poniedziałek, 24 stycznia 2011

MUZYKA - Blindead - Affliction XXIX II MXMVI (2010)



1. Self-consciousness Is Desire and (08:11)
2. After 38 Weeks (04:12)
3. My New Playground Became (06:05)
4. Dark and Gray (06:17)
5. So, It Feels Like Misunderstanding When (06:05)
6. All My Hopes and Dreams Turn Into (07:59)
7. Affliction XXVII II MMIX (07:18)

Całkowity czas: 46:07

  Przyznam szczerze, że na ten album czekałem naprawdę jak na zbawienie. Dlaczego? Poznałem zespół Blindead zaraz po wydaniu płyty „Autoscopia: Murder In Phazes”. Już wtedy był dla mnie jasny pewien fakt – to jest zespół absolutnie wyjątkowy. Cofnąłem się więc o dwa lata wstecz i sięgnąłem po debiutancki „Devouring Weakness”. Nie będę owijał w bawełnę i pisał, że od razu mnie panowie z Blindead swym pierwszym krążkiem urzekli – nie, nie. Na początku słuchało mi się tego bardzo ciężko. Z każdym przesłuchaniem album zyskiwał na wartości, choć nie mogę powiedzieć, że dobił on do poziomu swego następcy – „Autoscopii”. Znam już dobrze pierwsze dwa krążki – przerwa.

  Po dobrym debiucie i kapitalnej wręcz drugiej płycie ukazał się mini album – „Impulse”. Wtedy właśnie o formacji Blindead sobie przypomniałem. Powalającą kompozycją okazał się absolutnie genialny numer tytułowy. Długi, transowy, wciągający i bardzo przestrzenny utwór okazał się być post-metalowym cudem. Wtedy byłem pewien, że Blindead to wielka nadzieja gatunku, który w naszym kraju na pewno dobrze nie prosperuje. Na dodatek nadzieja na skalę światową. Teraz już nie ma wątpliwości. Po „Affliction XXIX II MXMVI” Blindead jest rozpoznawany nie tylko w Polsce. Nową płytą trójmiejskiej kapeli zachwycają się bowiem słuchacze z całego świata. Ci, którzy w gatunku siedzą nie od dziś, twierdzą, iż „Affliction” można stawiać na równi z klasykami takich zespołów, jak Isis, Cult Of Luna, Minsk, czy nawet Neurosis. Trudno się nie zgodzić. Chwała Polakom za to.

  Najnowszy album Blindead to koncept opowiadający historię pewnej dziewczynki chorej na autyzm. Chcąc się zagłębić w sens owej opowieści, należy przeczytać fantastyczne opowiadanie Piotra Kofty – „Rytm”. Znajduje się ono w książeczce, która zresztą stanowi dodatkowy atut albumu. Wydanie jest bowiem wprost przepiękne. Prócz opowiadania możemy ujrzeć teksty napisane w sposób niezwykle charakterystyczny (niestaranny) oraz rysunki autorstwa Katarzyny Sójki, które idealnie pasują do całego konceptu i klimatu, który oddaje nam muzyka zawarta na „Affliction”. W książeczce wszystkie teksty mają wyróżnione jedno zdanie, które jest oznaczone kolorem czerwonym. Do każdego utworu również mamy dopasowane rysunki inspirowane sztuką Leonarda Da Vinci. Wszystko to współtworzy cudowną całość, ale w końcu najważniejszą jej częścią jest sama muzyka…

  Nie sposób mówić o poszczególnych utworach, jak i nie sposób słuchać albumu inaczej niż w całości, w pełnym skupieniu. Siedem pięknych i równych kompozycji zostało podzielonych na dwa zdania, które oddziela od siebie „kropka” pod koniec czwartego tytułu.

  Zdanie pierwsze… „Self – consciousness is desire and after 38 weeks my new playground became dark and gray.”

