środa, 31 sierpnia 2011

MUZYKA - Vader: Welcome to the Morbid Reich (2011)

1. Ultima Thule (0:48)
2. Return To The Morbid Reich (3:26)
3. The Black Eye (4:12)
4. Come And See My Sacrifice (4:44)
5. Only Hell Knows (2:13)
6. I Am Who Feasts Upon Your Soul (4:50)
7. Don't Rip The Beast's Heart Out (3:58)
8. I Had A Dream… (3:02)
9. Lord Of Thorns (2:38)
10. Decapitated Saints (2:41)
11. They Are Coming… (1:46)
12. Black Velvet And Skulls Of Steel (3:19) 
Całkowity czas: 44:27
  Obrodziło nam tego roku w metalowym gaju dorodnymi produkcjami. Zapalonych poszukiwaczy odsyłam na death metalową polankę. Wiecznie narzekający na stan rodzimej sceny muzycznej malkontenci nie mają wyjątkowo na co się uskarżać. Lecz jak wiadomo, na ziemi, tej ziemi, zawsze znajda się ludzie narzekający na coś, nawet bez powodu. Scena death metalowa trzyma się dobrze, a nawet lepiej, więc do rozrzucania błota polecam polityczny chlew, zwłaszcza, że zbliżają nam się wybory. Jeśli więc już wszyscy hejterzy oddalili się na swoich racicach w stronę Wiejskiej to możemy zająć się tym, co najważniejsze. Wspominałem o polskiej scenie metalowej. Jak to z nią jest A.D 2011? Należy tu nadmienić o 2 zespołach. Pierwszy, zaszufladkowany jako techniczny death metal, dzieło Vogga Kiełtyki i chłopaków z Decapitated- "Carnival Is Forever". A potem bluźniercze i to bardzo 45 minut Blasphemers' Maledictions grupy Azarath. Miałem tą przyjemność zrecenzować oba krążki na łamach Wyspy. Oceniłem je kolejno na 8 i 9,5. Zdania swojego nie zamierzam zmienić.

  Zorientowanym choć odrobinę w temacie, tytuł nowego długograja Vader powinien nasunąć skojarzenia z osławionym już demem "Morbid Reich". Zarówno te ponad 20 lat temu, jak i dziś, łoi on tyłek aż miło. Tak jest też z "Welcome To The Morbid Reich". Za wizualny wygląd Rzeszy odpowiada Zbigniew Bielak, którego grafika świetnie oddaje klimat płyty. W progi Morderczej Rzeszy wprowadza słuchacza Siegmar, który udziela się na klawiszach w instrumentalu "Ultima Thule". "Return To The Morbid Reich" zlewa się w pierwszych sekundach z intrem, ale potem mamy już do czynienia z potężnym rykiem Petera dochodzącym jakby z krypt piekła. Jeśli wzorował się na Glenie Bentonie, co można wywnioskować po wysokich skrzekach, to do piekła rzeczywiście niedaleko. A do tego skomplikowane i zadziwiające jak na ten gatunek muzyki melodyjne riffy Pająka. Ani na chwilę nie zwalnia "The Black Eye". Jeszcze bardziej masywna i intensywna masturbacja 6 strun idealnie współgra z blastami Paula, tworząc wściekłą i jadowitą mieszankę. Iście thrashowym riffem rozpoczyna się "Come And See My Sacrifice". Nie wiem, czy poświęcenie chłopaków było duże, ale słychać, że utwór jest dopracowany. Wspomniałem o thrashu. Drzewiej Vader obwołany został "polskim Slayerem". Przez lata ich styl ewoluował, ale miłość do królów zza oceanu została. Thrashowy rozpęd da się usłyszeć w każdym utworze, ale szczególnie w wymienionym już wcześniej "Come And See My Sacrifice", "Only Hell Knows" i "Lord Of Thorns". Nawiązanie słyszalne jest także do starych, klasycznych długo-grajo-wymiataczy Vadera w stylu "Revelations", czy "De Profunis". Łączą się one w najbardziej rozpoznawalnym, wspomnianym już wcześniej "Come And See My Sacrifice". Nadmieniałem już tyle razy w tej recce, ale co poradzę, że można by o nim samym napisać recenzję na kilka stron. Powroty mamy również do demówki "Morbid Angel", ale głównie w sferze wizualnej. A to dzięki klasycznemu logu Vader i oku górującemu nad Rzeszą, spoglądającym z okładki. Na początku swojej kariery ekipa z Olsztyna wzorowała się na gigantach heavy metalu. Ta fascynację słychać w genialnym, wieńczącym dzieło "Black Velvet And Skulls Of Steel". A do tego melodyjne zwolnienie w środku utworu, którego już zapowiedź w postaci toczącego się, jak walec riffu miażdży. Należałoby listę powrotów zakończyć na nowo nagranym "Decapitated Saints" z dema "Necrolust", gdzie Peter w obłędnym szale z prędkością karabinu maszynowego wypluwa z siebie kolejne zwrotki.

  Nowe dziecko Vadera to prawdziwy bastard. Generał gwiazdy śmierci - Peter już o to zadbał. Mamy tu nawiązania do klasyków nie tylko death metalu w stylu Deicide, ale także poczynając na thrashu w stylu Slayera, poprzez legendy heavy pokroju Black Sabbath, czy Judas Priest, a kończąc na najwcześniejszych, demowych dokonaniach Olsztyniaków. Pochwalić tu należy w sumie wszystko. Dojrzałą produkcję braci Wiesławskich, budowanie atmosfery przez Siegmara w instrumentalach "Ultima Thule" i "They Are Coming...", idealnie wpisującą się w klimat i tradycję Vadera okładkę autorstwa Zbigniewa Bielaka. Nie zapomniałem oczywiście o Peterze i spółce. Sam lider spełnił potrójną rolę przy nagrywaniu Rzeszy. Wokalisty, basisty i wioślarza. Ze wszystkich wywiązał się perfekcyjnie. Tak samo jak Spider komponując złożone, masywne, a w wielu miejscach melodyjne, agresywne riffy. Podłożone pod wściekłe, rozpędzone blasty Paula tworzą substancje silnie toksyczną i wybuchową. Szkoda tylko, że po nagraniu albumu karuzela w składzie zespołu poszła znów w ruch i jego miejsce zajął nowy pałker. Jest nim młody Brytyjczyk James Steward. Peter widocznie wzorując się na Voggu wypatrzył go na YouTube. Będzie miał on niezły orzech do zgryzienia, a raczej do rozpracowania, bo mowa tu o partiach Paula.

   Idealnym wręcz podsumowaniem mogą być słowa zwrotki wyryczane przez Petera w "The Black Eye":

Gates are opened, now winds take command
Human skulls under feet
"We came again to claim and reign"
Eyes full of hate, their hands holding fire
Mighty power strikes, thunder lash.

Ocena: 9/10

Michał Smoll

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.