poniedziałek, 23 stycznia 2012

MUZYKA - Podsumowanie roku 2011 - część 6 (ostatnia)

Po pięćdziesiątce najlepszych albumów roku 2011 czas na największe zawody minionego roku, a także największe nadzieje związane z rokiem 2012. Poniżej dziesięć największych minusów roku ubiegłego.

10. Nazareth - Big Dogz
 
Po prostu liczyłem na nieco więcej. Weterani się nie spisali i nagrali raczej średni krążek.

 







9. Samael - Lux Mundi

Kolejna porażka tego zespołu. Już poprzedni longplay formacji Samael nie przypadł mi do gustu. "Lux Mundi" wypada według mnie jeszcze słabiej.

 






8. Anthrax - Worship Music

Rok 2011 nie był udanym rokiem dla gatunku jakim jest thrash metal. Przynajmniej według mnie, choć wiem, że nowy Anthrax ma swoich zwolenników - ja nim jednak na pewno nie jestem. Nowy krążek tego zespołu jest według mnie raczej przeciętny.

 





7. Megadeth - TH1RT3EN

Mój kolejny dowód na to, że dobrych thrah metalowych płyt w roku 2011 było niewiele. Skoro taki gigant jak Megadeth również mnie zawiódł to ciężko się spodziewać dobrych rzeczy. "Trzynastka" spodobała się szerszemu gronu, więc widocznie to ja jestem ten zły.

 





6. Division By Zero

Ten zespół w roku ubiegłym nic nie nagrał, ale działo się w ich szeregach bardzo wiele. Chodzi oczywiście o personalia. Po tym jak od zespołu odeszli Robert Gajgier (klaiwsze) oraz Maciej Foryta (gitara basowa) wydawało się, że nic złego już się stać nie może. Zresztą zespół znalazł muzyków na ich miejsce. Nowym basistą został Piotr Wierzba a nowym klawiszowcem Vincent Venoir. Niestety okazało się, że w roku 2011 DBZ opuścił także wokalista Sławek Wierny. Trudno mi sobie wyobrazić ten zespół bez jego głosu.

5. Children of Bodom - Relentless Reckless Forever

Jedno z większych nieporozumień roku. Liczyłem na dużą dawkę melodyjnego grania a dostałem nudną papkę byle czego. Duży zawó i chyba najsłabszy krążek CoB.

 






4. Steven Wilson - Grace for Drowning

Jeżeli jakiś fan Wilsona to teraz czyta to pewnie chętnie by mnie dorwał i rozstrzelał. Cóż. Dla mnie jednak najnowsze wydawnictwo Wilsona, a bardziej, jego entuzjastyczne recenzje i wysokie miejsca w podsumowaniach roku to jakiś spory żart. Żart raczej z kategorii tych niezbyt śmiesznych a po prostu wrednych czy też niesmacznych. Mówienie o tym jak bardzo Steven jest awangardowy i podniecanie się tym jest także nie na miejscu. Na tej płycie są dobre utwory ale ogólnie jest przeciętna rzecz. "Raider II" trwający ponad dwadzieścia minut jest o jakieś 80 % za długi. Niedługo Wilson zacznie nagrywać płyty, na których będzie grał na grzebieniu albo garnkach kuchennych a zaślepieni fani stwierdzą, że takiej awangardy i innowacji muzycznej jeszcze nie słyszeli. Ten pan świetnie potrafi nabierać swoich fanów, że tworzy coś wyjątkowego. Na "Insurgentes" dałem się nabrać. Na "GfD" nie mam zamiaru.

3. Kat & Roman Kostrzewski - Biało-czarna

Wokal, który kiedyś robił wrażenie, teraz nudzi. Teksty, które dawniej intrygowały, teraz zniesmaczają. To już nie to samo. Forma została zgubiona lata temu.

 






2. Lou Reed & Metallica - Lulu

Największe płytowe rozczarowanie tego roku. Myślałem, że panowie z formacji Metallica podejmując się czegoś absolutnie nowego, zaszokują. Zrobili to. Szkoda tylko, że w odwrotną stronę. "Lulu" to płyta, o której już pisałem, i do której już wracać na pewno nie chcę.

