poniedziałek, 29 sierpnia 2011

KSIĄŻKA - Brian Ruckley: Zimowe Gody


Liczba stron : 601
Wydawnictwo : Kurpisz
Rok wydania : 2007

  Ostatnio miałem okazję zagłębić się w kolejnej książce należącej do jak to się określa ,,najbardziej syfiastego'' gatunku literatury jakim oczywiście jest fantastyka. ,,Syf'' mnie jednak nie przestraszył, co pozwoliło mi na przeczytanie książki, a nawet naszła mnie chętka do skrobnięcia o niej kilku zdań tutaj.

  ''Zimowe Gody'' to debiut obiecującego (jak się okazało po skończeniu lektury) szkockiego pisarza Briana Ruckley'a. Książka opowiada o trwającym od dziesięcioleci konflikcie pomiędzy Czarną Drogą a Czystymi Rodami, który wybucha na nowo z siłą jakiej jeszcze nigdy nie miał, tworząc wir zdarzeń, który ma doprowadzić do zmiany świata. Jednak wśród wojennej zawieruchy jak zwykle znajdzie się miejsce, na kruche sojusze, nietrwałe układy i wszechobecne intrygi i spiski. Słowem - świat przedstawiony przez Ruckley'a będzie drżał w posadach. No właśnie, a jak prezentuje się owy świat?

   Ciekawie. Wręcz bardzo. Od razu widać inspiracje mistrzem Tolkienem (a gdzie nie widać w książkach tego typu?), jednak Ruckley zamienił tolkienowską szczegółowość na swoją lakoniczność, co pomaga szybciej przyswoić sobie świat przedstawiony. W dwóch zdaniach podzielił swój twór na trzy Wieki, szybciutko stworzył 5 Ras i w kilku zdaniach opisał to, co najważniejsze czyli odejście bogów, które nastąpiło po tym jak dwie z ras, Huaninowie i Kyrininowie zmiotły z powierzchni ziemi Whreininów za ich bestialskie czyny (Whreininowie potrafili zamieniać się w wilki). Przez to zyskali miano Przeklętych Ras a bogowie na zawsze odeszli ze świata. W chwili rozpoczęcia się książki pomiędzy Huaninami podzielonymi na Czyste Rody i Rody Czarnej Drogi (herezja, która wierzy w tzw. ''Ostatniego Boga''), wybucha konflikt o dawne ziemie, z których wygnano wieki temu Czarną Drogę. Jednak nie wszystkie Czyste Rody są zainteresowane wojną, bowiem większość z nich woli pomagać thanowi thanów (najważniejszy urząd) w poskromieniu buntu na dalekim południu, przez co rody z północy, które również muszą wspomóc tą wyprawę, tracą swój potencjał militarny, co skrzętnie wykorzysta Czarna Droga. Z kolei wśród Kyrininów wybuchnie największa wojna od wieków, pomiędzy klanami Lisów a Białymi Sowami. Pośród tego wszystkiego żyją również niedobitki na'kyrim, które utraciwszy swą dawną potęgę i chwałę, teraz będą próbowały po cichu to wszystko przetrwać nie rzucając się w oczy. Może za pewnym wyjątkiem w osobie nieokiełznanego Aeglyssa.

   Ruckley od razu roztacza przed nami mozaikę najróżniejszy postaci, od chciwego i ambitnego thana thanów Gryvana oc Haiga po okrutnego i nikczemnego, ale w głębi duszy najbardziej potrzebującego akceptacji, wyżej wymienionego Aeglyssa. Cieszy też mnogość wątków, bo oczywiście oprócz głównego nurtu książki, śledzić będziemy także przygody innych bohaterów, czyli chociażby Taima Narrana wracającego z wyprawy z południa, czy też poczynania Widmorękiego, kanclerza Gryvana, ale i na tym nie koniec. Można czepić się, że książka bywa zbyt przewidywalna, ale jeśli ktoś miał już wiele do czynienia z epicką fantastyką nie powinien być tym zdziwiony.

   ''Zimowe Gody'' podzielone są na 5 części, osobiście najbardziej podobały mi się trzecia i ostatnia. Na początku historia wydaje się dosyć senna i mało ciekawa, na ''podgrzanie'' akcji musimy czekać ponad sto stron, ale kiedy już ruszy, książkę czyta się jednym tchem, może oprócz części czwartej, gdzie pędząca fabuła na chwilę przystopuje, jednak jest to tylko nabranie sił przed metą, na którą wbiegnie pełnym sprintem. Mamy tu wszystko czego, może sobie zażyczyć każdy fan fantasy - wyprawy, pościgi, niekończące się snucie intryg i planów, przemierzanie świata przedstawionego, a przede wszystkim - co tygrysy lubią najbardziej - dość dużo wojaczki w różnych aspektach - oblężenia, bitwy, potyczki czy pojedynki, więc na nudę raczej narzekać nie będziemy.

   Krótko podsumowując - ''Zimowe Gody'', to bardzo udany debiut Brian'a Ruckley'a pełen tych wszystkich rzeczy, o których lubi czytać każdy fan fantasy. Dlatego właśnie, głównie im polecam tą pozycję. Dla innych może być ciekawą odmianą lub spojrzeniem na to, co się obecnie w gatunku dzieje i jak to wygląda. Odradzam oczywiście fanom określenia fantasy jako ''największego syfu'' literatury. Niestety jest jeden mankament. Pan Ruckley już dwa lata temu zakończył całą trylogię o świece bez bogów, a polskie tłumaczenie mamy niestety tylko do pierwszej części. Dla ludzi z dobrą znajomością ''anglika'' to nie problem (może trochę z dostaniem książki), ja jednak zanim sięgnę po drugi tom (bo niestety wątpię w ich przetłumaczenie) muszę się jeszcze dosyć podszkolić. Jeśli Ciebie także to czeka, to nim to nastąpi, zapraszam do lektury pierwszego.

Moja ocena : 8/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.