piątek, 1 kwietnia 2011

MUZYKA - Tool - Per Aspera Ad Astra (2011)

1 I'm Alive (6:17)
2 Time Control (7:24)
3 The Count of Part (6:19)
4 Nothing (2:38)
5 Otherwise (4:52)
6 Per Aspera Ad Astra part 1 (3:42)
7 Numbers (8:48)
8 Why? (5:21)
9 Per Aspera Ad Astra part 2 (3:37)
10 Asking for Forgiveness (10:18)
11 Absolution (4:10)
12 Per Aspera Ad Astra part 3 (14:13)

Całkowity czas: 77:39
  Tool zdecydowanie należy do tych zespołów, które nie przejmują się upływającym czasem między wydaniem poszczególnych albumów. W końcu przez tych dwadzieścia lat mogliśmy się cieszyć zaledwie czterema płytami tej wybitnej grupy. Mimo wszystko właśnie dlatego albumy formacji Tool wydają się zrobione w taki sposób, że każdy dźwięk sprawia wrażenie nieprzypadkowego, a brzmienie jest dopracowane do perfekcji. Każdy fan swoje nerwy jednak ma, i czasem są one wystawione na wielką próbę.

  Pojawiały się plotki na temat nowego Toola, nie od wczoraj. Różne wywiady z członkami zespołu, podsycały atmosferę już od dobrych dwóch lat. Coraz częściej mówiło się, że piąty Tool ujrzy światło dzienne w roku 2011 - obecnym. Plotkowało się na temat dat, a także tytułów. Nic konkretnego jednak nie wiedzieliśmy. No i praktycznie stało się to z dnia na dzień - jest. Nowy studyjny album zespołu zatytułowany "Per Aspera Ad Astra".

  "Per Aspera Ad Astra" to koncept album opowiadający o człowieku, który został zniszczony przez własną nadwrażliwość i emocje , które nim kierowały. Wydawało się, że sięga dna, i że wszystko wokół niego zostało stworzone po to, aby on musiał cierpieć. Wszystko do czasu, w którym "pewna siła sprawcza" odrodziła go sprawiając, że ów bohater odnalazł w końcu właściwą drogę, którą dzielnie krocząc trafił nareszcie na swoje szczęście i zbawienie.

  Juz pierwsze dźwięki otwierającego płytę "I'm Alive" wprawiają w zachwyt. Najpierw jest niezwykle spokojnie. Gitara Jonesa gra powoli, przypominając nam nieco początek tytułowej kompozycji z płyty "Lateralus". Od razu słychać jednak różnicę. Brzmi to inaczej, a i świeżość w tym, i fantazja - są nie do ukrycia. Po chwili odzywają się Chancellor z kapitalnym motywem basowym oraz Carey, którego perkusja jeszcze bardziej ożywia ten kawałek. Po ponad minucie wchodzi głos Maynarda - wciąż niesamowity. Cudowny, choć prosty refren, a także fenomenalna gra instrumentów czynią z "I'm Alive" prawdopodobnie najlepszy otwieracz w historii zespołu, a przecież konkurencja choćby w postaci "The Grudge", czy "Vicarious" jest olbrzymia.

  Kolejne dwie kompozycje nie spowalniają mistrzowskiego kunsztu - wręcz przeciwnie. "Time Control" opowiada nam o fenomenie kontrolowania czasu, co jak wiadomo jest przecież niemożliwe. Gdyby jednak ludzkość miała na to szansę, wszystko wydawałoby się o wiele łatwiejsze. Spostrzeżenie naszego głównego bohatera płyty "Per Aspera Ad Astra" wydaje się być bardzo codziennym marzeniem większości ludzi na całym świecie. Czy nie pragnęliście, choć raz w życiu cofnąć się w czasie, aby coś zmienić? Czy można by wtedy czemuś zapobiec? /"...my time is wasted, and I can't stop him..."/. Świetnie wypada tutaj przede wszystkim linia basu, która dosłownie gromi słuchacza. W wolniejszym "The Count of Part" natomiast, niesamowite rzeczy wyprawia na gitarze Jones, a kiedy pod koniec kawałka Maynard wrzeszczy jak oszalały "It's the count of part my new life" (robi to bodajże osiem razy) to po prostu przechodzą mnie dreszcze...tyle czekałem na ten album. Już po pierwszych trzech kompozycjach wiem, że było warto.

  Po trzech kawałkach trwających łącznie około dwudziestu minut, przyjdzie nam spotkać się z krótszymi kompozycjami. Nie ma jednak mowy o tym, aby "Per Aspera Ad Astra" traciła w tym momencie na wartości. Króciutki "Nothing" niesamowicie dołuje słuchacza swym depresyjnym nastrojem swtorzonym przez instrumenty, a także tekstem / "...without you my life is like nothing - open your eyes...". Następny "Otherwise" jest poniekąd jego kontynuacją. Klimat praktycznie się nie zmienia, jednak w tym tracku nie usłyszymy Keenana - jest to kawałek instrumentalny. Po nim przychodzi czas na pierwszą część tytułowego dzieła - "Per Aspera Ad Astra part 1" - coś pięknego.

