czwartek, 17 marca 2011

MUZYKA - No Bragging Rights - Illuminator (2011)

01. Beautiful And Spineless (3:19)
02. 6th & Main (4:16)
03. Weeding Out The Weak (3:37)
04. Cease Fire (Interlude) (1:18)
05. Illuminator (3:36)
06. Empire: Disarray (3:31)
07. The Prospect (3:55)
08. Blind Faith (4:00)
09. Recognition (2:33)
10. And They Threatened Us With Fire (2:59)
11. Death of An Era (4:09)

Całkowity czas: 37:13

   Ostatnio obracałem się w dość ''potężnych'' klimatach (Immortal, Before the Fall), więc czas na coś lżejszego, jeśli oczywiście tak można określić najnowsze dokonanie amerykańskiego No Bragging Rights. A chyba można skoro panowie grają typowy melodyczny hardcore, czyli gatunek który często potrafi miło ''posmyrać'' mnie po uszach, więc staram się odnajdywać jak najwięcej zespołów poruszających się w tym nurcie muzyki.

    ''Illuminator'' to drugie wydawnictwo południowo kalifornijskiego bandu, swoją drogą istniejącego od 2005 roku, więc żółtodzióbkami w tej materii już chyba nie są. Album trwa lekko ponad 37 minut, co wcale nie dziwi, bo w tym gatunku długich longplayów raczej nigdy nie spotkamy. Co takiego charakteryzuje tych 11 kompozycji? Przede wszystkim szybkość wpisana w miłą dla ucha oprawę muzyczną, często okraszoną ładnymi, wręcz post-hardcore'owymi refrenami. Już pierwsze dwa kawałki idealnie ukazują nam jaki będzie cały ''Illuminator'', bo jakichkolwiek eksperymentów na tym LP brak i w sumie całkiem słusznie. Gdyby jeszcze cała płyta była taka jak te dwa tracki, to naprawdę byłoby o czym pisać. Ale - niestety - nie ma. Nie lubię kiedy album już na samym początku pokazuje swoje najlepsze atuty, gdyż później, kiedy jest już zdecydowanie gorzej, pozostaje ogromny niedosyt. I tak jest właśnie z ''Illuminatorem''. ''Beautiful And Spineless'', z ''galopującym'' refrenem i ciekawym zwolnieniem pod koniec oraz wykrzyczany ''6th & Main'' to najlepsze momenty na albumie. Oczywiście, potem nie ma tragedii na miarę Sofoklesa, ale czuć dość wyraźny spadek. O ile pierwsze połowa ''Illuminatora'' z utworem tytułowym na czele (refren naprawdę potrafi się wkręcić) wypada naprawdę dobrze, to już następna jest bardzo nierówna - raz lepiej, później gorzej, następnie znów lepiej, potem z kolei nudno. Oczywiście i tu można wyłapać takie perełki, jak na przykład ''Blind Faith'', jednak (niestety!) przy każdym odsłuchu ''Illuminatora'', pod sam koniec nie mogę odpędzić od siebie wrażenia, że zaczęło wiać zwyczajną nudą. Na pocieszenie może jeszcze dodam, że bardzo podoba mi się strona wokalna albumu, szczególnie ta używana w refrenach.

    Drugi longplay panów z No Bragging Rights prezentuje się po prostu zwyczajnie - jest tak samo dobry jak i słaby, z lekką przewagą tego pierwszego. Widać czerpanie pełnymi garściami od takich czempionów gatunku jak Evergreen Terrace czy Rise Against, jednak muzyce No Bragging Rights brak tego dobrego wykończenia, o które może panowie muszą postarać się bez żadnych przykładów. W żadnym wypadku nie spisuję tego krążka na straty, a nawet polecę go entuzjastom gatunku, gdyż po jego odsłuchaniu mogą mieć zupełnie inne odczucia niż ja - dla mnie to po prostu niezły album dobrze rokujący zespołowi na przyszłość, za którego rozwój trzymam kciuki od pierwszego spotkania z ''Illuminatorem''.

Moja ocena: 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.