialogi Lafayette'a Reynoldsa, homoseksualnego kucharza. Czarnoskóra Tara, pomiędzy wygłaszaniem najbardziej "palących metę" wiązanek natury łacińskiej, będzie walczyć z alkoholizmem matki i szukać akceptacji dla samej siebie, a brat głównej bohaterki, Jason Stackhouse, przeszuka "wszystkie dziury" (xD) za swoim powołaniem i miłością. Przy takiej plejadzie charakterów nietypowo wypada sama Sookie. Obdarzona darem telepatii i niewyparzoną buźką, czasami budzi sympatię, czasami zaś, częściej nawet, dziwną niechęć. Mój współlokator od kilku tygodni powtarza, że to "straszna suka" :D

"Wietnam, mówisz?
Ja walczyłem pod Atlantą w 1864"
  "Czysta krew" to filmowe danie, którego nie idzie opisać prostymi słowami. Mogę się starać, stosować wymyślne porównania i szastać głupimi tekścikami, ale nic tak naprawdę nie zastąpi Ci, drogi Czytelniku, zanurzenia się w Bon Temps i poznania jego nietypowych mieszkańców. Jeżeli ktoś serial widział, pokiwa tutaj z pewnością głową, bo nowe dziecko Alana Balla to jeden z najciekawszych seriali ubiegłych lat. Tak inny od "Sześciu stóp pod ziemią" i tak świeży, że włosy się jeżą. Więc nie zwlekaj, zacznij śpiewać przed codziennym seansem z Jace'em Everettem:

"I don't know who you think you are
But before the night is through
I wanna do bad things with you..."

(Świetny opening. Rewelacyjny serial)

Ocena: 9/10

Recenzja drugiego sezonu! 

2 komentarze:

  1. Oglądajac Kilka odcinków True Blood nie trudno odnieść wrażenia że przypadkowo właczylo sie jakiś ubogi film na Sci-Fi Channel. Efektów specjalnych nie będę już maltretował bo wystarczy spojrzec na ekran. Poziom aktorstwa nie odbiega od tego widzianego w filmie Titanic 2 (na prawde istnieje ;D). Serial kreuje imicz którym wybił sie w showbiznesie Zmierzch, jest to imicz na tyle prymitywny by przyciagnąć do ekranu fanów filmów bez fabuły ale za to z ładnymi ciałami. Strażnik Teksasu szczycił sie bardziej nieprzewidywalną fabułą niż ten kolejny, niskobudżetowy gniot. 2/10

    chazy_chez

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostre słowa. Jedyne, z czym mógłbym się zgodzić, to zarzuty pod adresem efektów specjalnych. Ale prawda jest taka, że nie każdy ma na serial tyle "zielonych", co Spielberg, przystępując do "Kompanii braci". "Czystej krwi" wychodzi to czasem na dobre - po prostu wpisuje się w ten "prymitywny imicz" (nie jestem za spolszczaniem tego terminu). Komentarz uświadamia o jednym - wraca nagonka na świat Balla - na salony wkracza bliski zakończenia sezon czwarty. Ostrzę ząbki z niecierpliwości ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.