piątek, 4 marca 2011

Wieczory nordyckie (MUZYKA) - Gazpacho: Missa Atropos (2010)

Zostańmy w Norwergii na jeszcze jeden tydzień, mam tu pewien niedokończony interes :)

1. Mass for Atropos I (1:43)
2. Defense Mechanism (6:29)
3. I Was Never Here (3:12)
4. Snail (3:39)
5. River (6:07)
6. Mass for Atropos II - You're Going to Die Up There (2:06)
7. Missa Atropos (8:25)
8. She's Awake (3:42)
9. Vera (7:26)
10. Will to Live (3:07)
11. Mass for Atropos III (1:39)
12. Splendid Isolation (8:33)
13. An Audience (2:52)

Całkowity czas: 59:00

O FORMIE:
  W Polsce zaobserwować można prawdziwy boom na Gazpacho (zapoczątkowany, po raz kolejny, przez Piotra Kosińskiego), dlatego nie muszę grupy nikomu przedstawiać i mogę rozpocząć tekst z grubej rury - "Missa Atropos" nie dorównuje "Tick Tock". Ale szaleńcem był ten, kto wymagał od zespołu przeskoczenia poprzeczki zaledwie rok później. Winni się wstydzić tacy, bowiem jak przeskoczyć płytę "na dziesięć"?

  "Missa Atropos" różni się od swojego poprzednika przede wszystkim nastrojem. Dźwięki rozmywają się w bogatych tłach, a samych klawiszy jest zdecydowanie najwięcej. Tworzą one lekko oniryczny nastrój, budzący delikatne skojarzenia z "Night", ale o problemach w odróżnieniu od siebie krążków mowy nie ma. Tym razem dostajemy aż trzynaście kompozycji, z których połowę stanowią krótkie, często instrumentalne plamki dźwięków. Trzy części instrumentalnego "Mass for Atropos" po prostu zachwycają (ciekawostka: w "dwójce" pojawia się nagranie z radiostacji numerycznej - damski głos od razu przywodzi na myśl "Even Less" Porcupine Tree), ale nie gorzej prezentują się te "śpiewane" drobniaki. Dowodem tej tezy niech będzie fakt, że "She's Awake", trwający trzy i pół minuty, to moja ukochana kompozycja z albumu. Nie zabraknie także dłuższych form, ale fani "megaprogresywności" "Tick Tock" mogą się poczuć zawiedzieni, ponieważ utwory przekraczające granicę pięciu minut większość swojego czasu przeznaczają na budowanie kolejnych warstw morza dźwięków.

  Wymaga to wszystko kilku problematycznych przesłuchań. Jeżeli na początku poczujesz się nieco zawiedziony lub nie do końca pewny jakości "Missa Atropos", nie poddawaj się. Miałem podobnie, potrzeba mi było kilku odsłuchań wstępnych i tego definitywnego - w nocy na słuchawkach - aby zrozumieć, ile pokładów piękna ukrytych jest na tej płycie. Czas także przyznać, że nie wszystkie kompozycje trzymają tak wysoki poziom. "River" na przykład, zanim dojdzie do imponującego finału, potrafi delikatnie znudzić, a refren "Snail" nie trafia do mnie (wiem, to wyjątkowo subiektywny zarzut) zupełnie, choć warstwa instrumentalna nadrabia chwilowe braki Ohme'a. Nie wszystko jest "tik-tok", chciałoby się napisać :)

O TREŚCI:
"Samotność jest niezależnością, życzyłem jej sobie i zdobyłem ją po długich latach. Była ona zimna, o tak, ale była też cicha, prawdziwie cicha i wielka, podobnie jak zimne, ciche przestworza, po których wędrują gwiazdy." - H. Hesse

  Jak abstrakcyjna wydaje Ci się historia człowieka, który zamyka się w starej latarni na krańcu świata, aby poznać smak prawdziwej samotności, izolacji, tęsknoty za światem? Próby stworzenia idealnej pieśni pochwalnej dla Atropos, najstarszej z Mojr - tej, która przecina cienką nić życia w momencie naszej śmierci? Pani czasu i istnienia. Bardzo? Mi także.

  Ale popatrzmy z innej strony. "Missa Atropos" to trzecia płyta Gazpacho z serii "ścieżek dźwiękowych do nieistniejących filmów", której każda część traktuje niejako o tym samym. "Nieprawda!" - ktoś krzyknie. Już wyjaśniam, spokojnie. "Tick Tock" mówił o pilocie, który izolacji skosztował wbrew swojej woli, rozbił się na środku pustyni. Jego istnienie zostało pozostawione na łaskę Atropos, z każdą godziną nić życia, którą bogini trzymała w dłoni, naciągała się coraz mocniej. Bohater dzisiejszego albumu sam wybiera swój los, wdrapuje się na szczyt latarni - symbolu nadziei, bezpieczeństwa i tam zanurza się w odmętach samotności. Z własnej woli. Troszeczkę na boku stoi "Night" ze swoim onirycznym światem, ale pewien człowiek, z którego inteligencją nawet nie jestem w stanie się równać, mianowicie Joseph Conrad, napisał niegdyś: "We live, as we dream - alone". Być może zatem sen ma stanowić aluzję samotności w naszym życiu, albo przynajmniej jej mały, nieświadomy element. Jeżeli przyjmiemy taką opcję, możemy uznać, że każda część "trylogii" stworzonej przez Gazpacho symbolicznie opowiada o bycie, który spotkał się z samotnością.

  Po co więc pisać pieśń pochwalną dla Atropos? Wyobraź sobie, że, niczym bohater "Missa Atropos", osiągnąłeś ostateczny stopień izolacji i zapomnienia. "Znaczy to, iż dotarłeś do negatywnego krańca życia, tam, gdzie panuje temperatura absolutna, gdzie ścina się w lód ostatnia życia iluzja." - według Emila Ciorana. Tęsknota za bliskością drugiego człowieka to tęsknota za życiem samym w sobie. A kiedy nie pragniesz niczego innego niż prawdziwego życia, dostrzegasz wielkość tej, która w każdym momencie może unieść nożyce i przeciąć napiętą do granic możliwości nić - Twój byt. Odczuwasz nieopisywalny respekt przed jej potęgą. Niczym biedronka, którą złapał w lecie młody chłopiec. Biegnąc wzdłuż jego palców, świadoma kruchości istnienia, gdyby tylko mogła mówić, krzyknęłaby: "Proszę! Ja chcę żyć!".

  Infantylny przykład, ale pięknie oddający ideę, którą dostrzegam w muzyce Gazpacho: respekt przed śmiercią to tęsknota za życiem. Któż chciałby umierać samotnie? To ostrzeżenie i zachęta. Zachęta do życia swoim życiem i korzystania z niego do ostatniej możliwości.

EPILOG:
Podsumowując, bez wyrzutów sumienia stwierdzam, że to jeden z najciekawszych albumów ubiegłego roku. W swoim gatunku miał ogromną konkurencję, bo i Anathema wróciła na szczyty, i Pain of Salvation pokazało klasę, a co dopiero Lunatic Soul, ale jeżeli tamtych wykonawców już posiadasz na półce, Gazpacho jest Twoim następnym celem. Rzekłem.


Ocena: 9/10

  Za tydzień powracamy do Szwecji, tym razem pod przewodnictem Bartka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.