czwartek, 28 kwietnia 2011

MUZYKA - Wovenhand – Blush Music (2003)

 1. Cripplegate (Standing on Glass)
2. Animalitos (Ain't No Sunshine)
3. White Bird
4. Snake Bite
5. My Russia (Standing on Hands)
6. The Way
7. Aeolian Harp (Under the World)
8. Your Russia (Without Hands)
9. Another White Bird
10. Story and Pictures

  ''Blush Music'' to drugi album grupy wydany w roku 2003. Trudno jednoznacznie przypisać go do jakiegoś gatunku. Jest mrocznie, ale jednocześnie przestrzennie. Słychać tu echa amerykańskiej pustyni, psychodelicznej odmiany bluesa oraz rocka a także folku. Miejscami jest bardziej akustycznie, innym razem pojawiają się echa stoner rocka, czasem nawet wczesnego Black Sabbath (chociażby głos w ''Animalitos'' łudząco podobny do maniery Osbourne’a). To właśnie śpiew Davida Eugene’a Edwardsa – przechodzący od niezwykle spokojnych, balladowych fragmentów do pełnych emocji, bluesowych partii – dodaje całości niezwykłego wymiaru. Wielką zaletą tego wydawnictwa jest bogata warstwa instrumentalna – poza gitarą i sekcją rytmiczną słychać tu między innymi instrumenty smyczkowe, ambientową elektronikę czy banjo. Czasem można usłyszeć opinie, że Wovenhand brzmi jak ”Tool grający country”. Być może jest w tym trochę prawdy – w końcu zespół Maynarda Jamesa Keenana słynie z hipnotycznych dźwięków nadających ich muzyce ”mistyczny” charakter. W bardzo podobny sposób można opisać Wovenhand. Poza tym nie na darmo to właśnie ta grupa pełniła kiedyś rolę supportu Tool.

  Nie brak na tym albumie chwytliwych melodii (gitarowa zagrywka otwierająca ''White Bird'' czy bardziej melodyjne fragmenty ''Animalitos'') a jednak jest w tej muzyce coś bardzo niepokojącego, jak jakiś dziwaczny cień w słońcu pustyni, którego źródła nie chciałbym poznać, a jednak idę zafascynowany w jego kierunku. Już podczas pierwszego przesłuchania albumu czułem się trochę nieswojo, chociaż muszę przyznać, że było to uczucie całkiem przyjemne. Być może ponosi mnie wyobraźnia, ale przez godzinę, podczas której towarzyszyły mi dźwięki ''Blush Music'' miałem przed oczami sceny mogące kojarzyć się z typowym ”pustynnym” horrorem w rodzaju ''Teksańskiej masakry piłą mechaniczną'' (muchy latające nad mięsem w przydrożnym sklepiku, rozkładająca się padlina). Ptasie odgłosy pojawiające się w ''Animalitos'' tylko potęgują to wrażenie. Zdarzają się momenty, kiedy bardziej optymistyczne dźwięki zaczynają dominować, jednak prędzej czy później znów pojawia się niepokój i mrok.

  Zdecydowanie warto odbyć godzinną podróż w mroczne rejony amerykańskiej pustyni oferowaną przez Wovenhand. Mimo wspomnianej ciężkiej, mrocznej atmosfery (a może właśnie dzięki niej), spędzony z nią czas jest przyjemny i satysfakcjonujący, zwłaszcza dzięki odkrywaniu poszczególnych brzmień i instrumentów, na które podczas poprzednich przesłuchań nie zwróciło się uwagi. 

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Woven Hand porównywany do Toola za "mistyczny" charakter? Kpina, kpina, żarty! Splunęłabym na ziemię za takie porównanie. Jakby tylko Tool był jedynym na świecie zespołem, który potrafi zahipnotyzować człowieka i wtrącić go w inny świat. Dobrze, że żadnych otoczek ideologicznych nie dodałeś.
    Kaliber 44 "Tool grający psychodeliczny hip hop"
    Shpongle "Tool grający psytrance"
    .. itd.. bomba! Wszystko jest jak grający Tool! ..tylko, że inaczej.
    Grunt, że jest mhrok i tym mhroczniejsza amtosfera. Że jest bardzo ciężko! Naprawdę fani Toola aż tak bardzo są okrojeni umysłowo? Kiedyś usłyszałam taką opinię, ale nie wierzyłam ówcześnie. Rozumiem, że wzięli się za Woven Hand, bo supportował Maynarda i spółkę? Uff.. dobrze, że z tego wyrosłam.. tego toolowania śmiesznego.

    Strasznie słaba recenzja. Znalazłam ją, bo chciałam się dowiedzieć, czy czasem ta płyta nie zawiera jakiś coverów, bo niektóre utwory brzmiały dla mnie dziwnie znajomo.

    Pozdrawiam! Toolowo oczywiście.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.