sobota, 23 października 2010

MUZYKA - Pure Reason Revolution: Hammer and Anvil (2010)

1. Fire Fight (4:29)
2. Black Mourning (6:00)
3. Patriarch (4:18)
4. Last Man, Last Round (4:45)
5. Valour (4:46)
6. Over the Top (4:41)
7. Never Divide (4:48)
8. Blitzkrieg (5:34)
9. Open Insurrection (7:20)
10. Armistice (6:16)

Całkowity czas: 51:56

  Drogi Czytelniku, znasz przypowieść o synu marnotrawnym? Na pewno znasz. A pamiętasz taki zespół, co to w 2006 roku zachwycił progrockowe towarzystwo swoim debiutanckim albumem? Pure Reason Revolution - tak się zwał. Pojawiały się nawet opinie, jakoby stanowili oni nową nadzieję tego troszeczkę skostniałego gatunku. A później?! Później wydali ten nieszczęsny krążek z gaciami na okładce! Och, polały się wtedy progresywne łzy i zazgrzytały artrockowe zęby. I wiesz co, Czytelniku? Pure Reason Revolution powraca. "Niczym ten biblijny synalek", chciałoby się napisać, choć nie potrafię sobie przypomnieć, żeby ojciec w przypowieści, zamiast przeprosin i uznania racji, dostał kopniaka w tyłek i zobaczył wysunięty palec środkowy swojego syna.

   Muszę zasmucić wszystkich, którzy liczyli na powrót do artystycznych korzeni Pure Reason Revolution na "Hammer and Anvil". Ortodoksyjni wyznawcy rocka progresywnego najnowsze dzieło Brytyjczykó wyśmieją już przy słuchawkach w Empiku. Zespół bowiem rozsmakował się na dobre w przesterach, elektronice i wszelkiej maści studyjnych ozdobnikach. Ale to nie był jedyny powód, przez który "Amor Vincit Omnia" spotkał się z chłodnym niczym syberyjskie lasy przyjęciem. Album cierpiał najbardziej przez kompozycyjną ułomność, którą elektronika jedynie starała się (wyjątkowo nieudolnie, żeby nie było wątpliwości) zamaskować. Trzeba przyznać, że ten problem został zażegnany, aczkolwiek (o ile prostsze byłoby życie bez tych wiecznych "ale"!) pojawił się nowy, dla niektórych mogący stać się przeszkodą nie do ominięcia...

   Pure Reason Revolution nie stanęli w miejscu i w całą tę elektronikę weszli... Jeszcze głębiej. Do sampli i ozdobników doszły wszelkiej maści zgrzyty, ściany gitar, całe mnóstwo szczegółów na drugim, a czasem nawet trzecim planie. W efekcie takiego niebezpiecznego zagrania dostajemy najbardziej agresywne dzieło Brytyjczyków, które elementy techno lekką ręką miesza z alternatywnym metalem. Czy w takim szaleństwie jest metoda? Narażę się bardzo, jeżeli zniszczę napięcie i napiszę "hell yeah"? Pewnie nie, bo nikt nie zaczyna recenzji od początku i najpierw rzuca okiem na ocenę :)

   "Hammer and Anvil" w najbardziej "krytycznych" momentach przypomina nieco muzykę Pendulum i właśnie te kawałki błyszczą najjaśniej. Kiedy ściana dźwięku, elektroniczny beat, masa przesterowanych gitar na chwilę cichnie, aby wybuchnąć jeszcze mocniej. Kiedy musisz nagle zerwać się z kanapy i ściszyć muzykę, aby nie narazić się na fochy domowników lub telefon sąsiadów do służb policyjnych. I takich utworów dostajemy całkiem sporo. Niesamowicie agresywny "Fire Fight" z połamanym tempem i licznymi jego załamaniami, budujący kolejne warstwy dźwięku "Black Mourning", w którym powraca najbardziej rozpoznawalny element muzyki Pure Reason Revolution - harmonie damsko - męskie, czy iście metalowy "Last Man, Last Round", gdzie elektroniczny mrok przyprawia o gęsią skórkę.

  Po tak mocnym początku albumu dostajemy trzy bardziej melodyjne utwory, które łączą wspomnianą agresywność z rozmarzonymi refrenami niczym z debiutanckiego krążka. To jedyne, choć dosyć delikatne nawiązanie do "The Dark Third", moim osobistym zdaniem, psuje budowane z takim wysiłkiem agresywne wrażenie całości. Oczywiście, robi się głośno (jak w zakończeniu "Valour" lub "Never Divide"), ale mając w pamięci szczytowe momenty początkowych kompozycji, jestem gotów napisać, że to "słabszy moment" "Hammer and Anvil".

   I takim sposobem wracamy do utworów kontrowersyjnych, głośnych i bezczelnie agresywnych. "Blitzkrieg" stanie się zapewne największym koszmarem fanów debiutu - do połowy utworu słyszymy jedynie klubowy beat, rozbudowywany o kolejne warstwy dźwięku, gdy nagle wszystko się załamuje, a słuchacza koi nieco delikatna harmonia wokalna przy pianinie. Przesterowane gitary i elektronika mają osiągają definitywny szczyt przy "Open Insurrection", najbardziej epickim momencie albumu. Ściana dźwięku, którą tutaj usłyszysz, drogi Czytelniku, aż przywodzi na myśl "Get All You Deserve" Stevena Wilsona i na słuchawkach robi piorunujące wrażenie. Na sam koniec Brytyjczycy raczą nas melodyjnym "Armistice", utrzymanym w popowym klimacie lat 80. Oczywiście, i tutaj doczekamy się eksplozji, choć obejdzie się bez sięgania po pilot.

   Zauważyłeś już na pewno, że o najnowszym albumie Pure Reason Revolution wypowiadam się pozytywnie. Dziwi to nawet mnie, bo przecież byłem jednym z pierwszych "miażdżycieli" "Amor Vincit Omnia". Ale ten krążek Brytyjczyków jest po prostu o wiele lepszy, nawet jeżeli na drodze "progresywny rock - elektronika" zrobili kilkadziesiąt kroków w tym drugim kierunku. Jak pisałem, intrygujące wykorzystanie komputera w muzyce nie musi jej od razu szkodzić. Jednak (bo przecież jakieś "jednak" być musi), do "Hammer and Anvil" polecam podchodzić ze wzmożoną ostrożnością i dobrym sprzętem muzycznym - tylko w ten sposób da się całą tę muzyczną agresywność docenić. W gruncie rzeczy, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.

Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. Zastanawiałem się czy zapoznawać się z tą płytą,ale twoja recenzja rozwiała moje wątpliwości i teraz wiem,że warto.

    OdpowiedzUsuń
  2. denerwuja mnie wszedobylscy krytycy dumnie wscibiajacy swe nosy gdzie tylko moga cos naszczekac. Wasze recenzyjki nie zmienia nikomu ani radosci ani zawodu zwiazanego z dzielem a wasza natchniona misja zaszufladkowania wszystkiego w skale od jeden do dziesieciu to jakis smutny zart.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakładam, że większość z nas robi to dla czystej przyjemności (ujścia dla kreatywności) i możliwości pomocy wybrania / odkrycia czegoś innym. Niektórzy mówią na to "hobby", polecam podobnego poszukać :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.