 





1. Tool

Największym rozczarowaniem roku 2011 w mojej opinii nie był żaden album. To co mnie osobiście ugodziło ajbardziej to fakt, że tradycja pięcioletnich przerw między poszczególnymi albumami formacji Tool została przerwana. Czekałem jak na zbawienie. Nie doczekałem się. Wciąż czekam jak na zbawienie. Rok 2012 to już musi być ich rok...





 





W roku 2012 liczę na wiele wspaniałych płyt. Poniżej dziesięć ważniejszych (moich zdaniem) premier, które powinny się w tym roku pojawić.

  1. Tool
  2. Archive
  3. Metallica 


  4. Blindead
  5. Riverside
  6. Meshuggah
  7. Slayer
  8. Neurosis
  9. Frontside
10. Accept
     Soulfly
     Cannibal Corpse


Czas skupić się na roku 2012...

piątek, 13 stycznia 2012

Muzyka - Podsumowanie roku 2011 - część 5

10. Trivium - In Waves

Czas na dziesięć najlepszych albumów tego roku. Na sam początek zespół, który darzę ogromną sympatią. Świetny album, który w pewien sposó podsumowuje dotychczasową działalność tej formacji. Fani Trivium znajdą tutaj bowiem wszystko, co w tym zespole najlepsze. Nie ma mowy o przypadkowych numerach. Same znakomite tracki na wysokim poziomie. Z każdą płytą zastanawiam się kiedy w końcu Heafy i chłopaki się potkną. Każdy zespół ma jakiś gorszy album. Oni wciąż takiego nie nagrali.



9. In Flames - Sounds of a Playground Fading

Ten zespół już dawno zapomniał, że kiedyś grał chłodny, skandynawski melodic death metal. Teraz muzyka In Flames wygląda zupełnie inaczej i pewnie wielu starszych fanów zespołu tego nie akceptuje. Trzeba jednak pogratulować tego, że nie boją się rozwijać, i choć osobiście nie uważam, iż nagrywanie albumów w podobnej konwencji stylistycznej jest czymś złym (jeżeli są wciąż dobre), to w przypadku tego bandu ewolucja wychodzi na dobre.Kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Szwedów.



8. DevilDriver - Beast

Jak sam tytuł wskazuje, jest to rzecz naprawdę mocna. Bestia atakuje nas z każdym numerem. Dez Fafara po raz kolejny udowadnia, że jest w świetnej formie,a trzeba przyznać, iż nie tylko on. Wszyscy na tej płycie spisują się naprawdę kapitalnie. Sekcja rytmiczna na "Beast" dosłownie miażdży, a solówki są wprost wyśmienite. Trzeba również zwrócić uwagę, iż ta płyta nieco odbiega od ostatnich dokonań zespołu, bo choć wciąż słychać, że jest to DevilDriver, to właśnie niektóre partie gitarowe wydają się być utrzymane w troszeczkę innym klimacie.


7. Decapitated - Carnival is Forever

Ten album przebił nawet najnowsze dokonanie formacji Vader, a co za tym idzie przyczyniło się do wyrzucenia "Welcome to the Morbid Reich" z pierwszej dziesiątki mojego rankingu. Duża dawka technicznego death metalowego grania na poziomie tak wysokim, że aż duma rozpiera człowieka, iż ten zespół pochodzi z naszego kraju.Świetna, klimatyczna okładka zdobiąca owy krążek to kolejny plus tego longplay'a, który stał się w roku 2011 moim polskim albumem roku number 2.





6. Adele - 21

Ten krążek ma u mnie zdecydowanie miano czarnego konia roku. Rzecz, która muzycznie odbiega od wszystkich płyt znajdujących się w tym zestawieniu.Brytyjka dosłownie powala swoim wokalem i nie mogłem jej nie umieścić w pierwszej dziesiątce, gdyż kawałki z jej drugiego albumu zachwycały mnie przez bardzo długi okres czasu. Jestem przekonany, że to się nie zmieni, a takie numery jak słynne już "Rolling in the Deep", "Set Fire to the Rain", czy "Someone Like You" będę powtarzał przez następny rok z ogromną przyjemnością.



