poniedziałek, 14 lutego 2011

FILM - Skyline (2010)

Czas trwania: 92 minuty
Reżyseria: Colin Strause, Greg Strause
Chłopiec, który przeżył: Adam Piechota

  "Panie Boże na motorze!" - napisałby Marcin, gdyby to jemu przyszło zrecenzować najnowszy "megahit" atakujący nas na wszystkich kanałach telewizyjnych profesjonalnie skręconymi zwiastunami. Wychowałem się w magicznych czasach, kocham plastikowe potworki niszczące miasta z kartonów, kocham dinozaury na spielbergowskiej smyczy i absolutnie uwielbiam, kiedy nasz gatunek masowo wybija się w filmach. Czuję niezdrowe podniecenie, obserwując totalną destrukcję serwowaną nam w "Transformers" i zachwyciłem się nieposkromioną naturą "Avatara". Naprawdę, jak mamuśkę kocham, potrafię docenić dobre kino rozrywkowe. I choć coś trąciło mi myszką, gdy zobaczyłem przed "Czarnym łabędziem" trailer "Skyline" (no bo jak to, wielki przebój, o którym nic wcześniej nie słyszałem?), to jednak postanowiłem braciom Strause dać szansę. I tutaj właśnie chciałbym przekląć wszystko, na czym świat stoi, ale zmuszony jestem pogodzić się z faktem - sam jestem sobie winien. Miejmy to już za sobą...

  Los Angeles. Ktoś tam do kogoś jedzie, aby coś tam uczcić. I wtedy następują wydarzenia, których nikt na świecie nie mógł przewidzieć, a widz czuje już kroplę potu spływającą po karku. Na niebie pojawiają się błękitne światła i - jak gdyby nigdy nic - opadają powoli na ulice Miasta Aniołów. Biada ludziom, bowiem jeden rzut oka wystarczy, aby przeszli całkowite pranie mózgu i rzucili się w stronę światła niczym świeżo upieczony zombie na pulsujące ciało nastolatka. Tajemnicze wydarzenia okazują się zmyślną pułapką Obcych, którzy po raz kolejny postanowili przeprowadzić totalną eksterminację ludzkości. "Po co znowu?" - zapytasz ironicznie, a ja z chęcią zaserwuję miażdżący spoiler - kosmici żywią się naszymi mózgami i tylko dzięki nim mogą funkcjonować! Prawdopodobnie wszyscy inni ludzie we wszechświecie "skończyli się", więc na naszą wodnistą planetę padł właśnie złowieszczy cień. Widzowie w sali rozglądają się za drzwiami wyjściowymi, jednak te okazują się być zabite deskami! Nikt nie ucieknie! Czas na intelektualny gwałt i kradzież ogromnej sumy z Waszego portfela! ...Przynajmniej według studenckich miarek.

- Dlaczego wyszliśmy na dach?
- Potrzeba nam fajnego ujęcia na trailer. Zaraz wracamy do pokoju, spoko
  Chrrr... C-co?! Ach, tak... I obserwujemy grupę szczęśliwców, która uniknęła "zapatrzenia się" w błękitne światło tylko dzięki żaluzjom w oknach. Mają oni straszny dylemat. Mogą spróbować uciec z ostatniego bezpiecznego miejsca w Los Angeles - hotelu wypoczynkowego, wskoczyć na łódkę i odpłynąć w siną dal, gdyż obcych nad wodą "nie widać" i być może boją się cieczy, która zajmuje ponad siedemdziesiąt procent naszego globu. Widowiskowa próba ucieczki kończy się w momencie wychylenia nosa za podziemny parking wieżowca - tutaj część naszej bezpłciowej ekipy zostaje zmiażdżona przez ogromnego Obcego kroczącego (sam się wkopałem w pisanie takich bzdur). Jedyna opcja, która im pozostaje, to powrót do pokoju, gdzie zaczyna się dwudniowa walka (sic!) z ludzką naturą, psychicznym załamaniem i brakiem jakiejkolwiek nadziei. A raczej "zaczęłaby się", gdyby tylko za scenariuszem nie stał nasz stary znajomy, Generator Losowych Tekstów o Zerowym Znaczeniu i Ujemnym Poziomie Inteligencji.

