niedziela, 4 września 2011

MUZYKA. Miniaturki - część 12 (Vader, Decapitated, Kat & Roman Kostrzewski)


  Nie pisałem w tym roku zbyt wiele na temat polskiej sceny muzycznej i czas to nadrobić. Jest w końcu o czym pisać. Właśnie dlatego dwunasta część miniaturek poświęcona jest tylko naszym rodakom.

Vader – Welcome to the Morbid Reich

  O tym albumie na łamach naszej Wyspy napisał już Michał. Docenił on najnowsze dokonanie gigantów polskiej sceny death metalowej, ale nic dziwnego w tym nie ma. Trudno nie docenić takiego krążka, jak „Welcome to the Morbid Reich”.  Już od pierwszego ciosu w postaci „Return to the Morbid Reich” czuć świeżość i wyborną formę panów z formacji Vader. Utwór promujący płytę – „Come And See My Sacrifice” – postawił poprzeczkę wysoko. Okazało się jednak, że nadzieje nie były bezpodstawne. Na najnowszym dokonaniu Polaków mamy znacznie więcej szlagierów. Wystarczy wspomnieć, choćby o kapitalnym „I Am Who Feasts Upon Your Soul”, który miażdży partiami gitar. Rewelacyjnie wypada również krótki „Lord of Thorns”, a kiedy Peter śpiewa /„Lord of thorns. A cult of the dead. Master of illusions. A path to the dead end. Lord of thorns. Flesh, blond and pain. Lord of thorns.  Your slavery and shame.”/ dosłownie padam na kolana. Płytę kończy znakomity „Black Velvet And Skulls of Steel”. Na uwagę zasługuje także świetna okładka, która po rozłożeniu wygląda jeszcze lepiej. Książeczka układa się bowiem w plakacik, więc to, co widzimy na przodzie cover artu jest tylko 1/6 pełnej okładki.

Ocena: 8/10

Decapitated – Carnival is Forever

  Kolejna polska płyta, o której Michał już wcześniej naskrobał. Zgadzam się z jego oceną. Decapitated to techniczny death, z którego możemy i powinniśmy być naprawdę dumni. „Carnival is Forever” to ponad czterdzieści minut potężnego łojenia. Praktycznie każdy numer stoi na bardzo wysokim poziomie. Już od samego początku nie ma wytchnienia, gdyż panowie z Decapitated pokazują nam, że przed nami kawał konkretnego grania. „The Knife” oraz „United” sprawiają, że możemy w szybki sposób wczuć się w ten krążek, a wtedy zespół wypala z największym killerem – utworem tytułowym. To według mnie najlepsza rzecz na tym krążku. Prawdziwa esencja tej płyty. Kapitalny riff, świetny klimat, zwolnienie i absolutnie miażdżące zakończenie. Dalej otrzymujemy również mocne i bardzo dobre kawałki, aż na sam koniec pójdzie „Silence”. Lekka i niezwykle klimatyczna kompozycja w bardzo dobry sposób „wyciągnie” nas z tego longplay’a.

Ocena: 8/10

Kat & Roman Kostrzewski

  W sumie to miałem napisać o tej płycie już dawno, gdyż wyszła w kwietniu. Była to jedna z najważniejszych premier tego roku w Polsce – przynajmniej dla mnie. Nie chciało mi się jednak o tym pisać, a teraz robię to poniekąd z obowiązku. „Biało-Czarna” to ogromny zawód – jeden z największych tego roku. Momentami jest nieźle, ale daleko temu do poziomu starego, dobrego Kata. Szkoda, że panowie się podzielili i teraz grają pod takim szyldem. Brakuje tutaj konkretnych partii gitarowych, a i teksty Romana miejscami już wręcz irytują. Nie będę raczej wracał do tego krążka. Przyjdzie poczekać na nowy solowy album Romana. Może będzie lepszy – oby.

Ocena: 5,5/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.