5. Machine Head - Unto the Locust

Ścisła czołówka. Piąte miejsce i tuż poza walką o podium w tym roku znalazł się Machine Head, którego najnowszy krążek jest po prostu znakomity. Kiedy po raz pierwszy go odsłuchiwałem to utwór otwierający ("I am Hell") zmiażdżył mnie i wgniótł w fotel.Kapitalna gra nie kończy się jednak na tym numerze, bo płyta w całości jest bardzo równa. Jeśli miałbym się teraz pokusić o jakiegoś faworyta to z pewnością byłby to najlżejszy na płycie, balladowy numer 5 - "Darkness Within".



4. Opeth - Heritage

Muszę przyznać, że od dawna wiedziałem, iż walka o podium rozegra się między moją "wielką czwórką" roku 2011. I właśnie Opeth w tej czwórce zajął miejsce najniższe, i choć przed rokiem uważałem ten album za jednego z dwóch głównych faworytów, to na pewno miejsce zajmowane przez Opeth nie może być zawodem. "Heritage" to album zupełnie inny od ostatnich dokonań zespołu. Akerfeldt zdecydował się przejść z metalu na rock progresywny. Nie ma mowy o growlu i ciężkich riffach. Mimo wszystko album nadrabia to klimatem i świetnymi kompozycjami, których tutaj nie brakuje.



3. Sepultura - Kairos

Czas na podium. Moja radość jest ogromna. Radość spowodowana tym, że z czystym sumieniem mogę umieścić ten album tak wysoko. Bardzo długi czas Sepultura była numerem jeden roku 2011, ale w ostatnich miesiącach ukazały się dwa albumy, które postawiłem nieco wyżej. "Kairos" jest jednak rzeczą godną uwagi. Jest tutaj od początku do końca soczyście i klimatycznie. To znakomita rzecz przepełniona genialnymi motywami instrumentalnymi a także niepowtarzalnym wokalem Derricka Green'a. Coś wspaniałego. Brąz dla Sepultury.






2. Coma - Czerwony album
 
 Nowa Coma tym razem bez tytuły, choć możemy spokojnie przyjąć umowną nazwę - "Czerwony album". W kategorii polskiej płyty roku jest to mój zwycięzca. Po raz kolejny zespół mnie nie zawiódł, a wręcz zaskoczył. Spodziewałem się bardzo dobrej rzeczy z ich strony, ale nie spodziewałem się ich na moim tegorocznym podium. Jest to więc mała niespodzianka, choć na pewno nie sensacja, gdyż Coma udowodniła już, że nagrywa płyty znakomite. Tal jest także z najnowszym "dzieckiem" tej kapeli. Ciężkie, przyjemne riffy i przejmujące teksty,a także "to coś", co Coma po prostu w sobie ma - to plusy tego genialnego wydawnictwa. Srebro dla Comy.



1. Airbag - All Rights Removed

Number 1. Grupa pochodząca z Norwegii była moim tegorocznym faworytem. Nie ma mowy o jakimkolwiek zawodzie. To co wyprawiają na gitarach ci muzycy jest istną rozkoszą. To prawdziwy miód na moje uszy. Muzyka przepełniona pięknem i bólem. Prawdziwy majstersztyk. Słychać tutaj nie tylko inspiracje gigantem rocka progresywnego - Pink Floyd. Można usłyszeć nawet mniej znaną niemiecką grupę Eloy, ale przede wszystkim Norwegowie sami w sobie są geniuszami, którzy z lekkością i płynnością płyną grając kolejne nuty. Do tego wszystkiego charakterystyczny wokal, który pasuje do całości idealnie. Wszystkie tytuły są cudowne, ale to co pojawia się na koniec to prawdziwa perła. Trwający ponad siedemnaście minut "Homesick I-III" to najgenialniejsza kompozycja stworzona w roku 2011. Solówka znajdująca się w finałowej części utworu rozrywa mnie na części. Airbag - "All Rights Removed" w pełni zasłużył na miano najlepszego albumu roku 2011. Złoto dla poduszki powietrznej z Norwegii.