"Ło paaanie, jak zasysaaa...!"
Minus pięć punktów do szacunku dla Davida Zayasa za "Skyline"
  Nikt zresztą nie udaje, że "Skyline" jest filmem w jakimkolwiek aspekcie dobrym. Obsada musiała wielokrotnie śmiać się z głupoty swoich bohaterów, cytując te wyświechtane, pseudo-dramatyczne kwestie, a kompozytor muzyki wbił na Google frazę "aliens movie free music" i zadowolił się ściągniętymi plikami. Tylko chłopaki od efektów specjalnych napracowali się jak woły, aby stworzyć całkiem różnorodną rasę mózgożernych kosmitów i... Nie wykorzystać tkwiącego w niej potencjału. Twarz sama chowa się w dłoniach lub obija z łoskotem o ścianę. Podczas nierównej walki z głupotą Skyline zatęskniłem  nawet za "Dniem Niepodległości", a do fanów obrazu Emmericha ciężko byłoby mnie zaliczyć. Na domiar złego, fatalne zakończenie zwiastuje radosny, czachołamiący i mózgowysysający sequel.

  Drogi Czytelniku, uciekaj przed tym tworem. Nawet jeżeli szukasz typowego "dobrego złego filmu" do oglądnięcia w grupie znajomych. To nie ta półka. "Koniec nadejdzie z góry" - zwiastuje hasło promujące tego "dzieła", ale przyznam, że już dosyć dawno "koniec" nie pukał do mnie z takiej depresji. Idź na "Czarnego łabędzia" lub "Jak zostać królem", daj zarobić ambitnym twórcom.

Ocena: 3/10

6 komentarzy:

  1. Brednie!
    To prawda, efekty w "The Fog" panu Colinowi udały się znacznie lepiej niż owy film. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na ryzykowne i kosztowne posunięcie do jakiego posunął się pan Strause - nagrać film dla nieprzeciętnego widza, który dopiero za 3 razem odkrywa drugie dno - prawdziwe przesłanie filmu...
    To przykre,że pisząc recenzję opierał się pan tylko i wyłącznie na wiedzy zdobytej po jednokrotnym oglądnięciu tej sztuki.
    Polecam kupić 2kg popcornu,3 litry Coli, ustawić w odtwarzaczu filmów "zapętlenie utworu",wkomponować się w kanapę i poświęcić mu jeszcze co najmniej 184 minuty - jeśli nie nic się nie poprawi to zapewne pogorszy, a wtedy z miłą chęcią odwiedzę Pana w Bolesławcu i podzielę się zdobytym doświadczeniem.


    Pozdrawiam:
    Mr.BezGustu

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam się, że to tylko prowokacja.
    Jeśli jednak nie, pokrótce tłumaczę, dlaczego filmu drugi raz nie oglądnę. Braci Strause z ambitnym kinem wiązać nie należy. Ich dotychczasowy dorobek to "Obcy kontra Predator 2" i nie uwierzę, że nagle "zmienili strony".
    Moja doba, nad czym ubolewam, jest stanowczo za krótka, abym powtarzał wszystkie, nawet te boleśnie niedoskonałe filmy. Więc jeżeli powtórzę, nie będzie to "Skyline". :)

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za poświęcony mi czas:
    autor bredni

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, tak.. czysta prowokacja... No ale trzeba przyznać, że warto obejrzeć ten film chociażby dla sceny "próby ucieczki z hotelu", w której to mamy okazję zauważyć jak na naszych oczach auto marzenie,(na widok którego 90% populacji leci ślinka) zostaje skomponowane z asfaltem przez "Złego robota" ;)

    PS. Panie w basenach też były niczego sobie ;)

    Pozdrawiam:
    Mr.BezGustu

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest jeszcze jedno co z pewnością poprawi wszystkim humor- Film kończy się w taki sposób, iż daje nam nadzieje na drugą część :):)



    Pozdrówki:
    Mr.BezGustu

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie to efekty były niczego sobie, lecz te zakończenie gdzie jest ta strasznie dołująca i przykra scena co się dzieje z ludźmi na statku może niektórych doprowadzić do depresji i odczucia bezsilności wobec tych ufoli. Tak wiec jeżeli ma być sequel to mam nadzieje ze z happy endem dla rasy ludzkiej. Oczywiście po obejrzeniu tego filmu warto zafundować sobie jakiś fajny film na odstresowanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. np. Zaćmienie:D ;p

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.