sobota, 27 sierpnia 2011

MUZYKA. Filipowe Miniaturki (The Candy Spooky Theater, Myslovitz, Men Eater)

The Candy Spooky Theater - Living Dead Spooky Doll's Family In The Rock 'n Child's Spook Show Baby!! (2007)

  The Candy Spooky Theater to japoński zespół wykonujący muzykę z pogranicza rocka, muzyki cyrkowej, psychodelicznej i soundtracków ze starych horrorów klasy b. W wielu miejscach słychać silne inspiracje White Zombie, Frankenstein Drag Queens From Planet 13 czy demówkami Marilyn Manson and the Spooky Kids, a jednak The Candy Spooky Theater mają swoje charakterystyczne brzmienie. Jedyny jak dotąd album zespołu przykuwa uwagę przede wszystkim doskonałym klimatem kojarzącym się z przejażdżką tunelem strachu w wesołym miasteczku. Niestety głos wokalisty może być dla wielu osób irytujący. Można również zarzucić płycie zbyt małą różnorodność kompozycji. A jednak, mimo wad, ”Living Dead Spooky Doll's Family In The Rock 'n Child's Spook Show Baby!!” to jeden z najbardziej udanych debiutów, jakie miałem okazję ostatnio usłyszeć.

Ocena: 6,5/10

Myslovitz – Nieważne jak wysoko jesteśmy (2011)

  Od zawsze mam problem z tym zespołem. Z jednej strony zdarzają im się oryginalne melodie i udane kompozycje, a jednak nigdy w pełni nie polubiłem żadnego z ich albumów (najlepiej wspominam ”Skalary, Mieczyki, Neonki” i ”Korova Milky Bar”). Nowe wydawnictwo Myslovitz nie rozwiązuje moich problemów z polubieniem ich. Jak zwykle można na nim znaleźć kilka interesujących utworów przyciągających uwagę melodiami, czasem ciekawą partią gitary, innym razem rytmiką lub linią wokalną. A jednak bardzo często zdarzało mi się wychwycić coś irytującego. Najczęściej drażniły mnie fragmenty tekstów, innym razem strasznie zmanierowany sposób śpiewania. Przykładem jest chociażby ”Art. Brut”, który denerwował mnie do granic możliwości zarówno tekstem (sens często tonie w potoku słów (”To wołanie bez słów, chcesz usłyszeć? Patrz”), jak i nachalnie melancholijnym śpiewem. Z drugiej strony senny refren przykuwa uwagę. W podobny sposób można opisać cały album – raz zachęca, raz odrzuca.

Ocena: 5/10

Men Eater – Gold (2011)

  Men Eater to niemal nieznany portugalski zespół wykonujący... no właśnie, co właściwie wykonuje Man Eater? Najczęściej spotkać się można z określeniem ”doom”, a jednak ten gatunek jest jedynie jednym z elementów, z których zespół buduje swoją muzykę. Słychać w niej naleciałości rocka i metalu progresywnego (rozbudowane partie instrumentów), jazzu (złożona, nieprzewidywalna rytmika), space rocka (przestrzenne brzmienie gitar). Głos wokalisty natomiast raz kojarzy się z Melvins, innym razem z Mastodon. Sama muzyka ma z resztą kilka cech wspólnych z tymi dwoma grupami. Trudno znaleźć jakieś informacje o dyskografii Man Eater, z tego, co udało mi się ”wygrzebać”, ”Gold” to ich drugi album. Jeżeli to prawda, jest to kolejny dowód na to, że nie każdego dotyka ”syndrom drugiej płyty”. Każdy utwór na ”Gold” to dowód wielkiej wyobraźni twórców. Każda kompozycja jest nieprzewidywalna, zmienna i wielowarstwowa, dzięki czemu z każdym przesłuchaniem można odkryć coś nowego.

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Od zawsze mam problem z tymi recenzentami, którzy już na początku swojej recenzji przyznają, że danego zespołu nie darzą sympatią. Jak się nie lubi, to się nie słucha. Bo inaczej to się pieprzy farmazony.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.