01. Archangel
02. On the Wings of Destiny
03. Proclamation Of Tragedy
04. Hole In the Soul
05. Pain No More
06. Exile
07. Death is my Only Friend
08. Thorns from Savior's Crown
09. For "The All" Reasons
10. Psalm bezskrzydły / The Wingless Psalm
7/10
02. On the Wings of Destiny
03. Proclamation Of Tragedy
04. Hole In the Soul
05. Pain No More
06. Exile
07. Death is my Only Friend
08. Thorns from Savior's Crown
09. For "The All" Reasons
10. Psalm bezskrzydły / The Wingless Psalm
Na przełomie roku 1996 i 1997 powstaje polski zespół Serpentia. Od tego czasu formacja ta zanotowała wiele zmian personalnych, i działo się to jeszcze przed wydaniem ich mini albumu zatytułowanego „…and the Angels Descend to Earth”. Był to rok 2000. Po trzech latach zadebiutowali z pełnowymiarowym „Dark Fields of Pain”, a rok później wydali swój drugi studyjny album – „Nails Enigma”.
Od tamtej chwili minęło aż siedem lat i właśnie światło dzienne ujrzał nowy krążek formacji. Długo więc musieli czekać fani na najnowszy materiał zespołu – „The Day in the Year of Candles”. Warto zwrócić uwagę, iż jest to album koncepcyjny, a historia opowiadana przez zespół jest naprawdę niebanalna. Jeśli ktoś poza muzyką interesuje się sensem słów w niej zawartych, na pewno powinien o koncepcji albumu poczytać – warto. Nie ma jednak sensu streszczać tej historii, która ogólnie wydaje mi się dość skomplikowana. Trzeba jednak przyznać, że zespół musiał się naprawdę przyłożyć do stworzenia tego pomysłu. Najważniejsza jest jednak muzyka…
Zaczyna się bez wielkiego ataku agresji, od dość spokojnego „Archangel”. Ładne rozpoczęcie, ale ciekawiej robi się dopiero po kilku minutach, kiedy to mamy do czynienia z „On the Wings of Destiny” i przede wszystkim z „Proclamation of Tragedy”, do którego został także nagrany teledysk. To jeden z mocniejszych punktów tego albumu. Mojego uwaga kieruje się tutaj najbardziej w kierunku świetnie grającej gitary, zarówno w motywie przewodnim, jak i w dalszej części utworu.
Kolejna pozycja ro „Hole in the Soul” i choć wypada pozytywnie to pozostaje w cieniu poprzedniego numeru. Lepiej wypada również kolejny na płycie „Pain No More” z chwytliwą wstawką pod koniec – „Everything is lost…”. Wysoki poziom nie opada, a wręcz przeciwnie – wzrasta. Dzieje się to wraz z kolejnym na tym LP kawałkiem. Mowa tutaj o „Exile”. To chyba mój faworyt jeśli chodzi o najnowsze dokonanie Serpentii. Nie tylko świetne partie wokalne, które z łatwością wbijają się w pamięć, ale również po raz kolejny bardzo dobra gra gitary.
Muszę przyznać, że właśnie po kompozycji zatytułowanej „Exile” muzyka zawarta na „The Day in the Year of Candles” zaczyna nieco nużyć. Nie mówię, że płyta robi się słaba, ale wszystkie najlepsze numery wydają się być już za nami, a do końca słyszymy te, która mogą się podobać, ale jakoś za bardzo nie „rozwalają” – przynajmniej mnie. Najpierw „Death is my Only Friend” i bardzo przyjemny początek w postaci „piszczącej” gitary. Ogólnie to dobry numer, choć nie jest w stanie zagrozić nietykalnej wręcz dla mnie trójki „Proclamation of Tragedy”, „Pain No More” i „Exile”.
Następnie otrzymujemy jeszcze trzy kompozycje. „Thorns from the Saviour’s Crown” oraz „For the All Reasons” wypadają po prostu nieźle, na szczęście kończący płytę „Psalm bezskrzydły” to już powrót do tej lepszej jakości. Nie usłyszymy już mocnego wokalu, lecz melorecytację w języku polskim (autorstwa uznanego aktora Krzysztofa Globisza), i do tego tradycyjnie bardzo ładną grę instrumentalną. W ten sposób kończy się „The Day in the Year of Candles”.
