poniedziałek, 9 maja 2011

MUZYKA - Promise and the Monster: Transparent Knives (2007)


01. Sheets (3:37)
02. Night Out (4:05)
03. Wither (4:17)
04. Killing Fields (2:32)
05. Antarktis (3:48)
06. Silver Speaking (3:18)
07. A Room With no View (4:17)
08. Words (2:42)
09. Light Reflecting Papers (3:21)
10.
Single Girl, Married Girl (2:31)
11. Trials (2:47)
12. The Delusioned and Insane (4:28)

Całkowity czas: 33:06

(Poniższy tekst to całkowita niespodzianka - pierwsza rzecz napisana kobiecą ręką na Wyspie Jowisza. Drodzy Czytelnicy, to zaprawdę wielka chwila! Nasza nowa, z braku lepszego słowa, praktykantka - Emilia Popiela, studentka filologii polskiej, niepoprawna filozofka i - przede wszystkim - wielka fanka nastrojowej, głębokiej muzyki. Mam nadzieję, że zawita w naszych progach jak najdłużej i pomoże temu cyrkowi na kółkach nabrać jeszcze większej prędkości! - Adam)


  Promise and the Monster. Zespół, który na wstępie wyrzuciłam do śmieci po to tylko, żeby do niego dorosnąć, powrócić i zakochać się bez pamięci. "Transparent Knives". Płyta, której przez długi czas nie zauważałam wśród wielu jeszcze nie przesłuchanych plików z muzyką, a która teraz jest jedyną, którą mogę odsłuchiwać tak, jak niektórzy odmawiają pacierz. Rano, wieczór, we dnie, w nocy.

  Wystarczy kliknąć  "odtwórz ", a...
...a więc Klik!


  Ciemno. Zimno. Głucho.

  Rozpływam się w jakiejś magicznej, niezbadanej przestrzeni. Nie ma ciał, czasu ani myśli. Ciepłe, monotonne dźwięki gitary prowadzą mnie tam, gdzie wiodą prym ciemne lasy, mityczne postaci i bezludne przestrzenie. Dzwonki przypominają orzeźwiający, wiosenny deszcz, a głos brzmi, jakby człowiek i ludzkie struny głosowe w ogóle nie wiązały się z jego powstawaniem. Muzyka oddala, wciąga, odrywa od rzeczywistości, nie pozwala skupić się na czymkolwiek innym...

  Prawdziwie mistyczny klimat. Otwarty znakomicie oklipowanym kawałkiem "Sheets". Tworzony przez łagodne "Antarktis", w kulminacyjnym momencie przechodzące w cichutki walczyk. Zwieńczony kawałkiem "The Delusioned and Insane" oraz dudniącą myślą: "Nie, nie tak szybko, ja chcę jeszcze raz!".

  Płytę cechuje zdecydowany acz zdrowy minimalizm. Konieczny dla wywołania powyższego efektu. Dotyczy on nie tylko ilości użytych instrumentów (przeważająca gitara, momentami dzwonki, smyczki), ale także tekstu. Cudownym jest, jak wiele emocji, sensu i myśli można zawrzeć w dwóch, trzech krótkich strofach, w których żadnego słowa (wierzę w to szczerze) nie wyśpiewano bez sensu.

  Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać. Piękno mówi samo za siebie, a niezmienna od wieków  zasada stanowi, że najtrudniej mówić o tym, co człowiekowi najbliższe. Być może kiedyś uznam ten tekst za bełkot i napiszę go raz jeszcze. Tak, aby skuteczniej zachęcał Was do odsłuchania płyty. Na razie jednak musicie zadowolić się tym oto, pierwszym na blogu Emilkowym wypocinkiem.

Ocena: 10/10

Emilia Popiela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.