środa, 23 lutego 2011

GRA - The Settlers V : Dziedzictwo Królów


Producent: Blue Byte Software
Światowa data premiery: 8 lutego 2005
Data wydania w Polsce: 10 marca 2005
Cena w dniu premiery: 99,90 zł

   Tego cyklu chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Miał z nim styczność lub przynajmniej o nim słyszał chyba każdy, kto należy do grona pecetowych graczy. Seria ,,The Settlers'' jest starsza niż węgiel a odpowiada za nią studio, które oprócz owego cyklu nie stworzyło nic sławnego, może oprócz turowego Incubation i ostatnio współtworzonego z Related Designs ,,Anno 1404''. Od pierwszej części ,,Osadników'' mieliśmy do czynienia z małymi pociesznymi ludzikami, które w pocie czoła stawiały budynki, ścinały drzewa, zjeżdżały na dno kopalń w poszukiwaniu surowców i, co najważniejsze, ze sobą walczyły wytyczając przy tym granice za pomocą wież wartowniczych. Chyba właśnie za ten niepowtarzalny klimat pokochaliśmy te gry. Jednak nadeszła era trójwymiaru, która nie ominęła również gier strategicznych a ich kolejne części zaczęły przybierać zupełnie inne oblicze niż te sprzed ,,rewolucji 3D''. Nie ominęło to również świata naszych ludzików. Rok 2005 przyniósł kolejną, już piątą, część serii, która całkowicie zerwała z dotychczasowym modelem gry. Czy było to konieczne? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście.

Piękny widok. Szkoda tylko, że całkowicie nieprzydatny.
   ,,Dziedzictwo Królów'' opowiada nam historię młodego Dario, który wychował się i dorastał w zabitej dechami dziurze, aby w końcu, kiedy jego wioska jest zagrożona atakiem złych rycerzy, dowiedzieć się, że jest spadkobiercą Starego Królestwa swojego ojca, które upadło kiedy ten był jeszcze niemowlakiem. Jak widać fabuła gry kuleje, gdyż twórcy zamiast się wysilić, zwyczajnie sięgnęli do starej konwencji używanej w dziesiątkach podobnych gier. Nasz utracony tron będziemy mogli odzyskać w trakcie kampanii składającej się z kilkunastu misji. Z początku z wielkim entuzjazmem wykonywałem kolejne zadania, jednak w końcu gra staje się bardzo monotonna i nie czerpie się już z niej takiej przyjemności jak na początku. Cały czas przewija się motyw pomocy jakimś miasteczkom, które albo potrzebują jakiś surowców albo muszą przetrwać ataki wroga. Dopiero pod koniec kampania nabiera tempa a ostatnie dwie czy trzy mapy są naprawdę świetnie zrobione (chociażby ,,Bitwa pod Evelance''). Oprócz kampanii możemy również zmierzyć się z pojedynczymi mapami. Kilka z nich skierowanych jest dla pojedynczego gracza, jednak większość została stworzona dla wymogów gry przez sieć. Z tego co zauważyłem gra tylko posiada jeden stopień trudności, co również odbija się na jej jakości, ponieważ podczas całej kampanii grę musiałem wczytywać tylko raz, a więc poziom AI pozostawia wiele do życzenia. Dość już jednak ogólników, przejdźmy do konkretów.

A o to sprawcy tego zamieszania. Od lewej: Ari, Erek, Dario, Salim, Heliasz i Pielgrzym.
Czego brakuje w The Settlers V? (względem poprzednich części)

  W zasadzie to wszystkiego. Starożytno-średniowieczny (z o wiele większym wskazaniem na to pierwsze) klimat poprzednich ,,Osadników'' zamieniono na typowo średniowieczny ba, możemy produkować nawet armaty rodem z nowożytności. Możemy również zapomnieć o wyznaczonych granicach - tu budujemy gdzie się da. Zapomnijmy też o tradycyjnej ścieżce rozwoju - skończyło się wydobywanie rudy żelaza w kopalniach i późniejsza jej obróbka w hucie razem z węglem - tu żelazo mamy od razu. Broni też już nie musimy wytwarzać - całkowicie uzbrojeni żołnierze od razu wychodzą nam z koszar. Bezpowrotnie zniknęły też takie produkty jak mięso, chleb, ryby czy nawet zboże (na Boga, w takim razie co oni tam jedzą?). W grze operujemy już tylko na pięciu surowcach (nie wliczam w to złota). Niby te wszystkie ułatwienia zbliżają grę do reszty strategii i dodają rozgrywce większego dynamizmu, jednak właśnie między innymi za dużą dozę realizmu kochałem Settlersy.