czwartek, 12 stycznia 2012

Muzyka - Podsumowanie roku 2011 - część 4

20. CygnosiC – Fallen

Pierwszą dwudziestkę otwiera jedna z moich rewelacji tego roku. Nigdy dotychczas nie słuchałem tego typou muzyki, ale jest to rzecz niezwykle ciekawa. Muzyka elektroniczna z dodatkiem growlu to coś naprawdę ciekawego. CygnosiC to grecki zespół wykonujący muzykę, którą nazwać możemy dark electro. Świetnie sprawdza się na słuchawkach, w ciemnościach, a najlepiej na plaży – nocą, kiedy morze jest wzburzone.
 




19. Carnifex – Until I Feel Nothing

Jeden z tych zespołów, które były przeze mnie nieco niedoceniane. Zmieniło się to jednak diametralnie. Następca bardzo dobrego „Hell Chose Me” oferuje nam dawkę deathcore’u na bardzo wysokim poziomie. Utwór tytułowy jest prawdziwą ozdobą tej płyty, a motyw przewodni oraz zakończenie tej kompozycji to czysta rozkosz. Wszystkiego dopełnia nam kapitalna, mroczna okładka.
 




 18. Mastodon – The Hunter

Trzeba przyznać, że albumem „Crack the Skye” panowie z formacji Mastodon zawiesili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Czy udało się ją przeskoczyć? Raczej nie. Poprzedni longplay tego zespołu zajął w moim notowaniu 5. miejsce. Mimo wszystko „Łowca” jest krążkiem bardzo udanym i na pewno łatwiej przyswajalnym od ostatniego dzieła Amerykanów. Na „The Hunter” otrzymujemy mniej skomplikowane i krótkie kompozycje, które pozostawiają po sobie naprawdę dobre wrażenie.
 


17. Evile – Five Serpent’s Teeth

Mój thrash metalowy album roku. Podczas, gdy zawiodły mnie takie formacje jak Anthrax, czy Megadeth, Evile pokazał, że można stworzyć rzecz łojącą niemiłosiernie i bez przynudzania. Kawał dobrej roboty i thrash na bardzo wysokim poziomie. Czekałem na ten krążek i zdecydowanie się nie zawiodłem.
 





16. This Will Destroy You – Tunnel Blanket

Najlepsza post rockowa rzecz tego roku. Wciągający album,którego otwierający utwór „Little Smoke” jest depresyjną podróżą po absolutnie najsmutniejszych rejonach ludzkiej duszy. Bardzo dobra płyta.
 







15. Born of Osiris – The Discovery

Deathcore roku. Mimo, że krążek trwa dość długo jak na ten gatunek muzyczny (ponad pięćdziesiąt minut) to pokazuje, iż można w tej szufladce zrobić jeszcze bardzo wiele. Dużo nietypowych zabiegów i smaczków, które pojawiają się na tym LP sprawia, że podróz poprzez ten album jest niezwykle interesująca i odkrywcza.
 





14. Rise to Remain – City of Vultures

Co wyróżnia zespół Rise to Remain? Jest to jedna z wielu formacji metalcore’owych, ale nie pochodzą oni ze Stanów Zjednoczonych, lecz z Wielkiej Brytanii. Do tego wokalistą zespołu jest Austin Dickinson. Tego nazwiska chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Syn wielkiej legendy Iron Maiden radzi sobie na debiutanckim krążku naprawdę bardzo dobrze. Według mnie Rise to Remain to duża nadzieja gatunku, a ich debiut jest bardzo udaną płytą.
 



13. Korn – The Path of Totality

Korn po raz kolejny zaskakuje. Chociaż czy w przypadku tego zespołu można mówić o zaskoczeniu? Korn udowadniał już, że jest zespołem, który potrafi wymknąć się ze swoich ram muzycznych. Tym razem chyba zrobili to jeszcze bardziej. Eksperyment zdecydowanie się powiódł bo elektroniczny longplay „The Path of Totality” jest przepełniony świetnymi numerami, które nasycone są soczyście udanymi refrenami.
 



