piątek, 29 października 2010

Dziennik emigranta, rozdział II

9:38
  Zajęcia za trzydzieści minut, a ja nadal w gaciach. Zajęcia chłopaków już się zdążyły skończyć, a leżą dalej w łóżkach. Piątek działa na nas jednakowo - dzisiaj wracamy do domu, dzisiaj więc istniejące zasady możemy delikatnie nagiąć.

  Niektórym zaklimatyzowanie się w wielkim mieście przyszło bez komplikacji, niektórym potrzeba było czasu na "ogarnięcie" (mi), inni zaś wciąż walczą z pokusą rzucenia wszystkiego w kąt i powrotu do domu. Wszystkie trzy grupy obejmują moich (bardzo nielicznych) znajomych z domowego gniazdka. Wiadomo, niektórzy całe lata czekali, żeby wyrwać się spod klosza, który nałożyli na nich rodzice, być "panem swojego losu", jak to ktoś stwierdził. Ja takiego klosza nigdy nie uświadczyłem, więc nic iście "szalonego" w wypiciu piwa innego dnia niż piątek nie widzę. Powodów zatem należy dopatrywać się w samym wyborze studiów - czy był trafny. Bo jeżeli zajęcia Cię w miarę interesują, serce nie boli, że musisz na nie tyle czasu tracić. Wtedy wszystkie poświęcenia nabierają jakiegoś sensu. Ba, znam nawet na tyle ambitnych, że oprócz codziennego studiowania, biegają po rynku z karabinem laserowym i strzelają do ludzi, aby te studia opłacić. Dobrze wiedzieć, że nie tylko mi zaczyna zależeć.
 
9:55
  Klops już raczej. Zabieram się za sprzątanie i jadę do domu. Długi weekend ;)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.