piątek, 30 września 2011

MUZYKA - Chelsea Wolf: Ἀποκάλυψις (Apokalipsis) (2011)

01. Primal / Carnal (0:24)
02. Mer (3:43)
03. Tracks (Tall Bodies) (3:56)
04. Demons (3:14)
05. The Wasteland (4:03)
06. Moses (4:07)
07. Friedrichshain (2:47)
08. Pale On Pale (7:12)
09. To The Forest, Towards The Sea (2:44)
10. Movie Screen (5:35)

Całkowity czas: 37:45

  Chelsea Wolf to projekt amerykańskiej wokalistki wepchniętej do dość ogólnej szuflady z napisem ”singer-songwriter”. Album ”Apokalipsis” jest wszystkim tym, czego nie spodziewałem się po artyście przypisanym do tego gatunku.

  Już pełniący rolę krótkiego wprowadzenia ”Primal/Carnal”, składający się z mrożących krew w żyłach, szalonych krzyków, szeptów i skowytów, zapowiada coś zupełnie innego. W ”Mer” oraz ”Tracks (Tall Bodies)” na pierwszym planie słychać co prawda senne, lekkie dźwięki gitary i takiż głos Chelsea, a jednak w tle można doszukać się nawiązań do muzyki psychodelicznej. Diabeł tkwi więc w szczegółach. Zdarzają się, oczywiście, odstępstwa od sennych dźwięków. ”Demons” to napędzany rytmicznym bębnieniem rockowy utwór z przesterowaną partią gitary i szalonym, zniekształconym śpiewem, który może kojarzyć się z The Kills. Bardzo ciekawy jest ”Moses”, w którym zespół przechodzi od psychodelicznej ballady do bardziej melodyjnego grania. W ”Pale on Pale” doskonale kontrastują ze sobą spokojne i jazgotliwe partie gitar. Niesamowicie brzmi również śpiew, który raz hipnotyzuje brzmieniem przypominającym Björk, innym razem powoduje szybsze bicie serca krzykiem w stylu Diamandy Galas. ”To the Forest, Towards the Sea” idealnie sprawdziłby się z kolei jako ścieżka dźwiękowa filmu w stylu ”Antychrysta” Larsa Von Triera. Zamykający album ”Movie Screen” to wokalne nawiązanie do Lisy Gerrard, Meredith Monk oraz ponownie do Björk. W tle słychać natomiast orientalnie brzmiącą gitarę oraz spokojną pracę sekcji rytmicznej. Niesamowite wrażenie robi również szalona gitarowa solówka czy raczej improwizacja, którą słychać w drugiej połowie kompozycji.

  ”Apokalipsis” to jedna z najlepszych płyt z muzyką eksperymentalną, jakie miałem okazję usłyszeć w tym roku. Jej największą zaletą jest doskonała równowaga pomiędzy cięższymi, rockowymi kompozycjami a sennymi balladami ubarwionymi nawiązaniami do muzyki psychodelicznej.

Ocena: 9/10

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.