sobota, 16 lipca 2011

ANIME - Elfen Lied (2004)

Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 24 minuty (jeden odcinek)
Alternatywne tytuły: Erufen rito

  Z nazwą "Elfen Lied" spotkałem się już kilka lat temu, ale - jak to często bywa - anime musiało poczekać na swój moment. Przewijało się w moim umyśle zawsze na myśl o seriach, które powinienem zobaczyć, żeby móc wypowiadać się w dyskusjach dotyczących japońskich animacji i w lipcu tego roku nadszedł czas poszerzenia moich horyzontów o tę niesamowicie kontrowersyjną sagę. "Elfen Lied" "przeleżało" w mojej pamięci prawie pięć lat. Zupełnie jak wyśmienite wino, chciałoby się powiedzieć. Cóż, nie tak zupełnie, ponieważ raz, że gdybyśmy porównywali anime z 2004 roku do alkoholu, musiałoby poczekać do mojej starości; dwa, iż daleki byłbym do tak górnolotnego znaku równości w przypadku serii, która zapisała się na kartach historii nagością, dosadną przemocą i hektolitrami krwi. Wzmianki o tragicznej historii miłosnej ukrytej za tą obrazoburczą "powłoką" docierają do odbiorcy dopiero na drugiej pozycji. Należy jednak pamiętać, że nie ma wyśmienitego anime, które nie wzbudzałoby jakichś kontrowersji, kłótni, przedrzeźniań i nieskrępowanej nienawiści, głównie internetowej. Dlatego ja o wszystkim wolę przekonywać się samodzielnie.

  Pierwszą w kolejności poznajemy Lucy. Naga dziewczyna o różowych włosach ucieka właśnie z jej dotychczasowego więzienia - tajemniczego, umieszczonego na małej wyspie kompleksu badawczego. A nie, przepraszam, nie "ucieka", tylko wychodzi spokojnie w stylu biblijnego Anioła Zagłady. Każdy żołnierz, który ma na tyle cojones, aby zbliżyć się do niesfornej osóbki, odpada niejako w przedbiegach - wybucha mu głowa, rozcina się w pasie lub traci losowo kończyny. Kule karabinów nie imają się Lucy, więc idzie powoli i nuci smutną melodię zapamiętaną z dzieciństwa. Wyspa jak to wyspa - ma tylko jedną drogę ucieczki. Przed pożegnalnym skokiem do morza, jednemu ze snajperów udaje się trafić dziewczynę ze snajperskiego działka przeciwpancernego (sic!). Zapewnia jej tym samym bezpieczną skorupę na przyszłe dni. W wyniku zaburzeń mózgu rodzi się bowiem...

  Nyuu. Alter ego Lucy - entuzjastyczna, radosna, budząca sympatię dziewczyna, która powtarza jedynie słodkim głosikiem swoje imię. W takiej postaci poznaje ją protagonista "Elfen Lied" - nasze ulubione "mokre kluchy" - Kouta, który przechadza się z kuzynką po plaży. Nyuu stoi w wodzie, ubrana jak ją pan Bóg stworzył. Zauważają na jej głowie dwa malutkie... rogi, ale zamiast ochlapać dziewczynę wodą święconą i spalić na stosie, zapewniają jej odzienie i nocleg. Nietrudno się domyślić, że Nyuu zostanie u chłopaka dłużej. Widz od razu zauważa też zarys miłosnego trójkącika: szczerą sympatię niesfornej Nyuu do Kouty, wstydliwą miłość, jaką darzy go jego kuzynka, Yuki oraz poligamiczne zapędy samego zainteresowanego. Jesteśmy też w lepszej sytuacji niż główny bohater, ponieważ znamy prawdziwą naturę rogatej dziewczyny i widzimy kłopoty, jakie ściągnie na siebie w najbliższej przyszłości jej prawdziwe "ja", przebudzające się od czasu do czasu. Organizacja, z której wcześniej tak brutalnie wydostała się Lucy, nie ma zamiaru siedzieć na czterech literach i czekać, aż dziewczynie zachce się wrócić. Nie zawaha się posunąć do niebezpiecznych (mała podpowiedź - także rogatych i różowowłosych) środków. Wkrótce nadmorska mieścina stanie się sceną dla iście szekspirowskiego widowiska.

   Historia jest ciekawa i wytrzymanie do końca nie stanowi żadnego problemu. Gorzej jednak wypada, gdy rozłożymy ją na części pierwsze - niektóre wątki zdają się zbyteczne lub opowiedziane po łebkach. I tak, z błyskiem w oku obserwować będziemy wspominane wyżej relacje Nyuu / Lucy - Kouta i jego kuzynkę z kompleksem Edypa oraz dołującą historię względnie zimnego jak lód naukowca Kuramy i konsekwencji wyborów, jakie dokonał w swoim życiu. Ziewniemy przeciągle za to patrząc, jak bezcelowa jest postać bezczelnego żołnierza Bando i zdziwimy się widząc, że ciekawa przeszłość bezdomnej Mayu nie ma właściwie żadnego znaczenia w opowiadanej rzeczywistości. Efektem są momenty "mocne" i "słabe", serwowane na zmianę - tych pierwszych wyczekujemy i trzymają nas przy ekranie podczas drugich, mniej interesujących.

