piątek, 13 stycznia 2012

Muzyka - Podsumowanie roku 2011 - część 5

10. Trivium - In Waves

Czas na dziesięć najlepszych albumów tego roku. Na sam początek zespół, który darzę ogromną sympatią. Świetny album, który w pewien sposó podsumowuje dotychczasową działalność tej formacji. Fani Trivium znajdą tutaj bowiem wszystko, co w tym zespole najlepsze. Nie ma mowy o przypadkowych numerach. Same znakomite tracki na wysokim poziomie. Z każdą płytą zastanawiam się kiedy w końcu Heafy i chłopaki się potkną. Każdy zespół ma jakiś gorszy album. Oni wciąż takiego nie nagrali.



9. In Flames - Sounds of a Playground Fading

Ten zespół już dawno zapomniał, że kiedyś grał chłodny, skandynawski melodic death metal. Teraz muzyka In Flames wygląda zupełnie inaczej i pewnie wielu starszych fanów zespołu tego nie akceptuje. Trzeba jednak pogratulować tego, że nie boją się rozwijać, i choć osobiście nie uważam, iż nagrywanie albumów w podobnej konwencji stylistycznej jest czymś złym (jeżeli są wciąż dobre), to w przypadku tego bandu ewolucja wychodzi na dobre.Kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Szwedów.



8. DevilDriver - Beast

Jak sam tytuł wskazuje, jest to rzecz naprawdę mocna. Bestia atakuje nas z każdym numerem. Dez Fafara po raz kolejny udowadnia, że jest w świetnej formie,a trzeba przyznać, iż nie tylko on. Wszyscy na tej płycie spisują się naprawdę kapitalnie. Sekcja rytmiczna na "Beast" dosłownie miażdży, a solówki są wprost wyśmienite. Trzeba również zwrócić uwagę, iż ta płyta nieco odbiega od ostatnich dokonań zespołu, bo choć wciąż słychać, że jest to DevilDriver, to właśnie niektóre partie gitarowe wydają się być utrzymane w troszeczkę innym klimacie.


7. Decapitated - Carnival is Forever

Ten album przebił nawet najnowsze dokonanie formacji Vader, a co za tym idzie przyczyniło się do wyrzucenia "Welcome to the Morbid Reich" z pierwszej dziesiątki mojego rankingu. Duża dawka technicznego death metalowego grania na poziomie tak wysokim, że aż duma rozpiera człowieka, iż ten zespół pochodzi z naszego kraju.Świetna, klimatyczna okładka zdobiąca owy krążek to kolejny plus tego longplay'a, który stał się w roku 2011 moim polskim albumem roku number 2.





6. Adele - 21

Ten krążek ma u mnie zdecydowanie miano czarnego konia roku. Rzecz, która muzycznie odbiega od wszystkich płyt znajdujących się w tym zestawieniu.Brytyjka dosłownie powala swoim wokalem i nie mogłem jej nie umieścić w pierwszej dziesiątce, gdyż kawałki z jej drugiego albumu zachwycały mnie przez bardzo długi okres czasu. Jestem przekonany, że to się nie zmieni, a takie numery jak słynne już "Rolling in the Deep", "Set Fire to the Rain", czy "Someone Like You" będę powtarzał przez następny rok z ogromną przyjemnością.



5. Machine Head - Unto the Locust

Ścisła czołówka. Piąte miejsce i tuż poza walką o podium w tym roku znalazł się Machine Head, którego najnowszy krążek jest po prostu znakomity. Kiedy po raz pierwszy go odsłuchiwałem to utwór otwierający ("I am Hell") zmiażdżył mnie i wgniótł w fotel.Kapitalna gra nie kończy się jednak na tym numerze, bo płyta w całości jest bardzo równa. Jeśli miałbym się teraz pokusić o jakiegoś faworyta to z pewnością byłby to najlżejszy na płycie, balladowy numer 5 - "Darkness Within".