Ogólnie rzecz biorąc to dobra płyta, która ma lepsze i nieco gorsze momenty. Lubię taką muzykę i słucha się tego albumu przyjemnie. Jestem także przekonany, że fani zespołu mogą być tym wydawnictwem bardzo usatysfakcjonowani.
Od tamtej chwili minęło aż siedem lat i właśnie światło dzienne ujrzał nowy krążek formacji. Długo więc musieli czekać fani na najnowszy materiał zespołu – „The Day in the Year of Candles”. Warto zwrócić uwagę, iż jest to album koncepcyjny, a historia opowiadana przez zespół jest naprawdę niebanalna. Jeśli ktoś poza muzyką interesuje się sensem słów w niej zawartych, na pewno powinien o koncepcji albumu poczytać – warto. Nie ma jednak sensu streszczać tej historii, która ogólnie wydaje mi się dość skomplikowana. Trzeba jednak przyznać, że zespół musiał się naprawdę przyłożyć do stworzenia tego pomysłu. Najważniejsza jest jednak muzyka…
Zaczyna się bez wielkiego ataku agresji, od dość spokojnego „Archangel”. Ładne rozpoczęcie, ale ciekawiej robi się dopiero po kilku minutach, kiedy to mamy do czynienia z „On the Wings of Destiny” i przede wszystkim z „Proclamation of Tragedy”, do którego został także nagrany teledysk. To jeden z mocniejszych punktów tego albumu. Mojego uwaga kieruje się tutaj najbardziej w kierunku świetnie grającej gitary, zarówno w motywie przewodnim, jak i w dalszej części utworu.
Kolejna pozycja ro „Hole in the Soul” i choć wypada pozytywnie to pozostaje w cieniu poprzedniego numeru. Lepiej wypada również kolejny na płycie „Pain No More” z chwytliwą wstawką pod koniec – „Everything is lost…”. Wysoki poziom nie opada, a wręcz przeciwnie – wzrasta. Dzieje się to wraz z kolejnym na tym LP kawałkiem. Mowa tutaj o „Exile”. To chyba mój faworyt jeśli chodzi o najnowsze dokonanie Serpentii. Nie tylko świetne partie wokalne, które z łatwością wbijają się w pamięć, ale również po raz kolejny bardzo dobra gra gitary.
Muszę przyznać, że właśnie po kompozycji zatytułowanej „Exile” muzyka zawarta na „The Day in the Year of Candles” zaczyna nieco nużyć. Nie mówię, że płyta robi się słaba, ale wszystkie najlepsze numery wydają się być już za nami, a do końca słyszymy te, która mogą się podobać, ale jakoś za bardzo nie „rozwalają” – przynajmniej mnie. Najpierw „Death is my Only Friend” i bardzo przyjemny początek w postaci „piszczącej” gitary. Ogólnie to dobry numer, choć nie jest w stanie zagrozić nietykalnej wręcz dla mnie trójki „Proclamation of Tragedy”, „Pain No More” i „Exile”.
Następnie otrzymujemy jeszcze trzy kompozycje. „Thorns from the Saviour’s Crown” oraz „For the All Reasons” wypadają po prostu nieźle, na szczęście kończący płytę „Psalm bezskrzydły” to już powrót do tej lepszej jakości. Nie usłyszymy już mocnego wokalu, lecz melorecytację w języku polskim (autorstwa uznanego aktora Krzysztofa Globisza), i do tego tradycyjnie bardzo ładną grę instrumentalną. W ten sposób kończy się „The Day in the Year of Candles”.
Ogólnie rzecz biorąc to dobra płyta, która ma lepsze i nieco gorsze momenty. Lubię taką muzykę i słucha się tego albumu przyjemnie. Jestem także przekonany, że fani zespołu mogą być tym wydawnictwem bardzo usatysfakcjonowani.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.