12. Amon Amarth – Surtur Rising

Powrót wikingów z Amon Amarth zawsze wzbudza we mnie wielkie emocje. Cenię sobie szwedzką grupę i każdy ich longplay oferuje mi dużą dawkę dobrych melodii. Tak jest i tym razem, choć może „Surtur Rising” nieco ustępuje kilku ostatnim dokonaniom zespołu. Mimo wszystko to kolejna rzecz wyprodukowana rękami tej formacji, która mnie bardzo zadowala.
 




11. Vader – Welcome to the Morbid Reich

Kiedy słuchałem tej płyty to myślałem, że znajdzie się ona w pierwszej dziesiątce tego roku. Okazało się, że jest minimalnie za nią, co świadczy o tym, że ten rok wcale do słabych nie należał. Vader konkretnie łoi tutaj od początku do końca aż miło. Świetny album polskiego zespołu i w klasyfikacji „polskiej” ta płyta zajmuje najniższe miejsce na podium.

środa, 11 stycznia 2012

Muzyka - Podsumowanie roku 2011 - część 3


30. Saxon – Call to Arms

Wkraczamy do trzeciej dziesiątki więc albumy powinny robić się jeszcze ciekawsze. I na otwarcie wielki klasyk, czyli zespół Saxon. Jeden z twórców New Wave of British Heavy Metal powrócił z najnowszym dziełem, które stoi na poziomie świadczącym o klasie tego zespołu. Oczywiście Saxon to kapela, która lata swej wielkiej chwały ma już raczej za sobą, ale mimo wszystko uważam, że ich ostatnia płyta to kawał dobrego heavy metalu.




29. Uriah Heep – Into the Wild

Kolejny klasyk. Uriah Heep to zespół, którego przedstawiać nie trzeba. Wiele lat na scenie, ale wciąż panowie są w dobej formie i nagrywają nam płytę, której słucha się bardzo przyjemnie. Do tego znajduje się na tym krążku świetny utwór tytułowy, który jest prawdziwym szlagierem. Brawa dla Uriah Heep.






28. Russian Circles – Empros
 
Muszę przyznać, że rok 2011 był dość ubogi jeśli chodzi o wydawnictwa z gatunku post rock/metal. Russian Circles to jeden z dwóch zespołów, wykonujących instrumentalną odmianę post rocka, które znalazły się w moim zestawieniu podsumowującym rok 2011. Udany krążek, choć dużej konkurencji według mnie w tym roku nie mięli. Mimo wszystko uznanie dla zespołu za ten longplay ozdobiony przy okazji bardzo ładną okładką.




27. Stratovarius – Elysium

Jeśli mnie pamięć nie myli, jest to pierwszy album jaki usłyszałem w roku 2011. Znaleźć tutaj można przede wszystkim dużo ładnych melodii, ciekawe gitary, typowy dla power metalu wokal a także osiemnastominutowy kolos w postaci kończącego album utworu tytułowego. Dobra rzecz, choć jeżeli ktoś nie przepada za power metalem to zapewne i ten album go nie przekona do tego gatunku.





26. Chimaria – The Age of Hell
 
Nigdy specjalnie nie przepadałem za Chimairą. Podobały mi się pojedyncze numery, ale żadna płyta nie zrobiła na mnie jakiegoś powalającego wrażenia. Trzeba jednak przyznać, że „The Age of Hell” to kawał bardzo dobrej roboty. „The Age of Hell” zmieniło moje podejście do tej kapeli i na pewno dam sobie jeszcze szansę na dokładniejsze przedstudiowanie ich dotychczasowej dyskografii.





25. Dream Theater – A Dramatic Turn of Events
 
Tego albumu spodziewałem się nieco wyżej, bo przynajmniej w pierwszej dwudziestce. Troszeczkę jednak zawiedli, choć wciąż nie mogę powiedzieć, że najnowsze dokonanie DT to album nieudany. Jest to płyta troszeczkę nierówna, ale z momentami bardzo dobrymi. Nowy perkusista robi tutaj kawał dobrej roboty,a zespół prezentuje nam to co zwykle, czyli długie rozbudowane kompozycje, w których czuje się najlepiej.




