piątek, 22 lipca 2011

MUZYKA. Miniaturki - Melodic death metal vol. I (Fall of Serenity, Dreamshade, Grievers)

  Nadszedł w końcu (!) czas, abym to ja spróbował swoich sił i dołożył swoje ''trzy grosze'' do tego cyklu. Zanim zanurzę się w odmętach nowego Trivium (a szybko z nich nie wypłynę), postanowiłem opisać trzy płyty z tego samego gatunku (choć niespecjalnie do siebie podobne), z którym najwięcej obcowałem przez ostatnie tygodnie. Mowa tu o melodic death metalu. Od razu na myśl przychodzi nam mroźna Skandynawia (głównie Szwecja). I mimo tego, że nasza dzisiejsza podróż przebiegać będzie tylko przez Europę, to jednak o Północ nie zahaczymy choćby na minutkę.

Fall of Serenity - Bloodred Salvation

  Podróż zaczniemy w zasadzie tuż pod nosem, bo u naszych zachodnich sąsiadów. Nie można powiedzieć, że panowie z Fall of Serenity to nowicjusze, gdyż na karku mają już 13 lat, co w porównaniu z pozostałymi kapelami jakie dziś wystąpią, czyni ich prędzej ''starymi wyjadaczami''. Nie inaczej jest także z opisywaną przeze mnie płytą, która wyszła w roku 2006. Jednak do rzeczy. ''Bloodred Salvation'' to ponad 40 minut rasowego ''melodeathu'', jednak niestety tylko w dość niezłym wydaniu. Są mocne riffy, jest mocny growl, który świetnie do nich pasuje, jest moc. Czego chcieć więcej? Pomysłu. Choć słucham tej płyty już od około 2 tygodni, to cały czas mam wrażenie, że wszystkie kawałki brzmią oszukańczo podobnie, więc nawet nie będę wysilał się na wskazanie tych lepszych czy gorszych, gdyż są na podobnym poziomie. Może zbyt surowo oceniłem panów z Fall of Serenity, więc dodam, że innowacje się zdarzają, ale niezbyt często. Miło zaskakuje zaś utwór tytułowy, który jest po prostu dwuminutową kompozycją fortepianową. Jednak zaskoczeń to by było na tyle jeśli chodzi o ''Bloodred Salvation''. A szkoda.

Moja ocena : 6/10

Dreamshade - What Silence Hides

  Tym sposobem wylądowaliśmy w odwiecznie neutralnej Szwajcarii. ''What Silence Hides'' pachnie jeszcze świeżością, gdyż ujrzał światło dzienne pod koniec stycznia bieżącego roku. Od pierwszych dźwięków słychać, że muzyka grana przez Szwajcarów ma niewiele wspólnego z ich wyżej wymienionymi kolegami ''zza miedzy''. Przede wszystkim chodzi o to, że na nowym krążku Dreamshade przysłowiowe pierwsze skrzypce grają klawisze (swoją drogą zabawnie to brzmi). Hulają na prawo i lewo po wszystkich utworach, wręcz nie można się od nich opędzić, ale to bardzo dobrze. Dodają utworom smaku i brzmią naprawdę ciekawie - samotnie jak i z partiami gitar. Szczególnie w ''Revive in Me'' czy ''Eternal''. Mówiąc o godnych uwagi utworach, nie można też nie wspomnieć o kompozycji tytułowej, która atakuje nas jako pierwsza. Minusy tego albumu? Jeden zasadniczy. Za dużo wrzasku, który po kilku utworach zaczyna wręcz męczyć. Wokalista ima się też czasem ''głębokiego growlu'', ale chyba lepiej w sumie jak już wrzeszczy. Podsumowując te krótkie rozważania, debiut Dreamshade uważam za bardzo przyzwoity i godny uwagi. Polecam fanom klawiszy jak i melodic death metalu, żeby zobaczyli jak to się robi w Szwajcarii. 

Moja ocena : 7,5/10

Grievers - Reflecting Evil

  Przyszedł czas na płytę, która przypadła mi do gustu zdecydowanie najbardziej. Tu też kończy się nasza podróż, a wylądowaliśmy we włoskiej Lombardii. Włochom muzycznie o wiele bliżej do Fall of Serenity (choć też nie do końca), niż do Dreamshade, choć to właśnie do nich mają tylko 70 kilometrów. Po pierwsze jest o wiele bardziej melodycznie niż u Niemców, a po drugie o wiele bardziej z pomysłem. Choć ''Reflecting Evil'' to tylko osiem kawałków, to jednak są one wypełnione ''melodeath'em'' z bardzo wysokiej półki. Niedługie, choć rozbudowane kawałki, świetne solówki i wpadające w ucho riffy, a do tego dobry wokal, czyni z debiutu Grievers bardzo mocną pozycję. Z najciekawszych kawałków wymienię ''Born Again'' oraz ''Concept of Wisdom'', choć tak naprawdę mógłbym wymienić wszystkie. Szkoda, że płyta wyszła w poprzednim roku, bo tak na pewno by zagościła w moim tegorocznym podsumowaniu. Trudno. Na tym kończymy naszą podróż. Do miniaturek z pod znaku melodic death metalu (i nie tylko) na pewno jeszcze wrócę, bowiem jak się okazuje nawet zespoły ''z dupy'' potrafią nagrać coś ambitnego w tym gatunku. To tylko wzmaga apetyt, aby szukać dalej. A więc do dzieła!

Moja ocena : 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.