Takich obrazków zobaczymy wiele - to nie jest anime
dla bardziej czułych widzów
  Wszelkie momenty nudy wynagrodzone zostają w wielkim (jak na skalę nadmorskiej miejscowości) finale. Od początku czuć, że będzie to historia bez happy endu, dlatego widzowie potrafiący szybko zżyć się z bohaterami powinni przyszykować paczkę chusteczek. Na pewno złapie nas, jak to pięknie ujmuje młode pokolenie, "tęga rozkmina" i próba odkrycia, co "autor miał na myśli". W moim odczuciu "Elfen Lied" to historia o konsekwencjach (słowo to padło już wcześniej i padłoby pewnie jeszcze kilkukrotnie) i o tym, jak wiele znaczy każdy pojedynczy gest w kierunku drugiej osoby. Próba pokazania, jak łatwo i bezboleśnie mogłoby być, gdybyśmy potrafili powiedzieć czasem "kocham", nie odwracając wzroku. W ten sposób na własnej skórze przekonałem się, że pod płaszczem kontrowersyjnej mieszanki wizualnej kryje się coś głębokiego.

  Pora jednak zająć się samym płaszczem. Czuły widz będzie zniesmaczony, zapewniam. Jego oczom pokazywać się będzie powolne odrywanie kończyn, znęcanie się nad zwierzętami (scena w sierocińcu jest, obok finału, najmocniejszym momentem "Elfen Lied"), eksplodujące głowy i morze gorącej posoki. Ja wiem, że krwistość to częsta cecha anime, ale tragiczna historia Lucy z pewnością stara się ustanowić w temacie kilka mniejszych rekordów. Nie inaczej jest z nagością, której ilość niektórych
może odrzucić. Tutaj jednak stanę dzielnie w obronie - tania erotyka, czyli wabik dla niewyżytych nastolatków jest ostatnim skojarzeniem, jakie nasuwa mi się na myśl o "Elfen Lied". To raczej alarm dla widza, swoiste hasło "nie boimy się o ciężkich tematach opowiadać w ciężki dla oka sposób". I ja to toleruję. Co nie zmienia faktu, że zwolennicy historii miłosnych, którzy reagują z krzykiem na emanujące przemocą produkcje powinni solidnie zastanowić się, czy chcą poznać tę serię. Ja ostrzegam, za ewentualny brak apetytu nie odpowiadam.

  Zawodzi grafika. O ile kreska jest znośna, tak projekty postaci niszczą przesłodzone, błyszczące oczęta na pół twarzy. To, co sprawdza się znakomicie w przypadku Lucy / Nyuu ("ludzkie" oczy Lucy i wielgachne słodziaki Nyuu, potrafiące rozmiękczyć największego cwaniaka we wsi), kompletnie nie sprawdza się w przypadku Kouty i jego kuzynki. Tracą przez to ogromną część swojej autentyczności. Drugim problemem jest ciosana animacja postaci, która wygląda, jak gdyby ktoś im wszystkim - wybaczcie - kij od miotły w tyłek wsadził. Muzyka za to bryluje i powtarzany na wiele sposobów motyw z chóralnego openingu wbija się w pamięć wyjątkowo skutecznie, niemal sam nucąc się pod nosem. Mam na to kilku świadków.

  "Elfen Lied" to dobra seria, najzwyczajniej w świecie, której kontrowersyjna otoczka i dzielnie walczący na internetowych polach bitwy fani zapewnili nieco zawyżony status. Ma swoje wady, jednak ich wielkość nie przeszkadza wcale w sycącym seansie. Świat przedstawiony nie pochłonie nas, pozostaniemy na zewnątrz, ale z pewnością na długo zapamiętamy tragiczną w skutkach historię pewnej dziecięcej przyjaźni.

- To co, 9/10?
Ha, chciałbyś :D
Ocena: 7/10

5 komentarzy:

  1. A może raczej 2/10. To jedno z najbardziej nielogicznych i skretyniałych anime w historii.
    http://www.filmweb.pl/serial/Erufen+r%C3%AEto-2004-226952/discussion/Najbardziej+przereklamowane+anime+wszech+czas%C3%B3w,850065

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy nie gadaj bzdur oglądałem jest zajebiaszcze i na prawdę wchodzi w pamięć opis też ciekawy 10/10 na spokojnie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to też można by napisać o starciu Lucy i Nany :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się zajebiście podobało ;) Chciałbym zapomnieć o tym i znowu obejrzeć . Przez to anime nie poszedłem spać o 20 tylko o 1 w nocy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ghost In The Shell - Innocenece - jedyna ponadczasowa i metafizyczna + OST Kenji Kawaii - kto obejrzy i posłucha juz nigdy nic nie będzie takie samo

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.