Wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy miałem przyjemność zaprezentować pierwszą dziesiątkę mojego TOP 20 minionego roku. Aby zakończyć już etap podsumowań, dzisiaj ostatnie dziesięć pozycji.
10. O.S.T.R. - Tylko dla dorosłych
Zaczynamy od najlepszego hip-hopowego albumu 2010 w Polsce. Adam pracował nad nim przez 6 długich lat, ale nie przeszkodziło mu to w międzyczasie wydać szeregu innych krążków (średnio co rok), więc brzmi to ciut zabawnie. Jednakże ''TDD'' to bardzo udany album, a wyróżnia się również tym, że jest pierwszym krążkiem z kręgu hip-hopu, który posiada koncept. Może nie jest on zbyt wymyślny i ciekawy, ale jest inteligentnie zrobiony i prowadzi nas do nagrody w postaci bonusowej płyty z kolejnymi osiemnastoma kawałkami, które wcale nie odbiegają poziomem od podstawowej zawartości płyty ba, niektóre są nawet sporo lepsze. Polecam.
9. Soulfly - Omen
Od czasów ''Prophecy'' Soulfly wciąż ma jeszcze dużo do powiedzenia. W porównaniu z poprzednimi albumami tej formacji, ''Omen'' jest po prostu krótki. Niestety zbyt krótki i chciałoby się jeszcze upchać na niego ze 3 czy 2 kawałki, gdyż zespół zabrał nam co najmniej z 15 minut przyjemności. Pan Cavalera z zespołem znów nie dali nam powodów do zawodu i można liczyć tylko na to, że ich kolejne dokonanie będzie troszkę dłuższe od ostatniego krążka. W pełni zasłużone miejsce dziewi.
8. Silent Civilian - Ghost Stories
Na ''Ghost Stories'' czekałem od 2007 roku, a kiedy już doszły mnie słuchy o dacie jego premiery, to tylko rwałem sobie włosy z głowy gdy ta była notorycznie przekładana. Jednak w końcu drugie dziecko ekipy z Miasta Aniołów ujrzało światło dzienne. Jeszcze przed premierą typowałem Silent Civilian na mój TOP 5, jednak konkurencja okazała się za mocna, jak i płyta nie dała mi aż takiej satysfakcji. Mimo tego większa część utworów z ''Ghost Stories'' zwyczajnie miażdży, że wymienię w tym miejscu choćby ''Sustenance'' czy ''Murder One'', dlatego tylko, a może aż miejsce ósme.
7. Stone Sour - Audio Secrecy
Jeden z tych albumów, o których premierze nie miałem zielonego pojęcia, dopóki nie stała się faktem, jednak już od pierwszych odsłuchań nieziemsko mi się spodobał. Pokochałem chwytliwe refreny i piękne melodie zawarte w utworach utrzymanych w konwencji alternatywnego rocka/metalu, które jak najlepszy kelner serwuje nam Corey Taylor z resztą Stone Sour. Utwory takie jak ''Dying'', ''Hesitate'' czy ''Miracles'' przywołują wiele wspomnień. Magiczna płyta.
6. 36 Crazyfists - Collisions and Castaways
Dwa lata temu najgorętsza metalcore'owa ekipa rodem z mroźnej Alaski wydała swój najlepszy album, więc oczekiwania co do ich nowych dokonań były bardzo wysokie. Nie udało się podbić poprzeczki, jednak w zamian za to otrzymaliśmy album zgoła inny i co najlepsze niewiele słabszy od poprzednika. ''Collisions and Castaways'' klimatami odbiega od typowego metalcore'u, choć i tego również wcale nie brakuje (''Whitewater'', ''Reviver''). Dzięki temu trochę innemu obliczu, płyta bardzo mnie zaskoczyła i uszczęśliwiła, więc wylądowała ostatecznie na miejscu szóstym.
5. Machinae Supremacy - A View from the End of the World
No to pierwsza piątka, którą otwiera szwedzki Machinae Supremacy. Choć ''AVftEotW'' wyszedł bardzo blisko końca minionego roku, to i tak zdążył jeszcze ostro namieszać w moim rankingu, czego efektem jest tak wysoka pozycja. Ale nie ma powodów do zdziwka. Tak soczyście elektronicznego i dziwnego, a zarazem tak zaskakująco dobrego albumu nie słyszałem już dawno. To zachęciło mnie do zagłębienia się we wcześniejszą twórczość ''MaSu'', co na pewno umili mi czas w oczekiwaniu na ich nowy krążek.
