środa, 27 kwietnia 2011

FILM - Prawdziwe męstwo (2010)

Reżyseria: Joel Coen, Ethan Coen
Czas trwania: 110 minut
Tytuł oryginalny: True Grit

  Z tym, że bracia Coen mają w ostatnich latach istny monopol na tworzenie wyśmienitych filmów, nie zgodzą się chyba wyłącznie całkowici ignoranci. Panowie w nosie mają oczekiwania tłumów i wciąż brną w nieznane, czego największym dowodem będzie zeszłoroczny western, bohater dzisiejszej recenzji. Spotkałem się z fenomenalną opinią, że już "Fargo" realizowało wizję prawdziwej historii o kowbojach, osadzając ją w zalanej śniegiem Kanadzie czasów dzisiejszych, ale "Prawdziwe męstwo" do tematu westernu miało podejść bez żadnego dystansu, przyjmując zarówno największe zalety przestarzałego gatunku, jak i wszystkie jego - przez lata wytykane - wady. Tym chętniej zatem oczekiwałem na film ja, niebezpiecznie zapatrzony fanboy Coenów i totalny przeciwnik wszystkiego, co kojarzyć się może z Dzikim Zachodem, niemyciem zębów przez tygodnie, ostrogami i czyhającymi na męskie genitalia kaktusami. Byłem ciekaw, jak przeżyję tak szaloną mieszankę.


"Oddawaj mój fuckin' dywan, koleś"
  Fabuła najnowszego dzieła braci Coen nie odbiega ponoć ani na krok od czterdziestoletniej wersji Hathaway'a. Rezolutna na wyrost czternastolatka, Mattie Ross traci ojca - w pijackim amoku i natężeniu testosteronu zabija go niejaki Tom Chaney, którego dziewczyna postanawia dopaść za wszelką cenę i - gdyby prawo nie wystarczało - ukarać własnoręcznie. Wynajmuje do pomocy szeryfa Roubena Cogburna, za nimi rusza także teksański ranger LaBoeuf, poszukujący Chaney'a od dłuższego czasu. My zaś otwieramy piwo czy popcorn i zaczynamy rozkoszować się każdą sceną...

  Bo nie ma żadnych wątpliwości, jak skończy się ta historia. To klasyczny western, więc sprawiedliwość dopadnie oprawców, a pijaczyna i "burak", jakim jest Cogburn (wspominałem już, że Jeff Bridges przeszedł w tej roli samego siebie?), okaże się zdolny do "prawdziwego męstwa" i poświęcenia dla młodej dziewczyny. Dlatego widz delektuje się nie historią, a sposobem, w jaki zostaje przedstawiona. Powiększają mu się źrenice na widok malowniczej scenografii indiańskiej ziemi, wrażliwe uszy muska mu niesamowity akcent każdej postaci, a potrzebę zapomnienia o typowym dla pozostałych megahitów "megapierdolcem" spełnia kunszt, z jakim każda scena powoli buduje swój nastrój. Bracia Coen wracają do poziomu swoich najpoważniejszych dzieł, zapewniając nam dwie godziny snobistycznej satysfakcji.


  Chociaż "Prawdziwe męstwo" nie jest filmem do końca poważnym. Owszem, nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu natężenia emocji, ale bracia nie byliby sobą, gdyby nie puścili do widza oczka. Tak dla zapewnienia, że nie starzeją się. Dlatego uśmiechnąć się przyjdzie na widok pierwszego spotkania głównych bohaterów, kilku dziwacznych opowiadań z przeszłości Cogburna i jego pijackich sprzeczek z LaBeoufem. Postać Matta Damona, której zarzuca się istnienie tylko "dla zasady" i niewnoszenie do historii niczego, mnie przypadła do gustu. Być może wysilił się najmniej z całej obsady, ale obronił obraz przed całkowitą dominacją Brigdesa. Rewelacyjnie jako "główny boss" wypadł również Barry Pepper, którego ze znanym snajperem szukającym szeregowca Ryana połączyć można już tylko wyłącznie nazwiskiem aktora.

Bokobrody dopadły nawet Bourne'a
  Tak, uważam "Prawdziwe męstwo" za film godny braci Coen. Rewelacyjny dlatego, że - jako najprawdziwszy western - spodobał mi się. Jednak lubić go będę mniej od trzech poprzedników. To raczej hołd dla gatunku i rzecz intrygująca formą, nie treścią. I póki ogląda się go, czuć ogromną sytość i satysfakcję, ale dzień po seansie, gdy szukam głębi i treści w historii młodocianej zemsty, napotykam na problem. Widzę jednoplanowe postaci i starą jak świat opowiastkę; słowem - widzę western. I śmiej się wniebogłosy, drogi Czytelniku, ale nawet w "Tajnym przez poufnym" odnajduję więcej, pod tym szalonym, komediowym płaszczem. A co dopiero przy "To nie jest kraj dla starych ludzi" lub definitywnie najlepszym dziele braci Coen ostatnich pięciu lat, "Poważnym człowieku". Preferuję te ich ironiczne gierki z konwencją, igranie z literaturą oraz dotykaniu ważnych kwestii przez gumowe rękawiczki. Ale na poniższą ocenę "Prawdziwe męstwo" - w moich oczach - naprawdę zasługuje.

Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Mnie również film bardzo się podobał. Przed wrzuceniem go na taśmę postawiłam mu poprzeczkę dość wysoko, ze względu na nominacje do oskara i opinie filmowych koneserów. I muszę przyznać, że zdanie mam podobne do Twojego. Jako western- super, ale głębi... Chyba żadnej. Chyba, bo już kiedyś przekonałam się że z filmami różnie być może. ;)

    Recenzja super. Choć zwróciło moją uwagę coś, co chyba nie zwróciło Twojej. Uważam, że prześwietny klimat filmu tworzony jest przez ciągłe ukazywanie brutalności i bezwzględności świata oraz wielu bohaterów. Spluwanie na śmierć i cierpienie sprawiło, że patrzyłam na film jak na dziwne, kolczaste stworzenie. I podobało mi się to. :D

    No, tyle ode mnie. W końcu oceniłeś coś, co oglądałam, dlatego korzystam z okazji i komentuję xD

    Emilka P.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.