24. Mjut – Akcja ratowania ślimaków

 Gdy tylko usłyszałem o zespole Mjut i dowiedziałem się, że zadebiutują z albumem o nazwie „Akcja ratowania ślimaków”, wiedziałem, że muszę zapoznać się z tym materiałem. Skłoniła mnie do tego nietypowa okładka oraz nietypowy tytuł tego albumu. Nie zawiodłem się. Ten krążek to klimatyczne i melancholijne brzmienia, które są zdobione przez specyficzne i intrygujące teksty.




23. Piotr Rogucki – Loki-Wizja dźwięku
 
Jeśli ktoś myślał, że pierwszy solowy album wokalisty Comy będzie tylko powielaniem pomysłów jego macierzystego zespołu to był w błędzie. Piotr Rogucki stworzył swój własny projekt, który jest pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów formacji Coma i nie tylko. „Loki-Wizja dźwięku” to kawał dobrej muzyki, a utwór „Mała” jest jego słodką wisienką na torcie.




22.The Black Dahlia Murder – Ritual
 
Piąty album grupy The Black Dahlia Murder to dawka naprawdę mocnego łojenia melodeath metalowego. Nie jest to raczej granie dla fanów łagodniejszego melodic death w stylu In Flames, gdyż The Black Dahlia Murder niemiłosiernie atakuje nas na swoim najnowszym krążku zmasowaną dawką energii. Świetna praca gitar na całej płycie, ale gdybym miał wyróżnić jakiś tytuł to z pewnością byłby to numer pięć tego krążka – „The Window”.




21. Morbid Angel – Illud Divinum Insanus
 
Ten album był odebrany dość krytycznie przez wielu fanów zespołu. To dlatego, że Morbid Angel popełnił na „Illud Divinum Insanus”eksperyment w postaci stworzenia muzyki nieco innej niż dotychczas. Najnowsze dokonanie MA jest w dużej części industrial metalowe. Riffy kojarzące się z niemiecką grupą Rammstein, w moim odczuciu wypadają świetnie. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na najdłuższe trzy kompozycje na płycie, bo to właśnie one są przede wszystkim utrzymane w tym klimacie. Niestety panowie z Morbid Angel zawiedli mnie nieco na Metal Hammer Festival, gdzie chyba bojąc się po reakcjach fanów, grali najbardziej typowe dla zespołu kawałki, odrzucając kompletnie utwory o nowej dla zespołu charakterystyce.

wtorek, 10 stycznia 2012

Muzyka - Podsumowanie roku 2011 - część 2


40. Landscape – Outside of Nowhere
  
Landscape to kolejny przedstawiciel polskiej sceny rocka progresywnego. Zespół zadebiutował w minionym roku albumem „Outside of Nowhere”, który stoi na naprawdę dobrym poziomie i pozytywnie wróży na przyszłóść zespołu.







39. Żywiołak – Globalna Wiocha
 
Żywiołak to bardzo specyficzny zepół, który poznałem już jakiś czas temu. W nieco zmienionym składzie w końcu wydali wyczekiwany longplay będący albumem koncepcyjnym opowiadającym o wcieleniu się ducha Fryderyka Chopina w postać krasnala ogrodowego. Krasnal ten wyrusza w wędrówkę po świecie i odwiedza różne miasta Europy. Ma również wiele przemyśleń, o których opowiadają odważne teksty zawarte na tej płycie. Dobra rzecz, która jest na pewno inna od poprzedniej płyty. Wydaje mi się, że zespół stracił nieco na mrocznym klimacie, ale mimo wszystko nowe oblicze również może się podobać, gdyż Żywiołak wciąż nagrywa dobre numery.

38. Times of Grace – The Hymn of a Broken Man
 
Nie doczekaliśmy się w poprzednim roku nowego albumu Killswitch Engage, ale za to początek roku 2011 przyniósł nam inny projekt Adama Dutkiewicza – Times of Grace. Muzycznie raczej dość blisko KsE, a jeśli chodzi o poziom to też wygląda to pozytywnie. „The Hymn of a Broken Man” bije na głowę chociażby ostatnie dokonanie KsE, a utwór „Live in Love” spędził bardzo dużo czasu w moich słuchawkach.