  Rozgrywka skupia się na zbudowaniu własnego miasta, którego ostoją jest kasztel. Tracisz kasztel - przegrywasz. Do pomocy w rozbudowie swojego państwa mamy poddanych, którzy mogą budować, pozyskiwać surowce jak i ścinać drzewa. Oczywiście wszystko na zasadzie ''nie muszę odnosić surowców do zamku, mam przy sobie wszystko co do tej pory pozyskałem''. Dlatego w myśl tej zasady dla ścinających drzewa lub łupiących kamienie nie trzeba budować żadnego magazynu, gdyż wszystko nowo wydobyte jest od razu do naszej dyspozycji. Jeśli chcemy efektowniej pozyskiwać surowce musimy zbudować kopalnie. Jednak aby odnaleźć dobre miejsce pod ich budowę nie będziemy już potrzebować geologów dzielnie wbijających tabliczki na każdym calu gór, w ,,Dziedzictwie'' kopalnie są widoczne gołym okiem -  np. pomarańczowy dół to kopalnia gliny a wyryte szare bloki w górach to kamieniołomy. Większość specjalizacji z poprzednich gier serii także odeszła do lamusa, ustępując miejsca nowym. Myślę, że chyba wymieniłem z grubsza rzeczy, których brakuje w piątej odsłonie z cyklu ,,Osadników'', więc skoro już pomarudziłem, to przejdźmy do tego z czym w ,,The Settlers V'' zetkniemy się po raz pierwszy.

Aż ciężko uwierzyć, że to gra z serii Settlers.

Co się zmieniło?

  Tu też mógłbym napisać, że wszystko, ale zacznijmy od kwestii technologii. No właśnie, sama ich obecność dziwi, ale skoro już są to trzeba z nich korzystać. Wszystkie usprawnienia w większości opracowujemy w szkole, niektóre również w kuźni czy koszarach i co ciekawe również w tartaku. Dzięki przeróżnym technologiom możemy budować nowe budynki lub ulepszać stare, co jest kolejną nowością. Ulepszać możemy nie tylko budynki, lecz także jednostki. W starych ,,Osadnikach'' robiło się to za pomocą sztabek złota, tutaj wystarczy odpowiednia technologia. Skoro już jesteśmy przy militariach, to tu na chwilę się zatrzymam. Podobnie jak w ,,The Settlers III'' mamy trzy rodzaje jednostek pieszych - miecznika, włócznika i łucznika, jednak zamiast trzech ich poziomów, mamy cztery. Czymś niebywałym dla mnie było wprowadzenie kawalerii i artylerii (po dwie jednostki mające dwa poziomy). Ciekawym rozwiązaniem jest wprowadzenie kapitana oddziału, który po szkoleniu w barakach/strzelnicy/stajni może dobrać sobie oddział od 4 do 8 żołnierzy, których w razie śmierci można uzupełnić nowymi. Wcześniej pisałem o złocie. W dawniejszych ,,Osadnikach'' było wydobywane w górach i odlewane na sztabki bądź monety u złotnika. Tutaj złoto pozyskujemy tylko i wyłącznie z... podatków. Każdy pracownik (górnik, ceglarz, kamieniarz itd.) musi je płacić, nie płacą ich tylko poddani i żołnierze, którzy jeszcze dostają od nas żołd. Podatki zbierane są na początku każdego tzw. dnia rozliczeniowego. 

