sobota, 23 kwietnia 2011

MUZYKA - Kent – En Plats i Solen (2010)

1. Glasäpplen (4:48)
2. Ismael (4:25)
3. Skisser för sommaren (4:14)
4. Ärlighet Respekt Kärlek (4:28)
5. Varje gång du möter min blick (4:27)
6. Ensam lång väg hem (4:11)
7. Team building (3:58)
8. Gamla Ullevi (3:38)
9. Minimalen (4:21)
10. Passagerare (4:18)

Całkowity czas: 42:48

  Najnowszy (jak do tej pory) album szwedzkiej gwiazdy Kent ukazał się niecały rok po bardzo udanym "Röd". Takie taśmowe nagrywanie i wydawanie płyt raczej nie wróży nic dobrego. Już okładka sugeruje znaczącą zmianę – słońce, palmy, woda... Czy to aby na pewno ten sam zespół, który niedawno wyśpiewywał depresyjne, idealnie pasujące do skandynawskiej, zimowej aury pieśni o braku nadziei, porzuceniu i depresji?

  Otwierający płytę "Glasäpplen" nie wróży niczego złego. Dość przeciętna, przebojowa piosenka rozpoczynająca się dźwiękami gitara akustycznej, w pewnym momencie przechodząca w kojarzące się z latami 80’ ubiegłego wieku syntezatorowe szaleństwo. Partia wokalna to też nic szczególnego, ale wpada w ucho. "Ismael", gdyby nie zupełnie inny głos wokalisty i język, mógłby uchodzić za zagubiony utwór Depeche Mode. Całkiem nieźle wypada też refren będący punktem kulminacyjnym całości. Niestety od tego momentu nie da się napisać niemal ani jednego, dobrego słowa o tym wydawnictwie. "Skisser för Sommaren" to nijaka popowa pioseneczka z melodyjnym ”lalala” w refrenie, "Ärlighet Respekt Kärlek" byłaby nienajgorszą balladą, gdyby nie brak jakiegokolwiek ciekawego pomysłu na rozwinięcie. Dalej, niestety, poziom kompozycji nie wzrasta, czasem nawet maleje lub raczej spada. Zdarzają się próby powrotu do dawnego stylu, niestety często bardzo rozpaczliwe, jak w nudnym i rażącym brakiem pomysłów "Varje gång du möter min blick" czy brzmiącym jak odrzut z poprzedniej płyty "Minimalen". Pojawia się też próba rozwinięcia syntetyczno-tanecznych pomysłów, czego przykładem jest singlowy "Gamla Ullevi", w którym natężenie wszelkich parkietowych i syntezatorowych patentów przekracza jakąkolwiek normę i granicę dobrego smaku co najmniej kilkakrotnie. Dopiero na sam koniec można mówić o jakiejś poprawie kondycji Kent w postaci "Passagerare". Słychać tu pewne echa uroku dawnych ballad grupy, na moment wraca senna atmosfera.

  Mam wrażenie, że wszystko na tym albumie jest wymuszone. Od nagrania go w tak szybkim tempie, przez okładkę i teksty aż po samą muzykę. Niektóre kompozycje zdają się na siłę optymistyczne, inne są dramatyczną próbą powrotu do typowego dla poprzednich albumów melancholijnego nastroju. Niestety obie próby okazały się nieudane – zamiast optymizmu wyszedł kicz, zamiast melancholii, nuda. To jak dotąd najbardziej nieudane wydawnictwo zespołu – na 10 kompozycji tylko 3 można uznać co najwyżej za niezłe. Obawiam się, że może być dowodem całkowitego braku pomysłów na dalszą drogę... Oby był to tylko fałszywy alarm.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.