sobota, 2 kwietnia 2011

Wieczory nordyckie (MUZYKA) - Artillery - My Blood (2011)


1 Mi Sangre (The Blood Song) (7:33)
2 Monster (4:57)
3 Dark Days (5:12)
4 Death Is An Illusion (5:16)
5 Ain't Giving In (4:55)
6 Prelude To Madness (1:06)
7 Thrasher (3:37)
8 Warrior Blood (5:10)
9 Concealed In The Dark (4:59)
10 End Of Eternity (5:43)
11 The Great (5:04)

Całkowity czas: 53:31

  W naszym cyklu Wieczorów Nordyckich nadszedł czas na jednorazowe spotkanie z Danią. Właśnie mojej osobie przypadło zadanie przedstawienia jakiegoś bandu z tej części Europy, i choć miałem kilka opcji, to ostatecznie zdecydowałem się na zespół Artillery.

  Artillery to duński zespół założony w 1982 roku na przedmieściach Kopenhagi (Taastrup).  Panowie od samego początku wykonują thrash metal, czyli jeden z moich ulubionych metalowych gatunków. Pomimo faktu, iż formacja istnieje już wiele lat, nie mają oni na swoim koncie oszałamiającej ilości studyjnych krążków. Dwa razy bowiem się rozpadali (1991-1998, 2000-2007), a ich najnowszy longplay – „My Blood” - jest szóstym długogrającym albumem w dorobku zespołu.

  Wydany dwa lata wcześniej „When Death Comes” został przyjęty bardzo pozytywnie zarówno przez krytyków, jak i fanów zespołu. Dosyć podobne wydają się być pierwsze opinie na temat „My Blood”, ale wiadomo, że nie wszystkie recenzje muszą być niezwykle entuzjastyczne – bynajmniej moja do końca taka nie będzie.

  Płyta zaczyna się fenomenalnie. Otwieracz w postaci ponad siedmiominutowego „Mi Sangre (The Blood Song) robi ogromne wrażenie. Świetnie grające gitary dają się we znaki, a i momentami tworzą nam pewnego rodzaju mistyczny klimat. Natomiast to, co w refrenie wyprawia sekcja rytmiczna – wraz z wokalistą – przechodzi ludzkie pojęcie. To po prostu thrash’owy pocisk wystrzelony z niszczycielską siłą – totalny wymiatacz. Nie lubię się przyznawać do faktu, że pierwszy kawałek na albumie podoba mi się najbardziej, lecz w tym przypadku inaczej być nie może, bowiem „Mi Sangre (The Blood Song) to zdecydowany faworyt z najnowszego krążka Duńczyków.

  Dalej wcale nie jest jednak gorzej – przynajmniej nie od razu. Drugim kawałkiem na płycie będzie zatem „Monster”. Spokojnie mogę stwierdzić, że jest to druga najlepsza rzecz na tej płycie. Konkretne partie gitar, rytmiczne łojenie perkusji – bawimy się dobrze. Potem mamy „Dark Days” oraz „Death Is An Illusion”. Kompozycje nieco słabsze od pierwszych dwóch, choć grzechem byłoby napisanie, że są słabe. Jednak siła uderzeniowa, jak dotychczas regularnie spada, co mogę w prosty sposób zobrazować za pomocą rysunku graficznego, który wyglądałby mniej więcej tak: „Mi Sangre (The Blood Song)” > „Monster” > „Dark Days” > „Death Is An Illusion”. Spokojnie również mogę do tego dołączyć kolejny track – „Ain’t Giving In”. Tym razem będzie jednak znacznie słabiej, gdyż piekielny pazur panów z Artillery w tym numerze zamiast ostrym, miękkim się staje. Jest to bowiem średnio wypadająca ballada, która jest chyba nieco za słodka, jak na piekielny klimat thrash’owego morderstwa.

  Jesteśmy w zasadzie na półmetku albumu „My Blood”, gdyż „szóstka” to minutowe przejście między pierwszą i drugą piątką kawałków zawartych na tym LP. Jest to „Prelude To Madness”. Tytuł podpowiedział mi, że mogę się teraz spodziewać istnego szaleństwa ze strony Artillery. Apetyt więc może być zaostrzony, zwłaszcza po „Ain’t Giving In”. Jednak zastrzeżenia są już do kolejnego kawałka, którym jest „Thrasher” (prawdziwie thrash metalowy tytuł). Fakt. Zwrotka stoi na naprawdę niezłym poziomie, ale wszystko znów psuje dziwny antydemoniczny klimat w refrenie. A przecież w tym rzemiośle chodzi o rozpętanie prawdziwego piekła łupiąc w nas, między innymi, zadziornymi riffami oraz chwytliwymi refrenami. Następnie otrzymamy jednak pewnego rodzaju rekompensatę. Będzie to „Warrior Blood” znacznie przewyższający poprzedni song. Trzeba jednak przyznać, że ostatnie trzy kompozycje nieco się rozmywają. Niby nie są złe. W każdej można wychwycić jakiś ciekawy dźwięk, a i technicznie wygląda to naprawdę imponująco. To jednak troszkę za mało.

  „My Blood” to kawałek solidnego grania, jednak z pewnymi brakami. Spodziewałem się czegoś więcej po panach z Artillery, ale cóż. Na pewno jest to w pewien sposób zawód, ale tragedii też nie ma. Warto poświęcić czas tej płycie, choćby dla kilku utworów.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.