  1/2 piątego albumu za nami, a już wiadomo, że to rzecz niezwykła. Dalej robi się jeszcze lepiej. Trwający ponad osiem minut "Numbers" to psychodeliczny, a przy tym dość "nietoolowy" numer. Wypada jednak absolutnie kapitalnie. Nie ma końca łamanego tempa, a i Maynard James Keenan wykonuje tutaj wokale dalekie od dotychczasowych, co sprawia, że możemy naprawdę poczuć nowe oblicze zespołu. Jest ono bowiem na tej płycie nieco zróżnicowane, co przyczynia się do faktu, iż w każdym momencie płyta może zaskoczyć. Jest tak również w kolejnym "Why?", gdzie bohater, w którego rolę wciela się oczywiście wokalista, zadaje sobie pytania dotyczące jego życia. Jest zagubiony i nie wie, dlaczego wszystko na czym mu zależy zdaje się być stracone. Utwór wydaje się być swojego rodzaju modlitwą / "I'm alone in the darkness, I'm sinner for the others...but why? why you don't forgive me?"/.Następnie dostajemy drugą część kompozycji tytułowej - "Per Aspera Ad Astra part 2". Znów jest pięknie, ale najlepsze, co na tym albumie wciąż przed nami...

  Ostatnie - niepełne - 30 minut. Całkowity majstersztyk w wykonaniu Toola. Delikatny początek trwającego ponad dziesięć minut "Asking for Forgiveness" pieści nasze uszy przez jakieś dwie minuty, po to, aby następnie huknąć, jak z armaty. Uderzenia perkusji są kapitalne. Każdy dźwięk wydawany przez Danny'ego Carey'a najzwyczajniej w świecie zachwyca. A przecież nie tylko perkusja stoi tutaj na najwyższym poziomie. Riff z ósmej minuty (nietypowy zresztą) z pewnością można zaliczyć do najlepszych w historii zespołu. Końcówka utworu już bardziej w stylu zespołu, ale kolejny "Absolution" od początku zadziwia nietypowym dla Toola brzmieniem. Teksty w tej części albumu zrobiły się już pozytywne, gdyż bohater albumu odnajduje wreszcie swoją drogę /"This is my absolution. I am free from fear and pain"/. Na sam koniec otrzymujemy ostatnią część tytułowego giganta - "Per Aspera Ad Astra part 3". To najdłuższy moment na tej płycie - najlepszy również. Coś nieprawdopodobnego. Cała paleta barw i emocji skumulowana w niecałym kwadransie muzyki/ "My dreams come true, per aspera ad astra..."/.

  Tool zafundował nam ogromną niespodziankę tworząc album piękny i kompletny. "Per Aspera Ad Astra" to arcydzieło, na które warto było czekać kolejnych pięć lat. Panowie stanęli na wysokości zadania i należy to docenić. Polecam ten album nie tylko fanom zespołu, ale wszystkim kochających cudowną i głęboką muzykę. Najlepszy album w historii formacji Tool.

Ocena:10/10

11 komentarzy:

  1. Już dawno nie czułem takiej więzi z oceniającym podczas czytania recenzji. Chłonę ten album, każdy jego dźwięk, każdą pojedynczą sekundę. Jestem w szoku. Nie należałem do fanów zespołu, ale "Per Aspera Ad Astra" wywraca mój muzyczny światopogląd do góry nogami. Dozgonny szacunek

    OdpowiedzUsuń
  2. Nesamowita płyta! Ciężka a jednocześnie na swój sposób melodyjna. Słychać to i trochę dźwięków typowych dla okresu Lateralus i trochę nowszych, bardziej elektronicznych. Użycie akordeonu w końcówce albumu to doskonały pomysł, zupełnie odświeża brzmienie!

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAAAAA! *-*

    *padła na ziemię i nie dycha*


    Emilka P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chcę mi się czytać, ale i tak zrąbane

    OdpowiedzUsuń
  5. płyta wymiata i chuj!

    OdpowiedzUsuń
  6. Człowieku,nawet nie wiesz co przeżyłem przez ostatnie 5 minut..nowy album Tool'a,recenzja naprawdę przekonująca..a potem dopiero zobaczyłem datę posta.Eh,przydałby się nowy Tool,przydał.Dobry blog,pzdr

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiem, co mogłeś przeżyć, za co również przepraszam:) Nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że recka przekonująca. Tak się wczułem pisząc, że sam po skończeniu uwierzyłem, iż to prawda:P Ale nie martw się...prawdziwy album w końcu się pojawi:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Boję się Tool'a. Pokazał mi go kuzyn, i po przesłuchaniu 2 utworów też padłam i serce mi stanęło. Naprawdę boję się tej muzyki, przeraża mnie kompletnie..

    OdpowiedzUsuń
  9. Do przedmówczyni: ja też się bałam, kiedy byłam młodsza, prosiłam Mamę, żeby nie słuchała tego przy mnie (Lateralusa) teraz (21 lat) słucham sama z rozkoszą ;), ta muzyka jest kosmiczna, wspaniała, niesamowita, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekaw jestem, które to utwory są takie straszne :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.