wtorek, 15 lutego 2011

MUZYKA - Deicide - To Hell With God (2011)



1.To Hell with God (4:20)

2.Save Your (3:32)

3.Witness of Death (3:05)

4.Conviction (3:15)

5.Empowered by Blasphemy (3:16)

6.Angels in Hell (3:12)

7.Hang in Agony Until You're Dead (3:59)

8.Servant of the Enemy (3:17)

9.Into the Darkness You Go (3:32)

10.How Can You Call Yourself a God (4:15)

            Całkowity czas: 35:43


  Minęło już dwadzieścia jeden lat od debiutanckiego albumu Deicide. Tym razem za produkcję nowego krążka amerykańskich death metalowców wziął się Mark Lewis – człowiek, który współpracował choćby z zespołem DevilDriver nad ich najnowszą płytą „Beast”. No ale, cóż może począć biedny Lewis, kiedy panowie z Deicide pomysłów na stworzenie wielkich rzeczy nie mają.

  Dużo ciężkich gitar, niski wokal, sporo nudy. Na „To Hell With God” słuchacz często może odnieść wrażenie, że cały czas słucha tego samego kawałka. Utwory powtarzają w kółko to samo, zlewając się w jedno. Są tu chwile ciekawsze, ale naprawdę nie ma ich wiele. Im dalej, tym słabiej. Wraz z ostatnim utworem można nieco odetchnąć, gdyż album już od połowy się dłuży. Jeśli miałbym się pokusić o wskazanie jakiegoś pozytywnego numeru to zapewne mógłby to być „Conviction”, który na bladym tle słabego albumu wypada całkiem przyzwoicie.

  Liczyłem na zdecydowanie więcej ze strony Deicide. Tymczasem okazuje się, że nie ma nawet o czym do końca pisać. Longplay ten nie wyróżnia się niczym pozytywnym, jak i w negatywnym sensie również nic wyjątkowego się tutaj nie dzieje. Zwyczajnie wieje nudą i to wszystko – nic poza tym.

  „To Hell With God” to słabe wydawnictwo. Za krzty w nim boskości, a i piekło może się poczuć niezmiernie urażone.

Ocena: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.