37. Metallica – Beyond Magnetic

Jedną z głośniejszych premier tego roku była płyta formacji Metallica z Lou Reed’em. Zupełnie w cieniu tego wydarzenia pojawiła się pod koniec roku ta Epka, która została złożona z czterech kawałków, które nie znalazły się na płycie „Death Magnetic”, a zostały zarejestrowane w sesji nagraniowej do tego właśnie krążka. Cztery thrash’owe numery na dobrym poziomie.





36. Apple Bells – Rzeka Dam

Śpiewogra (tak nazywają to muzycy) dotycząca między innymi relacji damsko-męskich. Ciekawa rzecz o oryginalnym brzmieniu i wielowątkowości muzycznej. Dużo różnych motywów i szerokie spektrum lżejszych i mocniejszych fragmentów czyni ten album rzeczą bardzo atrakcyjną.





35. Unearth – Darkness in the Light
 
Jeden z kolejnych metalcore’owych zespołów, które uraczyły nas swoim albumem w roku 2011. Muszę przyznać, że zespół ten kojarzyłem zawsze z nazwy, ale ich wcześniejszego dorobku specjalnie nie znałem. Mimo wszystko najnowsze dokonanie formacji Unearth przypadło mi szybko do gustu a utwór „Overcome” stał się dla mnie jednym z największych metalcore’owych szlagierów roku ubiegłego.





34. Belphegor – Blood Magick Necromance

Tutaj nie ma żadnych żartów. Pochodzący z Austrii zespół Belphegor to połączenie black i death metalu, co czyni ich muzykę niezwykle mocną, ale i klimatyczną. Album „Blood Magick Necromance” to jedna z pierwszych rzeczy poznanych przeze mnie w zeszłym roku i już wtedy wiedziałem, iż na pewno nie zapomnę o nich przy tworzeniu mojego top 2011. To już dziewiąty album Austriaków i trzeba przyznać, że robi on wrażenie takimi numerami jak utwór tytułowy ,„Rise to Fall and Fall to Rise”,  czy wieńczący dzieło „Sado Messiah”. I nie tylko nimi, gdyż cała płyta trzyma naprawdę wysoki poziom.


33. Cavalera Conspiracy – Blunt Force Trauma

Nazwisko Cavalera jest w świecie muzyki metalowej niezwykle znane. To nie tylko kultowa Sepultura, niezwykle znany zespół Soulfly, ale również projekt braci Cavalera, czyli Cavalera Conspiracy. To już drugi album pod tą nazwą i trzeba przyznać, że słyszymy tutaj typowe dla Maxa numery. Duża moc i gniew zawarta tradycyjnie w krótkich kawałkach. Tylko czekać na nowy album Soulfly, na którym mam nadzieję znaleźć jeszcze większą dawkę dobrej muzyki.




32. Darkest Hour – The Human Romance
 
Jeszcze jeden metalcore( choć DH jest klasyfikowane również jako melodic death metal) pod koniec tej dziesiątki. Romantyczny tytuł, romantyczna okładka i muzyka na dobrym poziomie. Warto poświęcić tej płycie trochę swojej uwagi a odwdzięczy się takimi kompozycjami, jak „Savor the Kill”, czy „Love as a Weapon”. Są to naprawdę konkretne tytuły, ale nie ma się co dziwić, gdyż Amerykanie nie są żadnymi nowicjuszami. „The Human Romance” jest bowiem już ich siódmym krążkiem.



31. Jelonek – Revenge
 
Drugi solowy album Michała Jelonka to po raz kolejny pokazanie, jak można połączyć muzykę klasyczną z mocnymi rockowymi gitarami. Usłyszymy tutaj, jak w przypadku debiutu, świetne partie ciężkich gitar i wybijające się melodie grane na skrzypcach przez głównego sprawcę tego dzieła. „Revenge” to muzyka instrumentalna na wysokim poziomie. Nic dodać, nic ująć.