sobota, 26 lutego 2011

MUZYKA - Petter Carlsen: Clocks Don't Count (2011)

1. Table for One (4:22)
2. Spirits in Need (4:47)
3. One of Those Days (3:50)
4. Even Dead Things Feel Your Love (3:17)
5. Built to Last (4:24)
6. The World Can Wait (4:33)
7. A Simple Reminder (4:25)
8. Cornerstone (2:49)
9. Home (3:46)
10. Waiting in the Wings (5:33)

Całkowity czas: 41:46

  Nie tak dawno temu miałem przyjemność odkryć przed wieloma osobami muzyczny debiut Pettera Carlsena, a Norweg najwidoczniej nie chciał tracić czasu lub młodości i na początku 2011 roku wydał następcę uroczego "You Go Bird" - omawiany dzisiaj "Clocks Don't Count". Na początku chciałbym ostrzec wszystkich zainteresowanych wydawnictwem - nabycie go w Polsce na razie jest niemożliwe. Pozostaje import, czekanie na litość Rock-Serwisu, bądź wizyta w zatoce piratów, za którą jednak - należy pamiętać - idzie się do piekła. Wybór należy do Ciebie, lecz przekonaj się najpierw, czy warto nadwyrężać kartę kredytową lub sprzedać duszę diabłu.

  Co się zmieniło w muzyce Pettera? Wyczuwam intensywne wpływy jego kolegów z Anathemy, z którymi wyruszył w trasę. "Clocks Don't Count" atakuje słuchacza pewnością siebie, świetnym brzmieniem i odrobiną czadu, jakiej w debiucie mogło brakować. Singlowe "Spirits in Need" w dynamicznym finale sprzeda Ci solidnego kopa w cztery litery, a duszne "Built to Last" po krótkim, onirycznym momencie, wybucha ponownie kaskadą bębnów i lekko apokaliptycznym, może trochę postrockowym klimatem. Zadziornie przedstawia się także "A Simple Reminder" oparty na hałaśliwej perkusji i monumentalnych (jak na Piotrusia) riffach. Z Anathemą, a konkretniej przepięknym "Hindsight", kojarzyć się też może instrumentalny "Cornerstone", narastający z każdą sekundą i... Trwający o kilka minut za krótko :)

  Fani delikatnych ballad znanych z debiutu Carlsena również nie poczują się zostawieni na lodzie. Chociaż te smutniejsze oblicze muzyka również przeszło pewną metamorfozę. Bo kto powiedział, że ballada nie może zaskoczyć? I tak, otwierający album "Table for One" do współpracy zaprosi pomrukujący chór męski i skrzypce, które wywracają nagle kompozycję do góry nogami, a "Even Dead Things Feel Your Love" (cudowny tytuł!) czaruje przewijającą się w tle trąbką (chyba rozwija się monopol na dęciaki, najpierw Petter, zaraz po nim Radiohead. Kto następny? Może Pain of Salvation? Steven Wilson?) i krótkie zakończenie w postaci samotnego pianina - niech głowę stracę, jeśli Piotrusia nie inspirował  "Alternative 4" Anathemy. Pięknie też kołyszą nas do snu dwa ostatnie utwory na płycie: wyjęty z "You Go Bird" "Home" i definitywnie najsmutniejszy, w masochistyczno - pozytywnym znaczeniu tego słowa, "Waiting in the Wings", który zaczyna motyw muzyczny niemal wyjęty z wspaniałego japońskiego filmu, "Casshern". Wiem, zbieżność przypadkowa, ale zawsze chciałem przemycić ten tytuł w recenzji.

  Czy coś mi nie odpowiada? No tak, jeden utwór na krążku odstaje od poziomu wyznaczonego przez resztę. Nie wpłynie to na ocenę całości (którą na pewno już podpatrzyłeś, łobuzie!), ale czuję obowiązek o nim wspomnieć. Jest to "one of These Days", w którym ciekawi mnie jedynie breakdown przed finałem. Całe szczęści, że czarna owca w tej rodzinie ukryta jest między moim ulubionym "Spirits in Need" i wspomnianą trąbką z "Even Dead Things Feel Your Love". Rozmywa się, najzwyczajniej w świecie.

  Wnioski? Banalne wręcz - Petter Carlsen nagrał - przy wyższych oczekiwaniach - album lepszy od poprzednika. Z przyjemnością głos oddam wokaliście Anathemy, Vincentowi Cavanagh, który w wywiadzie dla serwisu examiner.com powiedział: "He's got an amazing new album out called "Clocks Don't Count". You should hear. It's just awesome." Awesome indeed :)

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. ja nie podpatrzyłem oceny aż do przeczytania ostatniego słowa - ":)"

    OdpowiedzUsuń
  2. Się chwali, zwłaszcza w Twoim przypadku ^^

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.