środa, 6 lipca 2011

MUZYKA - Devin Townsend Project: Deconstruction (2011)

1. Praise the Lowered (6:02)
2. Stand (9:36)
3. Juular (3:46)
4. Planet of the Apes (10:59)
5. Sumeria (6:37)
6. The Mighty Masturbator (16:28)
7. Pandemic (3:29)
8. Deconstruction (9:27)
9. Poltergeist (4:25)

Całkowity czas:70:49

Nie wiem, czy kiedyś o tym wspomniałem, ale wyjątkowo denerwuje mnie powszechne dziś nadużywanie słowa ”geniusz”. A jednak słowa "szaleniec" i "geniusz" są określeniami, które w przypadku Devina Townsenda zdają się uzupełniać, idealnie go opisując.

  Najnowszy (chociaż kto wie, może przed ukończeniem tego tekstu pojawi się jeszcze jakieś wydawnictwo, Townsend wykorzystuje najwyraźniej każdą wolną chwilę, aby tworzyć (masz na myśli być może wydany tego samego dnia krążek "Ghost"? :D - dop. Adam)) album byłego lidera Strapping Young Lad od pierwszych chwil jest szaleńczą podróżą, psychodelicznym snem pełnym pięknych krajobrazów. Pierwsze, co przykuwa uwagę to – jak zwykle w przypadku tego artysty – niezwykłe połączenie różnych stylistyk. Od brutalnych, doskonałych pod względem technicznym galopujących gitar, i niemal death-metalowych partii bębnów, aż po melodyjne, miejscami brzmiące nawet jak parodia ”epicko-rycerskiej” odmiany metalu, partie wokalne. Zgodnie z oczekiwaniami jest to mikstura nie tylko strawna, ale wręcz wyśmienita! Już po pierwszym przesłuchaniu w pamięci pozostaje wiele melodii, a jednak należy poświęcić płycie znacznie więcej czasu, aby wychwycić wszystkie dźwięki ukryte w tej wielopoziomowej układance. Każdy jej element jest idealnie dopasowany. Przez cały czas trwania albumu towarzyszyło mi bardzo rzadkie uczucie, że dodanie lub usunięcie jakiegokolwiek dźwięku zburzyłoby misternie zbudowaną konstrukcję. 

  Pod względem tekstowym ”Deconstruction” prezentuje się w sposób równie szalony, co od strony muzycznej. W utworze tytułowym na przykład miałem okazję, po raz pierwszy w życiu, usłyszeć prześmiewczą odę do cheeseburgera (Townsend jest wegetarianinem, trudno więc traktować to poważnie, jeżeli w ogóle wyrażenie miłości do cheeseburgera można w jakichkolwiek okolicznościach traktować poważnie) wykonaną w sposób niemal operowy. Warto też zwrócić uwagę na pewne ”smaczki”, takie jak na przykład gościnny udział znanego z Emperor Ihsahn’a w ”Juular” nadający kompozycji brutalności i pięknie kontrastujący z głosem Townsenda.

  Devin Townsend po raz kolejny w mistrzowski i nieobliczalny za razem sposób połączył melodię, brutalność i techniczne popisy. ”Deconstruction” to mocny kandydat do miana płyty roku i jedno z najlepszych dzieł w dorobku artysty.
Ocena: 10/10

2 komentarze:

  1. Racja, wielki to album, choć Twoja ocena za wysoka troszeczkę. Mnie męczy nieco tytułowa kompozycja, przesadzona do granic możliwości. Przed nią i - przede wszystkim(!) - po niej ("Poltergeist" to mistrzostwo) jest o wiele lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ocena może faktycznie nieco przesadzona, ale dawno żaden album nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Poza tym moim zdaniem to najciekawsza propozycja Townsenda od dawna. ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.