wtorek, 5 lipca 2011

MUZYKA. Miniaturki - część 4 (Cavalera Conspiracy, Samael, Saxon)

  Czwarty epizod z cyklu moich mini-recenzji, do których zaczynam się powoli przyzwyczajać (ale niebawem coś dłuższego może też w końcu napiszę) to trzy zespoły grające metal. Odmian tej muzyki jest jednak sporo, a ja tym razem wybrałem formacje, które się od siebie bardzo różnią - każda jest zupełnie inna.

Cavalera Conspiracy - Blunt Force Trauma

  Sepulturę wolę z Green'em, więc Maxa zawsze ceniłem najbardziej za formację Soulfly. Natomiast Igor był, jest i będzie świetnym bębniarzem, i tu nie ma się nad czym zastanawiać. W końcu panowie razem się zebrali do własnego projektu Cavalera Conspiracy (taki brazylijski odpowiednik polskiego zespołu Bracia:D) i nagrali album "Inflikted".Szczerze mówiąc przymknąłem na to oko i dopiero teraz, gdy nadszedł czas na drugą odsłonę "braci", poznałem album "Blunt Force Trauma". Braki na pewno nadrobię, bo domyślam się, że debiut jest czymś podobnym. BFT to kawał mocnego łojenia. Mięcho od początku do końca. Szybko i z wrzaskiem. Jest dobrze.



Ocena: 7/10

Samael - Lux Mundi

   Już podczas wydania ostatniego albumu - "Above" - narzekałem na nudę i wspominałem płytę "Passage". Tym razem będzie podobnie, bo najnowsze dokonanie Szwajcarów bardzo mnie zawodzi. Po raz kolejny od samego początku wieje nudą w sposób niemiłosierny. Niby potrafią stworzyć swój specyficzny, nieco kosmiczny klimat, ale wciąż słuchając Samaela, coś mnie od niego odrzuca. Jak w przypadku "Above" - brak tutaj czegoś. "Lux Mundi" to niebezpiecznie nudny longplay.




Ocena: 2,5/10


 Saxon - Call to Arms

  Muszę przyznać, że Saxon to zespół, który już jakiś czas temu nieco skreśliłem. Może nie grubą krechą, ale delikatnie poszli w odstawkę. Na pewno przyczyniła się do tego ostatnia płyta - "Into the Labirynth" - za którą raczej nie przepadam. Ale Saxon to w końcu jeden z najważniejszych zespołów NWoBHM. Nie można więc ich tak po prostu przekreślić. Najnowszy LP tej formacji udowadnia, że wciąż się liczą, i choć spodziewałem się raczej słabszego albumu, jestem pozytywnie zaskoczony. "Call to Arms" posiada naprawdę dobre i mocne, żywiołowe numery. Czysty heavy metal. Już od pierwszego "Hammer of the Gods" (tytuł rodem z Manowara) słyszymy konkretne riffy i solówki, a także charakterystyczny głos Biffa Byforda, który wciąż się dobrze trzyma. Świetne brzmienie, a także wpadające w ucho numery to wielkie zalety tego wydawnictwa. Trochę mi brakuje mocy w kompozycji tytułowej, ale zespół nadrabia innymi trackami, jak wspomniany otwieracz "HotG", "Afterburner", czy świetny "No Rest for the Wicked". "Call to Arms" to płyta godna polecenia.

Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. Above nudne?:O Dość odważne stwierdzenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, dobra, nie wymagam czegoś takiego jak gust od człowieka, który ocenił Blooddrunk na więcej niż 1...

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro twierdzisz, że Blooddrunk jest płytą na 1 to już Ty masz problem:P w takim razie według Ciebie wiele osób musi nie mieć gustu:] myślę, że choć to nie jest wybitna płyta CoB to sporo osób by jej dało więcej niż 1:P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.