czwartek, 25 sierpnia 2011

MUZYKA - Primus: Green Naugahyde (2011)

1. Prelude to a Crawl (1:19)
2. Hennepin Crawler (3:59)
3. Last Salmon Man (Fisherman's Chronicles, Part IV) (6:15)
4. Eternal Consumption Engine (2:44)
5. Tragedy's a' Comin' (4:52)
6. Eyes of the Squirrel (5:32)
7. Jilly's on Smack (6:37)
8. Lee Van Cleef (3:28)
9. Moron TV (4:27)
10. Green Ranger (2:02)
11. HOINFODAMAN (2:58)
12. Extinction Burst (5:20)
13. Salmon Men (0:58)

Całkowity czas (50:41)

  Na nową płytę Primus czekałem bardzo niecierpliwie od czasu, kiedy miałem przyjemność po raz pierwszy zetknąć się z ich muzyką (co nastąpiło po wydaniu poprzedniego studyjnego materiału). Mimo zgodnych z przewidywaniami, bardzo sprzecznych opinii na różnych forach i blogach, ”Green Naugahyde” w żadnym wypadku mnie nie zwiodła.

  Już pierwsze dźwięki powodują, że z radości zaczyna podrygiwać lewa nerka – wstęp do ”Prelude to a Crawl” przywodzi na myśl klasyczne dokonania zespołu (między innymi ”Southbound Pachyderm”). Od początku słychać więc, że Primus spełnił swoje obietnice dotyczące ”powrotu do korzeni”. Jak zwykle nie zabrakło wirtuozerskich popisów Claypoola, szalonych, psychodelicznych tekstów (co zdradzają tytuły). Zespół po raz kolejny serwuje sporo zapadających w pamięć melodii i refrenów, w każdej kompozycji znaleźć można coś, co wyróżnia ją spośród innych. Na przykład w ”Eternal Consumption Engine” uwagę przyciąga orientalna melodia i kontrast pomiędzy niskim i wysokim śpiewem (a raczej melorecytacją), ”Last Salmon Man” i ”Jilly's on Smack” hipnotyzuje obłąkany śpiew Claypoola. ”Extinction Burst” to mój ulubiony utwór na płycie. Ma wszystko, co uwielbiam u Primus – szaleństwo, zmiany rytmu, gitarę brzmiącą w dziwny sposób. Uwagę zwraca też chwytliwa melodia wygrywana przez gitarę, do której w pewnym momencie dołącza śpiew lidera. Nie zabrakło trochę zbyt oczywistych chwytów. Singlowy ”Tragedy's a' Comin'” brzmi zupełnie jak brat bliźniak tytułowego utworu z ”Antipop”. Takich przewidywalnych momentów nie ma jednak zbyt wiele.

  Zgodnie z zapowiedziami samych artystów, wszelkimi prognozami i oczekiwaniami, Primus powrócił do brzmień znanych z ich wcześniejszych dokonań, nie starał się na siłę zmieniać czy ulepszać wypracowywanego przez wiele lat stylu. Green Naugahyde nie jest być może najlepszą pozycją w dyskografii Primus, a jednak z każdym przesłuchaniem podoba mi się coraz bardziej. Należy jej się więc w pełni zasłużone miejsce obok klasycznych albumów zespołu.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.