4. Opeth - Heritage

Muszę przyznać, że od dawna wiedziałem, iż walka o podium rozegra się między moją "wielką czwórką" roku 2011. I właśnie Opeth w tej czwórce zajął miejsce najniższe, i choć przed rokiem uważałem ten album za jednego z dwóch głównych faworytów, to na pewno miejsce zajmowane przez Opeth nie może być zawodem. "Heritage" to album zupełnie inny od ostatnich dokonań zespołu. Akerfeldt zdecydował się przejść z metalu na rock progresywny. Nie ma mowy o growlu i ciężkich riffach. Mimo wszystko album nadrabia to klimatem i świetnymi kompozycjami, których tutaj nie brakuje.



3. Sepultura - Kairos

Czas na podium. Moja radość jest ogromna. Radość spowodowana tym, że z czystym sumieniem mogę umieścić ten album tak wysoko. Bardzo długi czas Sepultura była numerem jeden roku 2011, ale w ostatnich miesiącach ukazały się dwa albumy, które postawiłem nieco wyżej. "Kairos" jest jednak rzeczą godną uwagi. Jest tutaj od początku do końca soczyście i klimatycznie. To znakomita rzecz przepełniona genialnymi motywami instrumentalnymi a także niepowtarzalnym wokalem Derricka Green'a. Coś wspaniałego. Brąz dla Sepultury.






2. Coma - Czerwony album
 
 Nowa Coma tym razem bez tytuły, choć możemy spokojnie przyjąć umowną nazwę - "Czerwony album". W kategorii polskiej płyty roku jest to mój zwycięzca. Po raz kolejny zespół mnie nie zawiódł, a wręcz zaskoczył. Spodziewałem się bardzo dobrej rzeczy z ich strony, ale nie spodziewałem się ich na moim tegorocznym podium. Jest to więc mała niespodzianka, choć na pewno nie sensacja, gdyż Coma udowodniła już, że nagrywa płyty znakomite. Tal jest także z najnowszym "dzieckiem" tej kapeli. Ciężkie, przyjemne riffy i przejmujące teksty,a także "to coś", co Coma po prostu w sobie ma - to plusy tego genialnego wydawnictwa. Srebro dla Comy.



1. Airbag - All Rights Removed

Number 1. Grupa pochodząca z Norwegii była moim tegorocznym faworytem. Nie ma mowy o jakimkolwiek zawodzie. To co wyprawiają na gitarach ci muzycy jest istną rozkoszą. To prawdziwy miód na moje uszy. Muzyka przepełniona pięknem i bólem. Prawdziwy majstersztyk. Słychać tutaj nie tylko inspiracje gigantem rocka progresywnego - Pink Floyd. Można usłyszeć nawet mniej znaną niemiecką grupę Eloy, ale przede wszystkim Norwegowie sami w sobie są geniuszami, którzy z lekkością i płynnością płyną grając kolejne nuty. Do tego wszystkiego charakterystyczny wokal, który pasuje do całości idealnie. Wszystkie tytuły są cudowne, ale to co pojawia się na koniec to prawdziwa perła. Trwający ponad siedemnaście minut "Homesick I-III" to najgenialniejsza kompozycja stworzona w roku 2011. Solówka znajdująca się w finałowej części utworu rozrywa mnie na części. Airbag - "All Rights Removed" w pełni zasłużył na miano najlepszego albumu roku 2011. Złoto dla poduszki powietrznej z Norwegii.

1 komentarz:

  1. Cieszy mnie, że tak wiele ''moich'' pozycji jest również na Twojej liście. In Flames wyżej niż Trivium, niedobrze :P. Cieszy wysokie Decapitated, Adele to lekki szok, Machine Head mnie nie przekonuje niestety, dlatego ''I am Hell'' jest dla mnie zwyklakiem, cieszy Sepcia, z Comą się nie zgadzam. Lista ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.