01. Xibir (2:50)
02. Born Treacherous (5:02)
03. Gateways (5:10)
04. Chess With The Abyss (4:08)
05. Dimmu Borgir (5:35)
06. Ritualist (5:13)
07. The Demiurge Molecule (5:29)
08. A Jewel Traced Through Coal (5:16)
09. Renewal (4:11)
10. Endings And Continuations (5:58)
02. Born Treacherous (5:02)
03. Gateways (5:10)
04. Chess With The Abyss (4:08)
05. Dimmu Borgir (5:35)
06. Ritualist (5:13)
07. The Demiurge Molecule (5:29)
08. A Jewel Traced Through Coal (5:16)
09. Renewal (4:11)
10. Endings And Continuations (5:58)
Całkowity czas: 48:54
Nasze wieczory nordyckie miały ostatnimi czasy dość nieregularny czas powstawania, co spowodowało, że skończą się o tydzień później niż powinny. O ile dobrze policzyłem... . W każdym bądź razie skończą się właśnie na obecnym weekendzie i dzisiejszym dniu, gdyż odwiedzimy jeszcze Norwegię oraz Szwecję, którą to już niebawem (chyba zaraz po mnie) zakończy nasz pierwszy w historii Wyspy Jowisza cykl, Marcin, czy też po prostu Czarny.
Jeśli chodzi o Norwegię to zdecydowałem się na formację Dimmu Borgir, choć do ostatniej chwili miał to być zupełnie inny band z tego kraju. Tradycyjnie się wahałem, ale po raz pierwszy zdanie zmieniłem na dosłownie sekundę przed rozpoczęciem tekstu. A dlaczego?
Dimmu Borgir poznałem już kilka lat temu, kiedy to jeden z moich znajomych słuchający mocniejszych odmian muzyki metalowej puścił mi coś z płyty "Death Cult Armageddon". I w ten sposób, pierwszymi słowami, które usłyszałem z ust wokalisty Dimmu Borgir, były..."Satan My Master". Wtedy wiedziałem, że to nie przejdzie, ale po latach moje podejście do muzyki jest już nieco inne, a i zdecydowanie do tego nabrałem dystansu. Zwłaszcza kiedy wartość muzyczna jest naprawdę okazała. Ostatnio wpadłem na ten album ("Abrahadabra") dość przypadkowo, za sprawą kompozycji "Gateways". Przyznaję, że przegapiłem premierę w zeszłym roku, ale po wysłuchaniu fenomenalnego singla wiedziałem, że czas to nadrobić.
"Abrahadabra" to dziesięć symfoniczno - blackmetalowych kompozycji. Na pierwszy plan wychodzą tutaj, już od instrumentalnego intra - "Xibir", klawisze oraz chóry. To one tworzą bardzo ciekawy klimat praktycznie przez cały album. Po blisko trzyminutowym wstępie usłyszymy "Born Treacherous". Mocny kawałek, bardzo dobrze wypadający jako pierwsza typowa kompozycja wokalna. Potem jednak otrzymamy utwór, który położył mnie od samego początku - "Gateways". Singiel wypada świetnie w całości, ale tak naprawdę to końcówka jest prawdziwym mistrzostwem świata. Motyw przeplatanego wokalu męskiego z kobiecym jest kapitalny, a przejęcie w głosie z jakim owa pani śpiewa powinien budzić ogromny zachwyt. Szkoda, że nie mamy więcej takich momentów na tej płycie. Mamy za to orkiestrę, chór i klawisze, których partie nieodparcie kojarzą mi się z kultową grą "God Of War". W kolejnych kawałkach wypadają one równie dobrze.
W "Chess With the Abyss" usłyszymy świetny refren, który potrafi z łatwością zapaść w pamięć. Nie jest to jedyny plus tego numeru, gdyż podobać się w nim również mogą instrumentalie, które niezgorzej wypadają w następnym - imiennym - "Dimmu Borgir". Jednym z moich faworytów jest "Ritualist" z dosyć prostym refrenem powtarzającym tytuł numeru. Cztery następne tracki niby nie są gorsze, jednak kojarzę je nieco mniej. Tak naprawdę mamy jednak do czynienia z dobrym black metalowym graniem aż do samego końca płyty. W tej części albumu bardziej podoba mi się gra gitar- jest mroczniejsza niż dotychczas. Wszystko kończy się za sprawa spokojnie rozpoczynającego się "Endings and Continuations", na którego samym końcu wszystko się znów uspokaja i możemy usłyszeć wymawiany tytuł płyty "Abrahadabra".
