niedziela, 4 września 2011

MUZYKA - Opeth: Heritage (2011)

1.Heritage (2:05)
2. The Devil's Orchard (6:40)
3. I Feel the Dark (6:40)
4. Slither (4:03)
5. Nepenthe (5:40)
6. Häxprocess (6:57)
7. Famine (8:32)
8. The Lines in My Hand (3:49)
9. Folklore (8:19)
10. Marrow of the Earth (4:19)

Całkowity czas: 55:44

  Na nowy album formacji Opeth czekałem z cieknącą ślinką, lecz nie chciałem niczego na sobie wymuszać. Jasne było, że najnowsze dokonanie Szwedów będzie czymś zupełnie innym. Niektórzy nazywają to nawet „Mikael Akerfeldt Project”. Właśnie dlatego, pomimo faktu, iż „Heritage” to dla mnie jedna z najważniejszych premier tego roku, obiecałem sobie, że postaram się podejść do sprawy jak najbardziej obiektywnie i niekoniecznie będę się zmuszał, aby pokochać nowe oblicze zespołu, który już i tak od dawna kocham. Szybko się jednak okazało, że do niczego się zmuszać nawet nie muszę. Nic na to nie poradzę. Nowy album jest powalający od początku do końca. Słychać na nim mnóstwo nowych i ciekawych pomysłów, które wyznaczają nową jakość zespołu, i być może również nową drogę jaką będę teraz panowie z Opeth dzielnie podążali. 

  Już pierwsza kompozycja na „Heritage” – tytułowa – mnie powala na kolana. Niby nic skomplikowanego, ale wprowadza nas w przepiękny klimat tej płyty. Po blisko dwóch minutach obcowania z „Heritage” przeniesiemy się do diabelskiego sadu, gdzie nie będziemy mogli się oprzeć, aby nie zerwać jabłuszka z zakazanego drzewa. „The Devil’s Orchard” znany jest już od dłuższego czasu, gdyż jest to oczywiście singiel zwiastujący ten genialny album. Jest to bardzo dobra rzecz, ale na pewno na najnowszym LP Opeth’a znajdziemy większe perełki. Długo czekać nie musimy, bo z numerem trzecim wystartuje nam „I Feel the Dark”, który po prostu miażdży. Na „Heritage” nie ma zbyt wielu mocniejszych motywów, gdyż to album raczej spokojny, stawiający na klimat. Jeśli jednak mocniejsze wstawki się pojawiają, są rewelacyjne. Tak jest właśnie w przypadku wspomnianego „I Feel the Dark”, choć nie tylko cięższy moment wypada tutaj kapitalnie – cały kawałek jest wspaniały.

  Akerfeldt wspominał, że na „Heritage” wszystkie utwory będą od siebie zupełnie inne. Trzeba przyznać, że faktycznie, pomijając to, iż cała płyta nawiązuje klimatem do dawnych lat będących inspiracją dla Opeth’a, zestawienie poszczególnych numerów jest dość kontrastowe. Obok czwartego na płycie „Slither” usłyszymy „Nepenthe”. Pierwszy z tych dwóch tracków to hard rock. W drugim natomiast mamy zupełnie inny klimat oraz szaloną gitarową wariację, która wypada wyśmienicie. Do tego muzycznie nastrój jest raczej wesoły. Szybko się jednak zmienia za sprawą kompozycji „Haxprocess”. To bardzo spokojny, smutny i piękny kawałek, choć właśnie z nim na początku najdłużej się męczyłem. Nie jest to jednak płyta, która idealnie wchodzi już przy pierwszym przesłuchaniu, więc nie można się do niczego od razu negatywnie nastawiać. 

  Dość długo nie było już mocniejszego uderzenia. Najwyższa pora to zmienić za sprawą „Famine”. To chyba najmroczniejsza rzecz na tym albumie. Początek jest niezwykle tajemniczy, jednak szybko przerodzi się to nam w piękną i raczej pesymistycznie brzmiącą grę na pianinie. Druga część płyty jest ogólnie rzecz biorąc smutniejsza, do czego właśnie ten kawałek się przyczynia. W późniejszej jego fazie pojawi się cięższy motyw gitarowy, na którego tle usłyszymy solówkę na flecie. Znakomity moment tego krążka, a do tego chyba najbardziej psychodeliczny. Następny w kolejności jest „The Lines in My Hand”. Krótki utwór (krótszy od niego jest tylko „Heritage”), ale za to naprawdę udany. Najweselszy wśród ostatniej piątki. W drugiej części nabiera rozpędu i serwuje nam świetną partię gitarową.

  Czas na jeden z najcudowniejszych momentów tego albumu, a być może nawet jest to kompozycja na „Heritage” najlepsza. Trwający nieco ponad osiem minut „Folklore” to rzecz fantastyczna. Każda sekunda, od samego początku jest na swoim miejscu, a finał dosłownie powala pięknem.  W sumie to fragment od 5:49 do końca, jest według mnie najlepszym momentem tej płyty. Na koniec dostaniemy jeszcze instrumentalny kawałeczek „Marrow of the Earth”, który jest chyba idealnym zakończeniem dla tak cudownej płyty, którą stworzył nam Opeth. Cudowny klimat, a pod koniec dochodzi nam jeszcze perkusja. I tak do samego końca, aż muzyka całkowicie się wyciszy.

  „Heritage” to płyta, która na pewno zbierze skrajne opinie. Już w tym momencie pojawiają się różne komentarze: „nieporozumienie”, „piękna płyta” itp. Ja jestem za tym drugim, choć żałuje jednej rzeczy. Szkoda, że na „Heritage” nie usłyszymy choćby przez chwilę najgenialniejszego (według mnie) growlu w historii metalu – growlu Mikaela Akerfeldta.

Ocena: 9/10

5 komentarzy:

  1. Cieszę się, że "Heritage" przypadł Ci do gustu :) Myślałem, że w naszych reckach pojawi się pewna zależność: Ty będziesz porównywać te kawałki do Deep Purple i innych hard / heavy tuzów tamtych czasów, a ja do King Crimson i progresywnej świty. Niemniej jednak, nie będą mnie dziwić krytyczne opinie na temat płyty - to świat, który nie podpasuje wielu dotychczasowym wyznawcom Opeth

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chciałem porównywać tej płyty do żadnego zespołu. Gdybym miał to też napisałbym o King Crimson, ale sobie darowałem. To jednak mimo wszystko jest Opeth :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra recka trudnej płyty:) zaiste szkoda cudownych growli, a album na początku sprawia wrażenie dość niespójnego, ale po kilku odsłuchach można się przekonać:) I Folklore zdecydowanie najbardziej powala, jest tu coś z Opethowego starego ducha i melodia płynie jak w ich najlepszych utworach:D pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Płytka jest rewelacyjna ale dosyć trudna na początku. Owszem miałem obawy jak usłyszałem, że nie będzie growli i ciętych riffów. Bałem się, że
    chłopaki nagrali Damnation pt. II. Słuchałem na okrągło przez parę dni i ...zakochałem się. Muszę przyznać, że mi ulżyło bo juz się martwiłem, że Opeth po raz pierwszy w swojej karierze dał ciała. Trzeba przyznać, że Mikael ma jaja żeby zdecydować się na taką stylistyczną zmianę mając już ugruntowaną pozycję na scenie i własny styl. a tu proszę. Album jest rewalacyjny. Do wszystkich zawiedzionych: dajcie tej płycie duuuużo czasu a na pewno odkryjecie jej piękno.

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu przestali uganiać się za własnym ogonem

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.