4. As I Lay Dying - The Powerless Rise
As I Lay Dying należy do grona tych zespołów, których twórczość z płyty na płytę praktycznie się nie zmienia, jednak wciąż potrafi bardzo pozytywnie zaskakiwać. Tak samo było z ''The Powerless Rise'', które dało mi potężnego metalcore'owego kopa, a kawałki takie jak ''Vacancy'', ''Anger and Apathy'' czy singlowy ''Parallels'' na długi czas wlazły mi do głowy, czego efektem były moje niekończące się podśpiewki (z reguły pod nosem). Wielki sukces chłopaków pod wodzą Tima Lambesisa, jak i kolejny producencki sukces Adama Dutkiewicza, który dowodzi, że w gatunku muzyki metalcore'owej jest jedną z najważniejszych person. Kolejny przykład, że Polak (co z tego, że tylko z pochodzenia) też potrafi.
3. Gentleman - Diversity
Ten album spadł na mnie jak grom z jasnego nieba. Nawet w najmniejszym stopniu nie spodziewałbym się, że może on wyjść właśnie wtedy, kiedy się pojawił. Nie jest to Gentleman w starym stylu, bowiem nowy krążek się ''zelektryzował'', jednak owy eksperyment wypadł wyśmienicie. Na dodatek mamy prawie 30 premierowych utworów. Oczywiście nie wszystkie stoją na najwyższym poziomie, jednak mimo tych kilku uchybień, płytę z czystym sumieniem umieszczam na miejscu trzecim. Mało jest białych wykonawców reggae, którzy potrafią być tak wyraziści jak Gentleman, a jeszcze mniejsza liczba z nich (lub nawet żaden) potrafi mu dorównać.
2. The Sorrow - The Sorrow
Pewnie większość z czytających w tym momencie to podsumowanie, nie wie z czym ma obecnie do czynienia. Otóż The Sorrow jest zespołem metalcore'owym, który co ciekawe, pochodzi z Austrii. Jak do tej pory wydał 3 płyty i idzie w jak najlepszym kierunku do zrobienia wielkiej kariery w swojej dziedzinie muzyki. Wystarczy sięgnąć po starsze albumy, by zobaczyć jak ogromne postępy zrobił zespół na swoim najnowszym wydawnictwie. I między innymi za to należy im się miejsce drugie w moim zestawieniu, a nie np. As I Lay Dying, które przecież również stworzyło coś piekielnie dobrego. Jednak ''The Sorrow'' to wielki krok do przodu w procesie twórczym Austriaków, jak i metalcore stojący na najwyższym poziomie, którego nie powstydziliby się najwięksi giganci tego gatunku. Mocno wierzę, że zespół nie wyczerpał jeszcze swoich pomysłów i w przyszłości stworzy jeszcze lepsze dzieło.
1. Parkway Drive - Deep Blue
Ten album znam na pamięć. Od pierwszych sekund wprowadzenia do ostatnich dźwięków morderczego ''Set to Destroy''. Nie ma sensu się o nim rozpisywać, po prostu od końca czerwca ''Deep Blue'' bez problemu poradził sobie z konkurencją i usadowił się wygodnie na czubku mojego podsumowania. Przed chłopakami z Australii ogromne wyzwanie, aby stworzyć przynajmniej coś równie dobrego jak ta płyta. Myślę, że mogą mu podołaćm, gdyż mają wielki potencjał, który na pewno szybko nie zgaśnie. A na razie pozostaje mi tylko bić brawo ich dotychczasowym dokonaniom, w szczególności tym nowszym. Płyta, która sprawia, że metalcore jest dla mnie tym czym jest i dodaje chęci do dalszego ''grzebania'' w tym gatunku, mimo iż jest tak typowy i tendencyjny.
Na tym kończę swoje podsumowanie i zamykam ostatecznie muzyczną kwestię minionego roku. Pora ''wrzucać na ruszt'' nowe albumy, a w tym roku na pewno również znajdzie się ich pokaźna liczba. Trzeba tylko mieć nadzieję, że anno domini 2011, będzie przynajmniej w takim samym stopniu dobry jak jego poprzednik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.