Cieszę się, że wpadłem na ten krążek, bo to kawałek solidnego dobrego grania. Black metal nie jest moim konikiem, ale dzieki takim bandom czuję, że mogę coraz lepiej się z tą muzyka zapoznawać. I z coraz lepszym skutkiem.
Ocena: 7/10
Jeśli chodzi o Norwegię to zdecydowałem się na formację Dimmu Borgir, choć do ostatniej chwili miał to być zupełnie inny band z tego kraju. Tradycyjnie się wahałem, ale po raz pierwszy zdanie zmieniłem na dosłownie sekundę przed rozpoczęciem tekstu. A dlaczego?
Dimmu Borgir poznałem już kilka lat temu, kiedy to jeden z moich znajomych słuchający mocniejszych odmian muzyki metalowej puścił mi coś z płyty "Death Cult Armageddon". I w ten sposób, pierwszymi słowami, które usłyszałem z ust wokalisty Dimmu Borgir, były..."Satan My Master". Wtedy wiedziałem, że to nie przejdzie, ale po latach moje podejście do muzyki jest już nieco inne, a i zdecydowanie do tego nabrałem dystansu. Zwłaszcza kiedy wartość muzyczna jest naprawdę okazała. Ostatnio wpadłem na ten album ("Abrahadabra") dość przypadkowo, za sprawą kompozycji "Gateways". Przyznaję, że przegapiłem premierę w zeszłym roku, ale po wysłuchaniu fenomenalnego singla wiedziałem, że czas to nadrobić.
"Abrahadabra" to dziesięć symfoniczno - blackmetalowych kompozycji. Na pierwszy plan wychodzą tutaj, już od instrumentalnego intra - "Xibir", klawisze oraz chóry. To one tworzą bardzo ciekawy klimat praktycznie przez cały album. Po blisko trzyminutowym wstępie usłyszymy "Born Treacherous". Mocny kawałek, bardzo dobrze wypadający jako pierwsza typowa kompozycja wokalna. Potem jednak otrzymamy utwór, który położył mnie od samego początku - "Gateways". Singiel wypada świetnie w całości, ale tak naprawdę to końcówka jest prawdziwym mistrzostwem świata. Motyw przeplatanego wokalu męskiego z kobiecym jest kapitalny, a przejęcie w głosie z jakim owa pani śpiewa powinien budzić ogromny zachwyt. Szkoda, że nie mamy więcej takich momentów na tej płycie. Mamy za to orkiestrę, chór i klawisze, których partie nieodparcie kojarzą mi się z kultową grą "God Of War". W kolejnych kawałkach wypadają one równie dobrze.
W "Chess With the Abyss" usłyszymy świetny refren, który potrafi z łatwością zapaść w pamięć. Nie jest to jedyny plus tego numeru, gdyż podobać się w nim również mogą instrumentalie, które niezgorzej wypadają w następnym - imiennym - "Dimmu Borgir". Jednym z moich faworytów jest "Ritualist" z dosyć prostym refrenem powtarzającym tytuł numeru. Cztery następne tracki niby nie są gorsze, jednak kojarzę je nieco mniej. Tak naprawdę mamy jednak do czynienia z dobrym black metalowym graniem aż do samego końca płyty. W tej części albumu bardziej podoba mi się gra gitar- jest mroczniejsza niż dotychczas. Wszystko kończy się za sprawa spokojnie rozpoczynającego się "Endings and Continuations", na którego samym końcu wszystko się znów uspokaja i możemy usłyszeć wymawiany tytuł płyty "Abrahadabra".
Cieszę się, że wpadłem na ten krążek, bo to kawałek solidnego dobrego grania. Black metal nie jest moim konikiem, ale dzieki takim bandom czuję, że mogę coraz lepiej się z tą muzyka zapoznawać. I z coraz lepszym skutkiem.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.