poniedziałek, 16 maja 2011

Wieczory nordyckie (MUZYKA) - In Flames - Whoracle (1997)

1. Jotun (3:54)
2. Food for the Gods (4:18)
3. Gyroscope (3:26)
4. Dialogue with the Stars (3:02)
5. The Hive (4:04)
6. Jester Script Transfigured (5:45)
7. Morphing into Primal (3:04)
8. Worlds Within the Margin (5:07)
9. Episode 666 (3:44)
10. Everything Counts (3:19)
11. Whoracle (2:43)

Całkowity czas : 42:26

   Dzisiaj przychodzi mi zakończyć nasz pierwszy cykl jakimi były (w sumie to jeszcze są) ''Wieczory nordyckie''. Meta naszej podróży znajduje się w Szwecji (a dokładniej w Goteborgu), którą właściwie można nazwać kolebką dawnych ludów Północy. Myślę również, że Szwedom należy się coś na otarcie łez po wczorajszej porażce w walce o mistrzostwo świata w hokeju z Finlandią (a dostali mocne bęcki). Stąd moja dzisiejsza recenzja ich muzycznej chluby narodowej, jaką jest zespół In Flames.

   Z ''Płomieniami'' zetknąłem się już w połowie gimnazjum, ale prawdę mówiąc, wtedy jeszcze twórczość zespołu do mnie nie przemówiła. Jednak przyszedł czas, kiedy posłuchałem krążka ''Colony'', który ''otworzył'' mi uszy do dalszego zagłębiania się w ich dorobek muzyczny. Pamiętam jak dziś uczucie ''olśnienia'', jakiego doznałem po zapoznaniu się z nieziemskim ''Claymanem''. Potem zespół odświeżyłem sobie kilkakrotnie w liceum, np. z okazji wielokrotnych odsłuchań ''Come Clarity'' i późniejszego ''A Sense of Purpose'', jednak muszę przyznać, że całej dyskografii zespołu nie słyszałem nigdy. Jednak nie jest to dla mnie aż tak wstydliwe jak fakt, że aż do niedawna był mi kompletnie nieznany ''Zielony album'' Szwedów, a mowa tu o ''Whoracle'', który przecież jest uważany za jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy. Pozwoliłem sobie na trochę przydługi wstęp, jednak czułem się zobowiązany patrząc na rangę In Flames w moim muzycznym wychowaniu.

  ''Whoracle'' to ponad czterdzieści dwie minuty kolejnego muzycznego ''olśnienia'', jakie serwuje nam zespół. Jeśli kochałeś ''Claymana'', a nie znasz (niestety) jeszcze ''Zielonego albumu'', to pokochasz go równie mocno lub nawet bardziej niż tego pierwszego. Jest tu wszystko, a być może nawet więcej niż na ''Claymanie''. ''Jotun'' to chyba jeden z najlepszych otwieraczy - riff chwyta za gardło, melodyka powoduje machanie głową, a dynamika każe nam wręcz ''biec'' za utworem. Ale to dopiero początek. Kawałki takie jak ''Food for the Gods'' czy ''The Hive'' pozwalają nam poczuć In Flames ''pełną piersią'' - od szarżujących riffów po przepiękne solówki (szczególnie w ''The Hive'' - o mamusiu...), co w tej generacji In Flames jest wręcz niesamowite. I chyba właśnie do tej generacji najlepiej pasuje określenie ''melodic death metal'' z mocnym akcentem na ''melodic'', którego ta płyta jest wręcz idealną definicją. Skoro już o riffach mowa, to zdaniem Bartka możemy spotkać tu nawet ''leśny'' riff, który dominuje przez całe ''Morphing into Primal'', co jednak znaczy li tylko tyle, że jest świetny. Mamy także dwa muzyczne kolosy jakimi są ''Jester Script Transfigured'' i ''Worlds Within the Margin''. Pierwszy z nich cechuje się pięknem lekkich partii gitar, drugi zaś znów poraża nas riffem, a przedłużająca się solówka przechodzi w genialny most. Jest też dobrze nadający się na singiel ''Everything Counts'' z chwytliwym refrenem i niezgorszą solóweczką. Nie mógłbym także zapomnieć o dwóch instrumentalnych kompozycjach. Pierwszy, ''Dialogue with the Stars'', to prawdziwe sięgnięcie nieba poprzez ciekawe mieszanie mocnych i lekkich partii gitar. Motyw w środku kawałka jest jednym z moich ulubionych na całym albumie. Druga instrumentalka to utwór tytułowy, który idealnie sprawdza się w roli ''wyciszacza'' jako ostatnia kompozycja płyty. Na koniec wytoczę najcięższą z najcięższych artylerii, a mowa tu o kawałkach ''Episode 666'' i ''Gyroscope''. O pierwszym napiszę tylko tyle, że jest często uważany za najlepszy w historii zespołu, a dlaczego, to już musicie przekonać się sami. ''Gyroscope'' to mój faworyt (już widzę te miny zagorzałych fanów albumu). Dla mnie ten kawałek to absolutne mistrzostwo, a jego riff na pewno będzie w kółko chodził mi po głowie przez najbliższe kilka tygodni. O ile mi się nie przeje :)

  I na tym kończy się ''Whoracle''. ''Jak to?! Już koniec?! Ja chcę jeszcze raz!.'' I znów... I znów... Nie wiem, czy jest to najlepszy album In Flames, czy trochę słabszy od ''Claymana'', czy ciut lepszy. Pewnie szybko tego nie rozstrzygnę ba!, może nigdy. Osobiście ''Zielony album'' oceniam na potężne 9,5, jednak kiedy patrzę na jego wkład w rozwój gatunku to ocena może być tylko jedna.

Moja ocena : 10/10

2 komentarze:

  1. Dokładnie;] jeden z najlepszych albumów gatunku i obok "Clayman" najlepszy w historii zespołu...czekamy na nowy...a jak słyszę kawałek tytułowy to czuję, że może być cudownie:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie ta 10 zachęciła do pewnego większego projektu na Wyspie ]:->

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.