  Kolejną całkowitą nowością jest obecność bohaterów, którzy wydatnie mogą wpłynąć na wynik walki z nieprzyjacielem. Każdy z nich posiada własne specjalne zdolności, które w wielu wypadkach mogą okazać się nieocenione. Bardzo często przed atakami wroga broniłem się samymi bohaterami, więc jak widać z ich siłą twórcy dość nieźle przesadzili. Co ciekawe, nie mogą oni w ogóle zginąć, ponieważ kiedy ich punkty życia spadają do zera, zapadają oni jakby w ''sen'' a nad nimi unosi się duża czerwona czaszka. Spokojnie, nic im nie jest, wystarczy, że podejdziemy do nich jakimkolwiek naszym oddziałem (oczywiście w pobliżu nie mogą znajdować się oddziały wroga) i chwile odczekamy, a nasi ''pupile'' wstaną i odzyskają nawet część punktów życia. Skoro już jestem przy tej kwestii to chciałbym wspomnieć o jednym w niewielu podobieństw  z tej części do poprzednich. Żadna z pozycji cyklu ,,Osadników'' nigdy nie widziała krwi. Zawsze kiedy ginął jakiś żołnierz, albo po prostu znikał, albo w miejscu gdzie padł pojawiał się wirek w kolorze jaki reprezentujemy. Tak samo jest i w tej części. Śmierć jednego z naszych podopiecznych poznany po wielkim wirze, który ukaże nam się na krótką chwilę.
  
Dzielnica ,,przemysłowa''.
  Chyba najlepszą dla mnie innowacją w grze jest zmienność pogody i co ciekawe możliwość jej zmieniania. Do wyboru jednak nie ma wiele (słońce, deszcz, zima), jednak każda z nich zmusza do zastosowania innej taktyki, jeśli nie mam odpowiedniego sprzętu do jej zmiany. W zimie chociażby, każda zbiornik wodny zostaje skuty lodem przez co możemy dostać się w każde miejsce na mapie, jednak z drugiej strony możemy być atakowani z każdej strony. Podczas deszczu maleje widoczność, co także odbija się na jakichkolwiek działaniach wojennych. Uwielbiam sytuacje kiedy mogę kontrolować pogodę i jest zima a po skutym jeziorze biegnie na mnie horda wrogów. Cyk, szybka zmiana na lato, a wszyscy wrogowie znikają pod powierzchnią wody, z której już nie wyjdą. Istotną nowością w grze jest także pojawienie się murów obronnych, których jednak ku mojemu rozczarowaniu budować nie można. O ile wieżami możemy zabudować całą mapę, to mur czy palisada jest z nami już od początku danej misji. Jest to trochę denerwujące, bo często jest tak że przestrzeń w obrębie murów jest zbyt mała żeby pomieścić wszystkie niezbędne budynki, a że nie można go dobudować ani przedłużyć, wiele budynków trzeba budować za murami, a co za tym idzie również masę wież strażniczych do ich obrony. Według mnie to spory minus.

   Jeszcze krótko o tym, co moim zdaniem jest najmniej ważne w grach - czyli o szacie graficznej i muzyce. Jeśli chodzi o pierwsze, to oczywiście mamy do czynienia z trójwymiarem (stąd w końcu te wszystkie zmiany), a oprawa graficzna, w postaci krajobrazów, budynków czy postaci jak na rok 2005 jest całkiem dobra. To samo można powiedzieć o muzyce. Choć playlista jest dosyć uboga, to jednak muzyka bardzo dobrze wpasowuje się w świat gry i pozostawia po sobie miłe wrażenie, a to chyba najważniejsze.

Na pewno atutem gry są niesamowicie wyglądające miasta.
  Nadszedł czas na podsumowanie. Mimo tak wielu odmienności od poprzednich części ,,The Settlers V: Dziedzictwo Królów'' jest grą dobrą, która posiada wiele ciekawych rozwiązań, pozwalających nam na jakiś czas bez większego żalu oderwać się od starej konwencji ,,Osadników''. Właśnie, na jakiś czas, a mianowicie do ukończenia kampanii, bowiem piąta część Settlersów jest typową grą ,,na raz''. Przejdziesz, zapomnisz, no chyba że radość sprawia ci gra przez z sieć z rówieśnikami. Do ,,Dziedzictwa'' już raczej nigdy nie wrócę, w tej materii już ''odegrałem'' swoje. Chyba, że do dodatków (są dwa), które jednak z tego co widziałem nie wprowadzają za wiele nowości, więc nie wiem czy jeszcze kiedyś po nie sięgnę. Jedno jest pewne. Całkowita zmiana stylu rozgrywki wcale nie była konieczna, ponieważ to właśnie starsze części Settlersów mają o wiele lepszą grywalność  niż ta, i to właśnie do nich jeszcze nie jeden raz powrócę, tą zaś ''odfajkuję'' z listy pozycji, w które trzeba kiedyś zagrać i z pewnością dość szybko o niej zapomnę.

Moja ocena: 7/10
 

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.