  Zaczyna się spokojnie, lecz mrocznie. Kapanie wody. Klimatycznie grający kontrabas Bartka Reszelara wciąga nas w początek otchłani, która z każdym dźwiękiem zaczyna się rozkręcać, aż w końcu wybucha potężnym riffem. To jeden z najmocniejszych momentów tego dzieła – już na sam początek. We znaki daje się również pięciostrunowy bass Piotra Kawalerowskiego oraz przeraźliwy wrzask Patryka Zwolińskiego/all the world dreams are / In this picture/. W końcu wszystko się uspokaja. Patryk zaczyna śpiewać delikatnie, a w zasadzie można tutaj nawet mówić o melorecytacji. Gitary są łagodne, w tle pięknie pogrywa trąbka Maćka Lubienieckiego. Melodia powoli przemija – leniwie i melancholijnie./I have a strong sense of assured safety/. Nagle znów wracamy do „żywszego” tempa. Nie ma jednak mowy o ciężkich i brutalnych partiach. Wspaniale spisuje się na perkusji Konrad Ciesielski uderzając równo i w najbardziej odpowiednim momencie. Cudowna i barwna gra smutnych mimo wszystko gitar, uwypukla nam rzecz, która staje się pierwszym planem – dwuliniowy wokal. Z jednej strony potężny krzyk Patryka, z drugiej lekki i czysty śpiew Jana Galbasa będący pięknym tłem i uzupełnieniem dla głównego wokalisty. Nagła eksplozja i przyspieszenie/you never speak my name/. Po raz kolejny zmiana klimatu rzucająca nas w ciemną i szarą przepaść. Tym razem prócz niskiej linii basu i kapitalnie brzmiącej perkusji na pierwszy plan wysuwają się klawisze. Depresyjne brzmienie „psychodelicznej bajki” stworzyli nam tutaj Bartosz Hervy oraz Paweł Smakulski. Patryk ponownie bardziej mówi niż śpiewa, a jego głos brzmi bardzo nienaturalnie. Pierwsze zdanie kończy się w sposób o tyle genialny, co dobijający/A blackness to hurt your ears with listening/.

  Zdanie drugie… „So, it feels like misunderstanding when all my hopes and dreams turn into affliction XXVII II MMIX”

  Smutek powoli wyłania się, jakby z oceanu, by po chwili uderzyć potężną i agresywną falą dźwięku. Wszechmocne gitary Marka Zielińskiego oraz Mateusza Śmierzchalskiego – znanego bardziej pod pseudonimem Havoc – dosłownie wgniatają swoją potęgą. Po chwili robi się spokojniej. Wchodzi wokal, a klawisze wręcz podcinają nogi dając wyraźnie do zrozumienia, iż nic wesołego już się nie wydarzy. Każdy dźwięk wciąga nas w czarną przestrzeń bezradności – królestwo czystości /Kingdom of purity/. Spokój. Smutny spokój prowadzi nas poprzez kolejną bramę. Drugie zdanie już teraz wydaje się być jeszcze smutniejsze od pierwszego. Odgłosy bawiących się dzieci jeszcze bardziej pogłębiają te odczucia. Melancholia rozpaczy. Patryk śpiewa: „I wish I knew how to travel in time”. Sekundy bezradnie mijają do momentu „Cruel betrayal” i kolejnej dawki ciężkich uderzeń /no one want to be alone/. Zakończenie. Odpowiednio wywarzone nuty delikatnie plączą się tworząc atmosferę zwiastującą nadejście kolejnego, ostatniego już wybuchu. Coś wyraźnie wisi w powietrzu. Czuje się to z każdym następnym tchnieniem. Wspaniale grające gitary powoli doprowadzają nas do końca tej niezwykle smutnej, choć pięknej opowieści muzycznej. Wielki finał. Ostateczne, wspomniane już wcześniej uderzenie. Krzyk Patryka, który wyśpiewuje tytuł „Affliction” oraz słowa „I pray for your souls” i… kapanie wody/Well I Shall have to stay here for ever and ever/.

   Po pierwszym przesłuchaniu tego albumu czułem się dość dziwnie. Wydawało mi się, że coś jest nie tak. „Affliction” jednak niczym owoc dojrzewał wraz z każdym następnym odsłuchem i mogę śmiało stwierdzić, iż przebił kapitalną zresztą „Autoscopię”.

  Cóż… wspaniała muzyka, wspaniałe wydanie, wspaniały koncept, wspaniałe opowiadanie Piotra Kofty. To wydawnictwo zbudowane jest po prostu idealnie. Warto więc się zagłębić w muzykę oraz w cały sens albumu, koniecznie czytając przy tym niewesołe (delikatnie mówiąc)  opowiadanie, będące według mnie nieodłączną częścią tego arcydzieła.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.