piątek, 1 lipca 2011

MUZYKA. Pierwszy Kęs - Trivium: In Waves

  Całkiem niedawno napisałem o Trivium "Od Deski do Deski". Nadszedł czas, aby skupić się już tylko i wyłącznie na najnowszym longplay'u amerykanów z Florydy. W związku z tym, chociaż płyta jeszcze się nie ukazała (pojawi się 9 sierpnia), postanowiliśmy z Marcinem napisać kilka słów o tym, co już o nowej płycie wiemy. Najważniejszymi jej częściami są oczywiście dwa znane już nam tracki, i o nich właśnie napiszemy kilka słów.

  Warto wspomnieć też o naprawdę ciekawej, choć dość nietypowej dla Trivium okładce. Przedstawia ona skałę unoszącą się nad wodą. Mówię, iż jest nietypowa dla zespołu, gdyż zawsze covery Trivium były różnokolorowe, natomiast w przypadku "In Waves" mamy w całości okładkę szarą.

  Doszliśmy z Czarnym ("Czarny" to, jak łatwo się domyślić, ksywka naszego kolegi, Marcina - dop. red.) do wniosku, że "In Waves" jest, jako pojedynczy kawałek, najsłabszym numerem tytułowym w historii zespołu. Mimo wszystko łatwo odnajduje w tej kwestii usprawiedliwienie dla zespołu. Ważną sprawą jest bowiem umiejscowienie konkretnych kawałków na albumie, w tym również (a może przede wszystkim) tytułowego. Singlowa kompozycja jest otwieraczem poprzedzonym krótkim intrem "Capsizing the Sea" i należy potraktować "In Waves" jako typowy opener, a nie płytowy "killer". Na takie przyjdzie pewnie czas, a owa rzecz i tak jest naprawdę dobra. Warto zauważyć, że drugi ze znanych nam już tracków jest kompletnie inny. "Dusk Dismantled" to, jak mówi Czarny, najcięższy kawałek w historii zespołu. Czy naprawdę najcięższy? Na pewno jeden z najcięższych. Potężny refren, świetne partie gitar i mocny wokal. Trzeba przyznać, że także nowy perkusista Nick Augusto trzyma poziom wyznaczony już dawno temu przez Travisa Smitha. Tylko czekać na więcej.


Czarny: Na ten krążek czekam już od czasu kiedy dobrze zaznajomiłem się z ''Shogunem''. Oczekiwania były wielkie, jak zwykle zresztą, ale kiedy zespół po ciekawie wymyślonej zagadce (podoba mi się sposób w jaki chłopaki promują ''In Waves'') wypuścił kawałek tytułowy, przestałem się denerwować. ''In Waves'' po prostu (może poza breakdownami) brzmi jak Trivium. To dobry kawałek, z miłym dla ucha refrenem i dość ciekawymi solówkami. Widać lekki powrót do czasów nieśmiertelnego ''Ascendancy''. Kiedy zaś usłyszałem drugi z nowych utworów, czyli ''Dusk Dismantled'' jestem już niemalże pewien, że w sierpniu od zespołu dostanę prezent w postaci płyty, którą na spokojnie będę mógł nazwać ''Ascendancy vol. 2", o którym marzyłem już od czasów ''The Crusade''. Bo nie ukrywajmy, że zespół od ostatnich dwóch płyt eksperymentował, co oczywiście wyszło mu jak najbardziej na zdrowie, jednak dlaczego by nie wrócić do korzeni i nagrać płytę w podobnym stylu, dojrzalszą i być może nawet lepszą? Bo kto powiedział, że zespół który nie nagrywa cały czas nowatorskich płyt się cofa? Dla mnie to lekka ignorancja, bo co złego jest w swoistym powrocie do korzeni? Chyba nic, ale to już kwestia gustu i poglądów. Rozpisałem się, a nie wspomniałem nawet słówkiem o ''Dusk Dismantled''. Miażdżący kawałek, łazi za mną praktycznie cały czas od premiery. Potężny jak mityczny tytan i zabójczy niczym rozpędzony czołg. Bezapelacyjnie najmocniejszy utwór w historii zespołu. Wraz z ''In Waves'' świetnie rokują na całość albumu. Pozostaje nam tylko czekać i poszaleć głową w rytm refrenu ''Dusk Dismantled''.

2 komentarze:

  1. Posłuchałem "Inception of the End" i czy tylko coś mi dziwnie brzmi wokal? Nie wiem, czy to wina jakości YT, ale coś jakby komputerowo przerabiany :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwnie, tylko znacznie się poprawił Matt wokalnie :) Nic nie przerabiane :P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.